Droga Scathach,
Żałuję, że nie
mogę powiedzieć Ci tego wszystkiego osobiście. Boję się jednak,
że ci, którzy chcieliby wykorzystać moją wiedzę, znajdą mnie tu
przed Tobą. Uznałem, że najbezpieczniej dla Ciebie będzie, jeśli
nie będą mieli okazji spróbować zmusić mnie do podzielenia się
z nimi tą wiedzą. Zawsze byłaś ode mnie silniejsza, więc wiem,
że zrozumiesz.
Gdybym mógł,
skontaktowałbym się z Tobą wcześniej. Kiedy jednak zyskałem
pewność co do moich podejrzeń, było już za późno. Liczę, że
to również mi wybaczysz.
Skoro czytasz ten
list, zapewne sama wiesz już, że urodziłaś się jako baleanai,
Dziecko Śmierci. Ja sam dowiedziałem się o Sługach Zapomnianego,
kiedy przybyli do Sanktuarium, by zabrać chłopca, którego
podrzucono nam kilka tygodni wcześniej. Byłem wtedy zaledwie
adeptem, ale widziałem, jak odbierają go siłą jego opiekunowi.
Powiedzieli, że dziecko należy do ich boga, Czarnego Pana, i że
nie możemy nic zrobić, by zmienić jego przeznaczenie. Zastanowiło
mnie to, jednak porzuciłem tę sprawę. Być może popełniłem
błąd.
Pewnie zastanawiasz
się, skąd wiem, że jesteś baleanai... Cóż, już kiedy pierwszy
raz się spotkaliśmy, coś mnie zaniepokoiło, choć nie wiedziałem,
co to było. Dopiero kiedy zobaczyłem Cię trzy lata później,
zauważyłem, jak ogromna zmiana w Tobie zaszła. Zdałem sobie
sprawę, że tkwi w Tobie jakaś moc, coś w rodzaju klątwy. Wtedy
przypomniałem sobie o chłopcu, którego kiedyś zabrano z
Sanktuarium. Byłem już niemal pewny, że podobnie jak on zostałaś
naznaczona przez Czarnego Pana. Wiedziałem o Tobie na tyle dużo, by
domyślić się, że zabrano Cię Sługom Zapomnianego już jako
dziecko. Chciałem powiedzieć Ci o swoich przypuszczeniach, niestety
wyjechałaś, zanim zdążyłem to zrobić. Od tamtej pory zbierałem
jednak każdy skrawek informacji, który mógłby dotyczyć Sług lub
ich boga. Nie było o nie łatwo, ale dowiedziałem się
wystarczająco dużo, by postanowić Cię ostrzec.
Wtedy do Sanktuarium
przybył pewien człowiek. Pytał o Ciebie, widocznie wiedział lub
podejrzewał, że kiedyś tu byłaś. Mówił, że ma dla Ciebie
propozycję i szuka jedynie kontaktu. Odprawiłem go z niczym.
Niedługo potem pojawiły się listy gończe. Wiedziałem już, że
ludzie, którzy chcą Cię znaleźć, są na tyle potężni, by
wpłynąć na działania Księcia i Straży, nie miałem też
wątpliwości, że szukają Cię ze względu na klątwę. Tylko jedna
organizacja mogła interesować się potencjalnym Dzieckiem Śmierci
i szukać go przy pomocy takich środków – byłem pewny, że
sprawę zamieszany jest Związek Najemników. Mogłem tylko mieć
nadzieję, że wiesz już, z kim naprawdę masz do czynienia. Nie
wiedziałem, jak mógłbym się z Tobą skontaktować, nie wzbudzając
podejrzeń i nie ściągając na Ciebie większego niebezpieczeństwa,
więc postanowiłem zostawić Ci wiadomość tu, w Sanktuarium,
licząc, że kiedy dowiesz się, kim jesteś, postanowisz poszukać
tu schronienia i rady.
Musisz uważać,
Scathach. Klątwa, dzięki której Słudzy Zapomnianego odnajdują
naznaczone przez ich boga dzieci, ma znacznie głębsze działanie.
To boska magia, ingerująca w istotę umysłu człowieka. Dlatego
muszę Cię ostrzec. Każda zadana śmierć wzmacnia działanie
klątwy, stopniowo oddając Cię pod władzę Zapomnianego. Miałaś
niebywałe szczęście, że Słudzy nie zdążyli wyszkolić Cię na
swoją akolitkę, ale musisz być ostrożna. Być może już to
czujesz – to, co nieliczni spisujący swoje przeżycia nazywali
„zewem krwi”. Dopóki mu się opierasz, jesteś bezpieczna, ale
granica jest cienka. Jedno więcej odebrane życie może całkowicie
pozbawić Cię kontroli. Wciąż jednak możesz się przed tym
uchronić. Wiem, że tak naprawdę nigdy nie chciałaś zabijać. Być
może sama podświadomie czułaś, że kryje się w tym coś więcej.
