poniedziałek, 25 lipca 2016

Cień Amorionu #24

Tajemnicze światło zniknęło równie nagle, jak się pojawiło.
Kiedy już opuściła odruchowo uniesioną rękę i uchyliła powieki, przed oczami zobaczyła jedynie powidoki po jasnym rozbłysku. Zamrugała gwałtownie, by się ich pozbyć. Po dłuższej chwili widziała już na tyle dobrze, że mogła przyjrzeć się temu, co miała przed sobą.
A wiele było do oglądania. Choć dałaby sobie uciąć lewą rękę, że jeszcze przed chwilą była otoczona gąszczem roślin, teraz stała na samym skraju rozległej polany. Podłoże wznosiło się lekko, tworząc niewysokie wzniesienie o płaskim szczycie w jej centralnej części. Na samym środku kolistej przestrzeni wznosiło się natomiast najpotężniejsze drzewo, jakie wojowniczka widziała nie tylko na Caich'mhuir, ale i w całym swoim życiu. Stare, powykręcane gałęzie korony zdawały się sięgać chmur, a nawet najniższe z nich rosły wyżej, niż sięgały liście najwyższych roślin z lasu – w zasadzie trudno było uwierzyć, że nie jest widoczne z perspektywy morza. Drzewo wydawało się martwe i było zupełnie pozbawione liści, ale o dziwo nie nosiło oznak butwienia.
- Ciekawe – mruknęła do siebie wojowniczka, czujnie rozglądając się wokół. Wiedźma musiała mieszkać gdzieś tutaj, ale nigdzie nie było widać żadnej budowli czy choćby groty. Nic, co w jakikolwiek sposób przywodziłoby na myśl ludzką siedzibę.
Scathach już miała ruszyć przez polanę, kiedy uświadomiła sobie, że obie jej dłonie są puste, a pas nieprzyjemnie lekki. Jej rapier zniknął, sztylet również. Bez specjalnej nadziei spojrzała na ziemię nieopodal swoich stóp, ale, rzecz jasna, zguby nie odnalazła. Zaklęła cicho. Miecz byłby niewątpliwą pociechą przy spotkaniu z Wiedźmą, choć pewnie na nic by się nie zdał, gdyby przyszło mu mierzyć się z magią. Bez broni Scathach czuła się jednak niemal naga i zupełnie wystawiona na atak.
Tak czy inaczej, nie miała wyjścia. Powoli ruszyła przez polanę, odruchowo kierując się w stronę ogromnego drzewa. Szybko pokonała połać trawy i zaczęła wspinać się po łagodnym stoku. Im dalej, tym bardziej był stromy, ale wspinaczka nie nastręczała większych problemów. Starając się ignorować nieprzyjemne wrażenie, że jak na razie wszystko idzie aż zbyt dobrze, wojowniczka dotarła wreszcie do niezwykłego drzewa. Z bliska wydawało się jeszcze większe.
Kim jesteś?
Niemal podskoczyła, słysząc kobiecy szept odbijający się echem w jej głowie. Rozejrzała się odruchowo, ale oczywiście nikogo nie dostrzegła.
Kim jesteś?, powtórzył głos nieco bardziej natarczywie.
- Nazywam się Scathach – odpowiedziała niepewnie na głos. - Przyszłam spotkać się z Morską Wiedźmą – dodała, nie słysząc odpowiedzi.
Wiesz, o co prosisz?
- Chcę prawdy – odparła z przekonaniem.
Dobrze, Scathach. Skoro jesteś pewna, wejdź.
Wojowniczce już cisnęło się na usta pytanie „gdzie?”, gdy zauważyła, że z drzewem dzieje się coś... Dziwnego.
Przy samej ziemi, nieopodal miejsca, w którym stała, pień zaczął się wybrzuszać, by następnie wypuścić szeroki, płaski pęd, wyrastający z niemożliwą wręcz prędkością... W dodatku idealnie poziomo. Zaraz za nim, nieco obok i wyżej, pojawił się następny. I jeszcze następny.
Stopnie, uświadomiła sobie zdumiona Scathach, patrząc na to niezwykłe widowisko. Ostrożnie postawiła stopę na pierwszym schodku i przeniosła na nią ciężar ciała. Gałąź ugięła się nieco, ale wytrzymała. Wojowniczka zaczęła się więc wspinać, dla równowagi opierając się dłonią o chropowatą powierzchnię pnia. Po żmudnej i męczącej wędrówce przez las, wchodzenie po zwykłych stopniach wydawało jej się błogim odpoczynkiem. Zatrzymała się tylko na moment, by z połowy wysokości ogromnego drzewa spojrzeć na Caich'mhuir – morze lasu, rozciągające się jak daleko sięgał wzrok. Pragnęła jednak czym prędzej dostać się na szczyt, nie podziwiała więc widoków zbyt długo.
