Po raz czwarty zapraszam Was na świąteczną opowieść. Tym razem będzie to historia o ogromnej sile drzemiącej w Nocy Bożego Narodzenia. Sile, która zmienia serca i dokonuje niemożliwego.
Miłej lektury!
~ Insa
Rozejm
8 grudnia 1914 r., Belgia, okolice
Ypres
– Panie oficerze!
– Słucham,
żołnierzu.
– Telegram do
pana...
– Hmm... proszę
mi to pokazać. Spocznij.
– Tak jest, panie
oficerze.
PAPIEŻ MÓWI
ROZEJM STOP NIE PRZERYWAĆ WALK STOP
Oficer zmarszczył brwi i nerwowym ruchem poprawił szarozielony
mundur. Papież? Rozejm? Kampania we Flandrii zakończyła się ponad
dwa tygodnie temu, ale o rozejmie nie mogło być mowy. Walki
pozycyjne trwały w zasadzie bez przerwy... Po nieudanym podboju
Francji tym gorliwiej należało walczyć w obronie Cesarstwa.
Z drugiej jednak strony w grę wchodziło sprzeciwienie się woli
Głowy Kościoła.
Mężczyzna w zamyśleniu zmiął kartkę z telegramem, podpalił i
rzucił na ziemię. Rozkaz to rozkaz, pomyślał. Papież
papieżem, ale skoro dowództwo każe walczyć, to będziemy
walczyć...
*
17 grudnia 1914
r., Belgia, okolice Ypres
W kolejce po odbiór poczty panował nieokiełznany wręcz
rozgardiasz. Paczki przyszły niemal do wszystkich i każdy chciał
dostać swoją jak najszybciej.
– Krause, Hans!
Młody żołnierz podniósł wzrok. Upragniona paczka tkwiła w dłoni
kaprala, uniesiona wysoko ponad głowy jego towarzyszy. Chłopak
zaczął niezbyt delikatnie przeciskać się w stronę dowódcy.
Zamachał ręką, by zwrócić na siebie jego uwagę.
– Tutaj! – krzyknął dla pewności. Gdyby kapral uznał, że
Hans nie przyszedł odebrać paczki, młodzieniec musiałby czekać,
aż wydawanie poczty dobiegnie końca, i dopiero wtedy się po nią
zgłosić. Starszy stopniem żołnierz dostrzegł go jednak i skinął
głową. Hans przepchnął się wreszcie na sam przód i wyciągnął
ręce po paczkę.
– Poszczęściło się wam, żołnierzu. Chyba najcięższa dzisiaj
– powiedział z uśmiechem kapral i przekazał mu spory pakunek. Na
szarym papierze znajomym starannym pismem wypisane było jego
nazwisko i jednostka.
– Dziękuję, kapralu – odpowiedział, po czym z niejakim trudem
wydostał się z prowizorycznej bazy na świeże powietrze.
Nadchodziły mrozy, jednak nie zapowiadało się, by którykolwiek z
żołnierzy miał przeczekać je przy ciepłym kominku...
Hans dotarł wreszcie do swojego legowiska
w okopach i zabrał się do otwierania paczki. W ostatnim liście
poinformował rodzinę, że nie wróci do domu Święta, że
właściwie nie wie, czy służba skończy się przed wiosną.
Spodziewał się listu pełnego niepokoju i troski...
Nic takiego jednak nie znalazł. W paczce znajdowała się pięknie
malowana karta ze Świętą Rodziną i napisem Chwała na
wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli! (z całą
pewnością wykonała ją zdolna mała Helen) oraz liczne drobiazgi,
zapewne zbierane wśród całej rodziny. Była więc nowa tabakierka
(od ojca, jak zgadywał), haftowana chustka z inicjałami H.K.
