niedziela, 24 grudnia 2017

Wesołych Świąt!

Od Autorki:
Po raz czwarty zapraszam Was na świąteczną opowieść. Tym razem będzie to historia o ogromnej sile drzemiącej w Nocy Bożego Narodzenia. Sile, która zmienia serca i dokonuje niemożliwego.
Miłej lektury!
~ Insa

Rozejm

 

8 grudnia 1914 r., Belgia, okolice Ypres

– Panie oficerze!
– Słucham, żołnierzu.
– Telegram do pana...
– Hmm... proszę mi to pokazać. Spocznij.
– Tak jest, panie oficerze.

PAPIEŻ MÓWI ROZEJM STOP NIE PRZERYWAĆ WALK STOP

Oficer zmarszczył brwi i nerwowym ruchem poprawił szarozielony mundur. Papież? Rozejm? Kampania we Flandrii zakończyła się ponad dwa tygodnie temu, ale o rozejmie nie mogło być mowy. Walki pozycyjne trwały w zasadzie bez przerwy... Po nieudanym podboju Francji tym gorliwiej należało walczyć w obronie Cesarstwa.
Z drugiej jednak strony w grę wchodziło sprzeciwienie się woli Głowy Kościoła.
Mężczyzna w zamyśleniu zmiął kartkę z telegramem, podpalił i rzucił na ziemię. Rozkaz to rozkaz, pomyślał. Papież papieżem, ale skoro dowództwo każe walczyć, to będziemy walczyć...

*

17 grudnia 1914 r., Belgia, okolice Ypres

W kolejce po odbiór poczty panował nieokiełznany wręcz rozgardiasz. Paczki przyszły niemal do wszystkich i każdy chciał dostać swoją jak najszybciej.
– Krause, Hans!
Młody żołnierz podniósł wzrok. Upragniona paczka tkwiła w dłoni kaprala, uniesiona wysoko ponad głowy jego towarzyszy. Chłopak zaczął niezbyt delikatnie przeciskać się w stronę dowódcy. Zamachał ręką, by zwrócić na siebie jego uwagę.
– Tutaj! – krzyknął dla pewności. Gdyby kapral uznał, że Hans nie przyszedł odebrać paczki, młodzieniec musiałby czekać, aż wydawanie poczty dobiegnie końca, i dopiero wtedy się po nią zgłosić. Starszy stopniem żołnierz dostrzegł go jednak i skinął głową. Hans przepchnął się wreszcie na sam przód i wyciągnął ręce po paczkę.
– Poszczęściło się wam, żołnierzu. Chyba najcięższa dzisiaj – powiedział z uśmiechem kapral i przekazał mu spory pakunek. Na szarym papierze znajomym starannym pismem wypisane było jego nazwisko i jednostka.
– Dziękuję, kapralu – odpowiedział, po czym z niejakim trudem wydostał się z prowizorycznej bazy na świeże powietrze. Nadchodziły mrozy, jednak nie zapowiadało się, by którykolwiek z żołnierzy miał przeczekać je przy ciepłym kominku...
Hans dotarł wreszcie do swojego legowiska w okopach i zabrał się do otwierania paczki. W ostatnim liście poinformował rodzinę, że nie wróci do domu Święta, że właściwie nie wie, czy służba skończy się przed wiosną. Spodziewał się listu pełnego niepokoju i troski...
Nic takiego jednak nie znalazł. W paczce znajdowała się pięknie malowana karta ze Świętą Rodziną i napisem Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli! (z całą pewnością wykonała ją zdolna mała Helen) oraz liczne drobiazgi, zapewne zbierane wśród całej rodziny. Była więc nowa tabakierka (od ojca, jak zgadywał), haftowana chustka z inicjałami H.K. (robota matki), kilka paczek papierosów (na pewno pomysł Marka), drewniane puzderko rzeźbione w zgrabne esy-floresy, a w nim zapas tabaki (od stryja), a nawet kilka kawałków czekolady (załatwionych zapewne przez starszą z sióstr ze sklepu, w którym dorabiała jako posługaczka) oraz druciany lampionik ze świeczką i kilkoma zapałkami. Kiedy już wszystkiemu się przyjrzał, otworzył kartę i odczytał zawartość.

Najdroższy Hansie,
Niech w te Święta Narodzenia Zbawiciel ma Cię w swojej opiece. Niech zaprowadzi w Twoim sercu pokój i doprowadzi szczęśliwie do domu, niech rozjaśnia Ci drogę i przywodzi na myśl wspomnienie tych, którzy każdego dnia niecierpliwie czekają Twojego powrotu.
Bóg z Tobą!
Na zawsze Ci oddani
Rodzice, siostry i brat

W oczach stanęły mu łzy wzruszenia, dlatego nie od razu zauważył, że z karty wypadł jeszcze jeden kawałek papieru. Zamrugał i podniósł zgubę. Było to zdjęcie. Na widok widniejącej na nim twarzy jego serce zabiło nieco mocniej. Andrea... Oczywiście, jej ojciec miał przecież zakład fotograficzny. Hans obrócił zdjęcie w dłoni. Na odwrocie widniała data 1 grudnia 1914 r. oraz jedno jedyne słowo.
Czekam.
Hans uśmiechnął się z czułością. Ożenię się z nią, jak tylko wrócę, pomyślał. Bóg da, już na wiosnę...
Odłożył całą zawartość paczki na bok i wyciągnął zza pazuchy sfatygowany notes i ołówek. Nabazgrał na marginesie datę, nazwę jednostki i przybliżone miejsce.