Chciałbym móc
powiedzieć, że wiem, jak całkowicie uwolnić Cię od klątwy. Mam
nadzieję, że kiedyś sama to odkryjesz. Tymczasem nie pozwól, by
zawładnęła Tobą nienawiść. Magia Zapomnianego karmi się
najczarniejszymi z ludzkich uczuć. Nie zmienisz przeszłości, ale
możesz wykorzystać ją, by pójść dalej. Jest jak klucz, który
trzeba zostawić w drzwiach. Wiem, że jesteś dość silna, by to
zrobić.
Żałuję tylko, że
nie mogłem powiedzieć Ci o tym wcześniej.
Twój przyjaciel
Yoshua
P.S. Jeśli
kiedykolwiek będziesz musiała odnaleźć Zakon Zapomnianego, kieruj
się z Sanktuarium na wschód, w stronę gór. Szukaj wąwozu, w
którym mrok panuje nawet za dnia. To początek ścieżki, która
doprowadzi Cię do ich kryjówki.
Wpatrywała się w pergamin, czując ogarniający ją z sekundy na
sekundę chłód. Podniosła wzrok na pogrążonego w letargu mnicha.
Palce już jej nie drżały. Była wręcz przerażająco spokojna.
Wszystko
zaczęło nabierać sensu.
Odetchnęła
głęboko, uświadomiwszy sobie, że od dłuższej chwili
wstrzymywała oddech. Wyciągnęła dłoń, by położyć ją na
splecionych palcach ojca Yoshuy. Chciała coś mu powiedzieć, ale
nie wiedziała co. Ścisnęła więc tylko jego dłonie, po czym
wstała i schowała list z powrotem do koperty. Plątaninę myśli i
emocji zepchnęła w głąb umysłu, tak jak robiła to wiele razy
wcześniej. Musiała wydostać się z Sanktuarium niezauważona, i to
możliwie najszybciej.
Rzuciwszy
ostatnie spojrzenie na uśpionego mnicha, odwróciła się i podeszła
do drzwi. Nasłuchiwała chwilę, ale z korytarza nie dobiegł jej
najmniejszy nawet odgłos. Wyślizgnęła się ostrożnie i
rozejrzała. Na korytarzu nie było nikogo. Ruszyła labiryntem
korytarzy w stronę wyjścia, w pewnym momencie zatrzymała się
jednak i skręciła w inną odnogę.
Drzwi
do kwatery Samuela nie były zamknięte na klucz. Weszła ostrożnie
i zobaczyła młodego przełożonego śpiącego w najlepsze w swoim
łóżku. Podeszła do biurka i w padającym przez okno bladym
świetle księżyca znalazła skrawek papieru, pióro i kałamarz.
Dziękuję, nakreśliła szybko, po czym dorysowała pod
spodem listek wiązu. W podobny sposób pożegnała się z Samuelem
ostatnim razem – na pewno zrozumie, kto zostawił liścik. Nie
chciała ryzykować i pisać więcej. Czas naglił, więc
czym prędzej wymknęła się z pokoju.
Była
już prawie przy wyjściu, kiedy z korytarza prowadzącego do
depozytu broni usłyszała jakiś hałas. Szczęk metalu.
Przyspieszyła kroku, ale w tym samym momencie zza zakrętu wyszli
domniemani handlarze, ci sami, których tej nocy spotkała już
nieopodal pokoju Yoshuy. Stanęli jak wryci, ale tylko na moment.
–
To ona! – krzyknął jeden, po czym obaj ruszyli biegiem w jej
stronę. W dłoniach mieli miecze, zapewne dopiero co wykradzione z depozytu. Scathach dopadła do drewnianych wrót prowadzących na
dziedziniec i pchnęła mocno. Ku jej uldze ustąpiły. Niewiele
widząc po wydostaniu się z oświetlonego korytarza w ciemność,
pobiegła przez dziedziniec. Kiedy była już przy drugich wrotach,
usłyszała za sobą podniesione głosy tamtych. Podniosła sztabę
zabezpieczającą bramę w nocy, pchnęła jedno ze skrzydeł i
zaczęła biec.