(robota matki), kilka paczek papierosów (na pewno pomysł Marka),
drewniane puzderko rzeźbione w zgrabne esy-floresy, a w nim zapas
tabaki (od stryja), a nawet kilka kawałków czekolady (załatwionych
zapewne przez starszą z sióstr ze sklepu, w którym dorabiała jako
posługaczka) oraz druciany lampionik ze świeczką i kilkoma
zapałkami. Kiedy już wszystkiemu się przyjrzał, otworzył kartę
i odczytał zawartość.
Najdroższy
Hansie,
Niech w te
Święta Narodzenia Zbawiciel ma Cię w swojej opiece. Niech
zaprowadzi w Twoim sercu pokój i doprowadzi szczęśliwie do domu,
niech rozjaśnia Ci drogę i przywodzi na myśl wspomnienie tych,
którzy każdego dnia niecierpliwie czekają Twojego powrotu.
Bóg z Tobą!
Na zawsze Ci
oddani
Rodzice,
siostry i brat
W oczach stanęły mu łzy wzruszenia, dlatego nie od razu zauważył,
że z karty wypadł jeszcze jeden kawałek papieru. Zamrugał i
podniósł zgubę. Było to zdjęcie. Na widok widniejącej na nim
twarzy jego serce zabiło nieco mocniej. Andrea... Oczywiście, jej
ojciec miał przecież zakład fotograficzny. Hans obrócił zdjęcie
w dłoni. Na odwrocie widniała data 1 grudnia 1914 r. oraz jedno
jedyne słowo.
Czekam.
Hans uśmiechnął się z czułością. Ożenię się z nią, jak
tylko wrócę, pomyślał. Bóg da, już na wiosnę...
Odłożył całą zawartość paczki na bok i wyciągnął zza
pazuchy sfatygowany notes i ołówek. Nabazgrał na marginesie datę,
nazwę jednostki i przybliżone miejsce.
134 dzień na
froncie. Zimno. Wojna przedłuży się pewnie do wiosny. Święta w
okopach. Przyszła paczka z Monachium...
Starannie wypisał całą zawartość paczki, po czym zamknął
notes.
– A ty znowu swoje, Hans?
Młodzieniec podniósł wzrok i natychmiast dostrzegł Carla,
współtowarzysza z jednostki. Uśmiechał się, ale Hans widział na
jego twarzy niepokój i zmęczenie.
– Lepsze pisanie, niż przegrywanie w karty ostatnich papierosów –
odgryzł się, odwzajemniając uśmiech. Schował notes z powrotem do
kieszeni na piersi, po czym odsunął się nieco, by zrobić miejsce
obok siebie. Przyjaciel usadowił się wygodnie.
– Co dostałeś na Gwiazdkę? – spytał z udawaną nonszalancją,
zerkając na niewielki stosik drobiazgów leżący nieopodal.
– Parę szpargałów i czekoladę. A ty?
Carl milczał przez chwilę.
– Narzeczona? – odezwał się i wskazał gestem na fotografię
Andrei. – Ładna. Na pewno na ciebie poczeka.
– Carl?
– Tak?
– Twoja paczka nie doszła, prawda?
– Nie doszła.
*
24 grudnia
1914, Belgia, okolice Ypres
– Hans?!
– To nic... Draśnięcie...
– Po coś tam wyłaził, głupi! Chcesz wrócić do domu czy nie?!
– Kazali strzelać.
– Chodź do felczera. Trzeba to zatamować...
– Carl?
Cisza. Gdzieś blisko padło kilka strzałów.
– Carl, dzisiaj Wigilia.
– No i?
– Nie chcę zabijać w Wigilię.
– Nikt z nas nie chce, Hans.
– Więc czemu strzelamy?
Cisza.
– Chodźmy. Chyba wstrzymali ogień. Dasz radę sam?
– Dam. Tylko pomóż mi wstać.