W końcu, będąc zdecydowanie wyżej nad ziemią niżby sobie tego życzyła, wojowniczka stanęła na potężnym konarze, tak grubym, że utrzymanie równowagi nie sprawiało jej najmniejszego problemu. W miejscu, w którym olbrzymia gałąź wyrastała z drzewa, znajdowała się spora dziupla.
Wejdź, usłyszała ponownie głos. Ignorując myśl, że włażenie do dziupli w drzewie to najgłupsza rzecz, jaką robiła w życiu, Scathach posłuchała, i schyliwszy się lekko weszła do...
Izby?
Tak właśnie brzmiała pierwsza jej myśl, bowiem wydrążone w pniu gigantycznego drzewa pomieszczenie niczym nie różniło się od zwyczajnej ludzkiej siedziby. Skromnie urządzone wnętrze było tak swojskie, że wojowniczka przez chwilę stała bez ruchu, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. A widziała najzwyklejsze w świecie krzesła, niewielki stolik, pęki ziół suszące się na ścianie i suficie, a nawet prosty siennik na prawo od wejścia. W kilku miejscach porozstawiane były zwykłe woskowe świece, rzucające łagodne światło na skąpane w mroku pomieszczenie.
- Z tą miną nie wyglądasz zbyt inteligentnie, baleanai – usłyszała nagle. Wzdrygnęła się mimowolnie i spojrzała w lewo, tam, skąd dochodził głos. Nieopodal stolika stała nieco przygarbiona postać, okutana w długi płaszcz z kapturem. Scathach była absolutnie pewna, że chwilę wcześniej jej tam nie było.
- Nie co dzień widzę dom urządzony w środku drzewa – odparła, zdecydowana nie dziwić się niczemu.
- Od razu lepiej – dobiegło ją spod kaptura. W kobiecym głosie zabrzmiała nuta wesołości. - Co tu widzisz? - spytała postać z wyraźnym zaciekawieniem.
- Skoro pytasz, zapewne coś innego niż ty – odpowiedziała ostrożnie. - Jesteś Morską Wiedźmą?
- A zapowiadałaś się tak dobrze... – skwitowała nieznajoma, zupełnie ignorując pytanie. - Usiądź, baleanai. Rozgość się.
Scathach zrobiła krok do przodu, ale nie posłuchała.
- Widzę skromnie urządzoną, wiejską chatę. Tam stoi stół i dwa krzesła, tu wiszą suszone zioła, a tam leży siennik. Na podłodze jest mata z plecionki – powiedziała, wskazując kolejno wymieniane przedmioty.
Nie widziała twarzy nieznajomej, ale miała wrażenie, że ta się uśmiecha.
- Ciekawe. Bardzo ciekawe...
- Czemu?
- Niewiele przybywających tu osób właśnie tak postrzega dom.
Wojowniczka, nie odpowiadała przez chwilę, analizując jej słowa.
- Więc każdy widzi tu coś innego? To, co kojarzy mu się z domem? - domyśliła się. Kobieta nie odpowiedziała, nie skinęła nawet głową, ale Scathach wiedziała, że ma rację. - Jesteś Morską Wiedźmą. - Tym razem stwierdziła, nie zapytała.
- Wreszcie jakieś wnioski, zamiast durnych pytań – skomentowała Wiedźma. - Owszem, jestem tą, którą nazywają Morską Wiedźmą. Choć muszę przyznać, że w życiu nie słyszałam większej bzdury. Przy pomocy magii nie potrafiłabym nawet napalić w kominku.
- A to miejsce?
- Nie jest moim dziełem. - W głosie kobiety zabrzmiała dziwna nuta. Strachu... A może nienawiści? A może jednego i drugiego.
- Jesteś tu za karę – zgadła wojowniczka, coraz bardziej zaintrygowana.
- Męczy mnie już twoja gadanina, baleanai. Czego chcesz?
- Mówiłam. Prawdy.
- Skąd pomysł, że mogę ci ją dać?
Scathach milczała przez chwilę.
- Marynarze mówią, że potrafisz czytać w ludzkich duszach.
- Marynarze mówią wiele rzeczy. - Spod kaptura rozległo się lekceważące prychnięcie.
- Ale w każdej opowieści kryje się ziarno prawdy – nalegała wojowniczka, zdecydowana nie ustąpić.
- Owszem.
- Więc pomożesz mi?
Kobieta nie odpowiedziała. Poruszyła się niespokojnie i zrobiła kilka kroków, mijając wojowniczkę, po czym zaczęła przyglądać się pękom ziół. A przynajmniej tak wnioskowała Scathach, ponieważ twarz Wiedźmy nadal skryta była w mroku kaptura.