134 dzień na froncie. Zimno. Wojna przedłuży się pewnie do wiosny. Święta w okopach. Przyszła paczka z Monachium...

Starannie wypisał całą zawartość paczki, po czym zamknął notes.
– A ty znowu swoje, Hans?
Młodzieniec podniósł wzrok i natychmiast dostrzegł Carla, współtowarzysza z jednostki. Uśmiechał się, ale Hans widział na jego twarzy niepokój i zmęczenie.
– Lepsze pisanie, niż przegrywanie w karty ostatnich papierosów – odgryzł się, odwzajemniając uśmiech. Schował notes z powrotem do kieszeni na piersi, po czym odsunął się nieco, by zrobić miejsce obok siebie. Przyjaciel usadowił się wygodnie.
– Co dostałeś na Gwiazdkę? – spytał z udawaną nonszalancją, zerkając na niewielki stosik drobiazgów leżący nieopodal.
– Parę szpargałów i czekoladę. A ty?
Carl milczał przez chwilę.
– Narzeczona? – odezwał się i wskazał gestem na fotografię Andrei. – Ładna. Na pewno na ciebie poczeka.
– Carl?
– Tak?
– Twoja paczka nie doszła, prawda?
– Nie doszła.

*

24 grudnia 1914, Belgia, okolice Ypres

– Hans?!
– To nic... Draśnięcie...
– Po coś tam wyłaził, głupi! Chcesz wrócić do domu czy nie?!
– Kazali strzelać.
– Chodź do felczera. Trzeba to zatamować...
– Carl?
Cisza. Gdzieś blisko padło kilka strzałów.
– Carl, dzisiaj Wigilia.
– No i?
– Nie chcę zabijać w Wigilię.
– Nikt z nas nie chce, Hans.
– Więc czemu strzelamy?
Cisza.
– Chodźmy. Chyba wstrzymali ogień. Dasz radę sam?
– Dam. Tylko pomóż mi wstać.

*

kilka godzin później

Okopy zapłonęły blaskiem. Hans usiadł najwygodniej, jak mógł, biorąc pod uwagę sztywno obandażowaną nogę, i niemal z namaszczeniem zapalił własny lampionik. Nikt nie strzelał – ani oni, ani Anglicy po drugiej stronie. Było cicho i jasno, mimo że wokół zapadał już wczesny zmierzch.
Hans rozejrzał się wokół. Widział towarzyszy, zwykłych szeregowych żołnierzy, którzy ze śmiechem rozwieszali lampki, rozstawiali świeczki i lampiony. Ich mały kawałek Świąt. Ich mała Wigilia.
Nie będą jednak mieli prawdziwej Wigilii. Prawdziwa Wigilia to ciepły dom, odświętnie ubrani bliscy, wyborna kolacja. Prawdziwa Wigilia to śnieg za oknem, a nie za kołnierzem munduru. Prawdziwa Wigilia to śpiewanie kolęd przy kominku...
Hansowi łzy napłynęły do oczu. Jutro miał narodzić się Zbawiciel, a oni siedzieli tu i strzelali do siebie nawzajem. Wierzyli przecież w tego samego Boga, a jednak nawet w noc Jego przyjścia na świat i usiłowali się pozabijać...
Zanim Hans zorientował się, co właściwie robi, z jego ust popłynęła melodia.

Stille Nacht, heilige Nacht!
Alles schläft, einsam wacht
Nur das traute hochheilige Paar
Holder Knabe im lockigen Haar
Schlaf in himmlischer Ruh
Schlaf in himmlischer Ruh...

Już po pierwszej linijce dołączył do niego Carl, zaraz potem ich najbliżsi sąsiedzi. Nie dokończył nawet zwrotki, a śpiewali już wszyscy.

Stille Nacht, heilige Nacht
Hirten erst kundgemacht
Durch der Engel Halleluja
Tönt es laut von fern und nah:
Christ, der Retter ist da
Christ, der Retter ist da!

Chór kilkuset męskich gardeł wyśpiewywał ze wszystkich sił powolną, spokojną melodię. Była w tym śpiewie tęsknota za domem, była nieśmiała nadzieja. Było w nim wszystko to, co od tygodni nie pozwalało im spokojnie zasnąć i wszystko to, co wciąż jeszcze trzymało ich przy życiu. Hans czuł to wyraźnie, i choć nawet nie słyszał własnego głosu, choć powoli chrypł od nabierania w płuca lodowatego powietrza, nie przestawał śpiewać.