*
kilka godzin
później
Okopy zapłonęły blaskiem. Hans usiadł najwygodniej, jak mógł,
biorąc pod uwagę sztywno obandażowaną nogę, i niemal z
namaszczeniem zapalił własny lampionik. Nikt nie strzelał – ani
oni, ani Anglicy po drugiej stronie. Było cicho i jasno, mimo że
wokół zapadał już wczesny zmierzch.
Hans rozejrzał się wokół. Widział towarzyszy, zwykłych
szeregowych żołnierzy, którzy ze śmiechem rozwieszali lampki,
rozstawiali świeczki i lampiony. Ich mały kawałek Świąt. Ich
mała Wigilia.
Nie będą jednak mieli prawdziwej Wigilii. Prawdziwa Wigilia to
ciepły dom, odświętnie ubrani bliscy, wyborna kolacja. Prawdziwa
Wigilia to śnieg za oknem, a nie za kołnierzem munduru. Prawdziwa
Wigilia to śpiewanie kolęd przy kominku...
Hansowi łzy napłynęły do oczu. Jutro miał narodzić się
Zbawiciel, a oni siedzieli tu i strzelali do siebie nawzajem.
Wierzyli przecież w tego samego Boga, a jednak nawet w noc Jego
przyjścia na świat i usiłowali się pozabijać...
Zanim Hans zorientował się, co właściwie robi, z jego ust
popłynęła melodia.
Stille Nacht,
heilige Nacht!
Alles schläft,
einsam wacht
Nur das traute
hochheilige Paar
Holder Knabe im
lockigen Haar
Schlaf in
himmlischer Ruh
Schlaf in
himmlischer Ruh...
Już po pierwszej linijce dołączył do niego Carl, zaraz potem ich
najbliżsi sąsiedzi. Nie dokończył nawet zwrotki, a śpiewali już
wszyscy.
Stille Nacht,
heilige Nacht
Hirten erst
kundgemacht
Durch der Engel
Halleluja
Tönt es laut
von fern und nah:
Christ, der
Retter ist da
Christ, der
Retter ist da!
Chór kilkuset męskich gardeł wyśpiewywał ze wszystkich sił
powolną, spokojną melodię. Była w tym śpiewie tęsknota za
domem, była nieśmiała nadzieja. Było w nim wszystko to, co od
tygodni nie pozwalało im spokojnie zasnąć i wszystko to, co wciąż
jeszcze trzymało ich przy życiu. Hans czuł to wyraźnie, i choć
nawet nie słyszał własnego głosu, choć powoli chrypł od
nabierania w płuca lodowatego powietrza, nie przestawał śpiewać.
Stille Nacht,
Heilige Nacht
Gottes Sohn,
oh, wie lacht
Lieb' aus
deinem göttlichen Mund
Da uns schlägt
die rettende Stund
Christ, in
deiner Geburt
Christ, in
deiner Geburt!
Melodia urwała się. Cisza, która zapadła, zdawała się jeszcze
głębsza i donioślejsza niż ta sprzed paru minut. Wszyscy myśleli
o tym samym – o trzeciej zwrotce kolędy, która, ku ich zdumieniu,
popłynęła również z okopów po drugiej stronie. Po angielsku.
Hans poruszył się na swoim miejscu. Nie chciał przerywać tej
ciszy, ale czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, przegapi szansę na
coś ważnego.
I chyba wiedział już, co to było.
– Carl? – odezwał się cicho.
– Tak? – Przyjaciel odwrócił się do niego. Miał mokre
policzki, ale Hans udał, że tego nie widzi.
– Pomożesz mi wstać?
– Co chcesz zrobić?
– Po prostu mi pomóż.
Carl usłuchał i dźwignął przyjaciela do pozycji stojącej. Hans
wsparł się na jego ramieniu i z jego pomocą wylazł z okopu.
– Hans, co ty wyprawiasz?
Żołnierz nie odpowiedział. Z trudem wdrapywał się na usypane z
ziemi fortyfikacje.
– Hans!
Młodzieniec przystanął i oparł się o karabin.