–
Yvrinie! – zawołała, nie dbając już o zachowanie ciszy. W
odpowiedzi usłyszała tętent kopyt gdzieś z prawej. Obejrzała
się. Jej oczy przyzwyczaiły się już do mroku, zobaczyła więc
znajomą sylwetkę nadjeżdżającą na koniu. Zwolniła i wyciągnęła
lewą rękę, a Yvrin chwycił ją i w biegu wciągnął wojowniczkę
na wierzchowca. Kiedy już bezpiecznie siedziała, objęła go w pasie i spojrzała przez
ramię. Obaj ścigający ją mężczyźni stali za bramą,
najwyraźniej doszedłszy do wniosku, że nie mają szans ich dogonić. Dobiegły ją stłumione przekleństwa.
***
–
Co tam się stało? – spytał Yvrin, kiedy zatrzymali się nad
ranem w niewielkiej trawiastej kotlince pomiędzy wzgórzami,
położonej na tyle daleko drogi, by nie musieli bać się zauważenia, na
tyle jednak blisko, by w razie czego mogli usłyszeć pościg.
Rozkulbaczyli konia i puścili go na popas. Ogniska nie rozpalali.
–
Zauważyli mnie tuż przy wyjściu. Czysty przypadek, kradli swoją
broń z depozytu i... – Wzruszyła ramionami. – Wcześniej
widziałam ich w pobliżu pokoju Yoshuy. Dharn musiał coś o nim
wiedzieć. – Skrzywiła się lekko.
– A
ty? Dowiedziałaś się czegoś?
Kiwnęła
głową.
–
Rzeczywiście była tam skrytka. Znalazłam w niej list –
powiedziała bezbarwnym głosem, po czym podała mu wydobytą zza
pazuchy kopertę.
–
Jesteś pewna? – spytał, unosząc brwi. Ponownie potwierdziła
kiwnięciem, więc zajrzał do środka, wyciągnął list i zaczął
czytać. W szarości świtu dostrzegła, że nieznacznie zbladł pod
marynarską opalenizną.
–
To... – zaczął.
–
To niczego nie zmienia – przerwała mu natychmiast i stanowczym
ruchem zabrała list i kopertę.
–
Niczego nie zmienia? – powtórzył zdumiony Yvrin. – Na bogów,
przecież ty nie możesz tam iść!
–
Mogę. I pójdę. To jedyna szansa, żeby uwięzić Dharna. Jeśli
dobrze to rozegram, przyjmą mnie jako jedną ze swoich i...
– I
każą zabijać. Nie wmówisz mi, że się tego nie spodziewasz.
–
Poradzę sobie.
–
To szaleństwo. Albo ty kogoś zabijesz, albo oni zabiją ciebie...
–
Więc co mam zrobić? Zabić go na własną rękę, czy może mu
wybaczyć i pozwolić niszczyć życie kolejnym ludziom?! –
Nieświadomie podniosła głos.
Yvrin
nie odpowiadał, najwyraźniej bijąc się z myślami. W końcu
westchnął ciężko.
–
Masz rację – powiedział z rezygnacją. – Ale niech mnie porwą
demony, jeśli to nie jest najbardziej szalona rzecz, o jakiej
słyszałem. I coraz mniej podoba mi się ten pomysł.
–
Możesz się wycofać – odezwała się już łagodniej. – Nie będę
miała ci tego za złe...
–
Nie o siebie się boję – odparł, patrząc jej w oczy. Przez
chwilę była zbyt zdumiona tym nagłym wyznaniem, by jakkolwiek
zareagować. Potem odwróciła wzrok.
–
Lepiej już jedźmy. Tamci na pewno są niedaleko – powiedziała,
sięgając po derkę i siodło. Yvrin przez chwilę sprawiał
wrażenie, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie kiwnął
tylko głową. W milczeniu zebrali się do dalszej drogi.
Postarali
się, aby po ich krótkim postoju nie został najmniejszy ślad.
Konia, zmęczonego całonocną jazdą, postanowili poprowadzić za
uzdę. Poszli w głąb lasu, oddalając się od drogi i – mieli
nadzieję – pogoni.
Nie
minęło nawet parę minut, kiedy Scathach zatrzymała się raptownie
i obejrzała przez ramię. Koń parsknął cicho.
Może
to wyobraźnia płatała jej figle, ale wojowniczka była niemal
pewna, że od strony drogi usłyszała cichy, tłumiony odległością
i rozproszony wśród drzew tętent kopyt.
Starając
się ignorować nieprzyjemny ucisk w żołądku, odwróciła się i
ruszyła dalej za Yvrinem. Na wschodzie powoli zaczynało czerwienieć
słońce.
<< #31 #33 >>
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!