Stille Nacht, Heilige Nacht
Gottes Sohn, oh, wie lacht
Lieb' aus deinem göttlichen Mund
Da uns schlägt die rettende Stund
Christ, in deiner Geburt
Christ, in deiner Geburt!

Melodia urwała się. Cisza, która zapadła, zdawała się jeszcze głębsza i donioślejsza niż ta sprzed paru minut. Wszyscy myśleli o tym samym – o trzeciej zwrotce kolędy, która, ku ich zdumieniu, popłynęła również z okopów po drugiej stronie. Po angielsku.
Hans poruszył się na swoim miejscu. Nie chciał przerywać tej ciszy, ale czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, przegapi szansę na coś ważnego.
I chyba wiedział już, co to było.
– Carl? – odezwał się cicho.
– Tak? – Przyjaciel odwrócił się do niego. Miał mokre policzki, ale Hans udał, że tego nie widzi.
– Pomożesz mi wstać?
– Co chcesz zrobić?
– Po prostu mi pomóż.
Carl usłuchał i dźwignął przyjaciela do pozycji stojącej. Hans wsparł się na jego ramieniu i z jego pomocą wylazł z okopu.
– Hans, co ty wyprawiasz?
Żołnierz nie odpowiedział. Z trudem wdrapywał się na usypane z ziemi fortyfikacje.
– Hans!
Młodzieniec przystanął i oparł się o karabin.
– Oni też powinni mieć Wigilię – powiedział, spoglądając przez ramię. – Idziesz?
Carl przez moment stał z rozdziawionymi ze zdumienia ustami. Potem potrząsnął głową z niedowierzaniem.
– Jeśli nas przez ciebie zastrzelą, to osobiście cię zabiję – zagroził, po czym wyskoczył z okopu i dogonił przyjaciela.
Kiedy ruszyli przez pas ziemi niczyjej, zdali sobie sprawę, że nie tylko oni wpadli na ten pomysł. W poświacie padającej zza fortyfikacji widzieli ciemne sylwetki współtowarzyszy, którzy, zachęceni śpiewem Anglików, również postanowili wyjść z bezpiecznych okopów. W parach lub samotnie szli teraz przez zmarzniętą ziemię ku ludziom, których jeszcze parę godzin temu uważali za swoich wrogów.

O Tannenbaum, o Tannenbaum,
Wie grün sind deine Blätter!
Du grünst nicht nur zur Sommerzeit...

Kolejna kolęda rozbrzmiewała tu i ówdzie wśród żołnierzy. Nabierali śmiałości, bo mimo ich niespodziewanego pojawienia się na celowniku, nie padł ani jeden strzał.
– Spójrz – powiedział cicho Carl, wskazując na przeciwległy kraniec ziemi niczyjej. – Idą.
Rzeczywiście, z ciemności zaczęły wyłaniać się sylwetki. Chwilę potem ściskali dłonie Walijczykom, Anglikom, Szkotom, a nawet Hindusom z brytyjskiej armii. Częstowali się papierosami i tabaką. Pokazywali zdjęcia swoich rodzin. Notowali sobie nawzajem nazwiska, adresy, życzenia świąteczne.
Hans uczestniczył w tym wszystkim z mieszaniną niedowierzania i radości. Daleko było temu do rodzinnej atmosfery Świąt, którą pamiętał z domu. Daleko było temu do uroczystej wieczerzy, ciepła i zapachu jodłowych igieł. A jednak wiedział, że nigdy nie zapomni tej nocy. Uśmiechów na zmęczonych twarzach, uczenia się angielskich kolęd, brytyjskich żołnierzy paradujących w niemieckich hełmach.
Wiedział też, że zawieszenie broni najprawdopodobniej nie będzie trwało wiecznie, że już niedługo znowu wrócą do okopów, że ci, z którymi właśnie dzielił się wszystkim, co miał, już niedługo znowu staną się “wrogami” i “cholernymi Angolami”. A jednak tliła się w nim iskierka nadziei, że może zwykły spontaniczny rozejm okaże się czymś więcej.
Prawdziwym pokojem.


______________________________________
🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄

Kochani!

Jak zwykle mam nadzieję, że moja świąteczna opowieść
umili Wam ten wyjątkowy czas oczekiwania
lub po prostu przedłuży trwanie "magii Świąt".
Nie zapominajmy jednak, że Boże Narodzenie
to nie tylko choinka, karp na stole i opłatek
– to przede wszystkim Radość z przyjścia na świat Chrystusa.
Dlatego dzisiaj, w Wigilię, chciałabym życzyć Wam,
aby Wasze serca wypełniła Nadzieja,
aby narodzony Zbawiciel błogosławił Wam każdego dnia,
i przede wszystkim – aby nadchodzące Święta
były czasem spędzonym w atmosferze miłości,
ciepła i prawdziwego pokoju ducha.

Błogosławionych Świąt!

Insa



Share:

2 komentarze:

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!