– Oni też powinni mieć Wigilię – powiedział, spoglądając
przez ramię. – Idziesz?
Carl przez moment stał z rozdziawionymi ze zdumienia ustami. Potem
potrząsnął głową z niedowierzaniem.
– Jeśli nas przez ciebie zastrzelą, to osobiście cię zabiję –
zagroził, po czym wyskoczył z okopu i dogonił przyjaciela.
Kiedy ruszyli przez pas ziemi niczyjej, zdali sobie sprawę, że nie
tylko oni wpadli na ten pomysł. W poświacie padającej zza
fortyfikacji widzieli ciemne sylwetki współtowarzyszy, którzy,
zachęceni śpiewem Anglików, również postanowili wyjść z
bezpiecznych okopów. W parach lub samotnie szli teraz przez
zmarzniętą ziemię ku ludziom, których jeszcze parę godzin temu
uważali za swoich wrogów.
O Tannenbaum, o
Tannenbaum,
Wie grün sind
deine Blätter!
Du grünst
nicht nur zur Sommerzeit...
Kolejna kolęda rozbrzmiewała tu i ówdzie wśród żołnierzy.
Nabierali śmiałości, bo mimo ich niespodziewanego pojawienia się
na celowniku, nie padł ani jeden strzał.
– Spójrz – powiedział cicho Carl, wskazując na przeciwległy
kraniec ziemi niczyjej. – Idą.
Rzeczywiście, z ciemności zaczęły wyłaniać się sylwetki.
Chwilę potem ściskali dłonie Walijczykom, Anglikom, Szkotom, a
nawet Hindusom z brytyjskiej armii. Częstowali się papierosami i
tabaką. Pokazywali zdjęcia swoich rodzin. Notowali sobie nawzajem
nazwiska, adresy, życzenia świąteczne.
Hans uczestniczył w tym wszystkim z mieszaniną niedowierzania i
radości. Daleko było temu do rodzinnej atmosfery Świąt, którą
pamiętał z domu. Daleko było temu do uroczystej wieczerzy, ciepła
i zapachu jodłowych igieł. A jednak wiedział, że nigdy nie
zapomni tej nocy. Uśmiechów na zmęczonych twarzach, uczenia się
angielskich kolęd, brytyjskich żołnierzy paradujących w
niemieckich hełmach.
Wiedział też, że zawieszenie broni najprawdopodobniej nie będzie
trwało wiecznie, że już niedługo znowu wrócą do okopów, że
ci, z którymi właśnie dzielił się wszystkim, co miał, już
niedługo znowu staną się “wrogami” i “cholernymi Angolami”.
A jednak tliła się w nim iskierka nadziei, że może zwykły
spontaniczny rozejm okaże się czymś więcej.
Prawdziwym pokojem.
______________________________________
🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄
Kochani!
Jak zwykle mam nadzieję, że moja świąteczna opowieść
umili Wam ten wyjątkowy czas oczekiwania
lub po prostu przedłuży trwanie "magii Świąt".
Nie zapominajmy jednak, że Boże Narodzenie
to nie tylko choinka, karp na stole i opłatek
– to przede wszystkim Radość z przyjścia na świat Chrystusa.
Dlatego dzisiaj, w Wigilię, chciałabym życzyć Wam,
aby Wasze serca wypełniła Nadzieja,
aby narodzony Zbawiciel błogosławił Wam każdego dnia,
i przede wszystkim – aby nadchodzące Święta
były czasem spędzonym w atmosferze miłości,
ciepła i prawdziwego pokoju ducha.
Błogosławionych Świąt!
Insa
Niestety nie mogę już złożyć Ci życzeń świątecznych, w zamian za to: Szczęścia w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńhttp://chwilowki-przez-internet.pl/pozyczka-online-ze-zla-historia-5-wskazowek-jak-wybrac-najlepsza-oferte/
OdpowiedzUsuń