- Chcesz wiedzieć, co wydarzyło się między tym, którego znasz jako Eriana, a tym, którego nazywałaś Mistrzem – odezwała się po chwili. Nie było to pytanie.
Przypominając sobie, że miała niczemu się nie dziwić, Scathach skinęła tylko twierdząco głową, powstrzymując się od pytania, skąd kobieta to wie. Zaraz jednak uświadomiła sobie, że Wiedźma jej nie widzi.
- Tak – odpowiedziała więc cicho.
- Chcesz wiedzieć, kto go zabił.
- Tak.
- Myślę, że stawiasz nieodpowiednie pytania, baleanai – powiedziała po chwili Wiedźma, odwracając się powoli. - Ale nie ma co się dziwić, skoro nie znasz prawdy.
- Prawdy?
Wiedźma milczała przez chwilę, a Scathach ponownie odniosła wrażenie, że kobieta się uśmiecha.
- Wiedza to bardzo niebezpieczne narzędzie, baleanai. A prawda bywa znacznie trudniejsza niż życie w złudzeniach – powiedziała w końcu zaskakująco łagodnym tonem.
- A jednak chcę ją poznać.
- Całą?
Wojowniczka skinęła krótko głową.
- Mam nadzieję, że wiesz, o co prosisz. Dobrze. Dowiesz się prawdy. Musisz jednak wiedzieć, że wszystko ma swoją cenę... - Po tych słowach wojowniczka zamarła, oczekując niemożliwej do spełnienia prośby. - Nie, nie, nie zrozum mnie źle. Niczego od ciebie nie chcę. Ale za tę wiedzę zapłacisz przed samą sobą.
- Oszaleję – odezwała się po chwili Scathach, mierząc postać wzrokiem. - Jak inni.
- A więc słyszałaś o tych biedakach... - Spod kaptura rozległo się ciche westchnięcie.
- Oszaleli, bo powiedziałaś im prawdę? - spytała nieco ostrzej niż zamierzała.
- Oszaleli, ponieważ nie chcieli w nią uwierzyć.
Scathach zmarszczyła brwi.
- Co masz na myśli?
Wiedźma zamilkła na dłuższą chwilę, jakby zbierając myśli. Wojowniczkę zdumiało, jak bardzo ludzka była. Po usłyszeniu opowieści spodziewała się bezwzględnej istoty, żądającej ofiar z niewinnych ludzi. Tymczasem miała przed sobą zwykłą kobietę.
- Cóż... - powiedziała w końcu Wiedźma. - Kiedy tu przychodzili, byli przerażeni i wyczerpani. Nie to jednak było ich zgubą. Moją powinnością było powiedzieć im, że mogą usłyszeć ode mnie odpowiedzi na dowolne pytania, i że będą one zgodne z prawdą. Prawda była jednak dla nich tak szokująca, że żądali dowodu na potwierdzenie moich słów. Nie mogłam odmówić – wyjaśniła zwięźle.
- Dlaczego? Dlaczego nie mogłaś odmówić? - spytała wojowniczka. Było w tej historii coś, co nie dawało jej spokoju, nie wiedziała tylko co.
- To dłuższa historia, baleanai, a ty przyszłaś tu, by uzyskać własne odpowiedzi.
Scathach skinęła głową.
- Ile pytań mogę ci zadać? - spytała rzeczowo.
- Ile tylko zechcesz – odparła Wiedźma. - Jestem tu po to, by podzielić się z tobą moją wiedzą.
Kolejne skinięcie.
- Dlaczego nie mogłaś odmówić tym ludziom? - spytała. Wiedźma, ku jej zdumieniu, zaśmiała się cicho.
- Nie ustąpisz, baleanai. Dobrze. Skoro nalegasz, usłyszysz wpierw moją historię. Ale najpierw... Może usiądziesz? - Po tych słowach u stóp wojowniczki pojawiła się miękka mata. Tym razem Scathach usłuchała, siadając ze skrzyżowanymi nogami. Wiedźma zajęła miejsce naprzeciwko, na podobnym przedmiocie. Poprawiła się lekko i wyprostowała, jednak jej twarz nadal zakrywał kaptur. Po chwili odchrząknęła i zaczęła opowiadać.
- Urodziłam się wiele lat temu w niewielkiej wiosce na południe od Sith. Wiodłam zwyczajne, spokojne życie. W końcu posłano mnie na naukę do miasta. Uczyłam się szybko, więc niebawem okazało się, że nauczyciele nie są w stanie przekazać mi więcej swej wiedzy. Ja jednak byłam nienasycona. Im więcej wiedziałam, tym większej wiedzy pragnęłam. Opuściłam rodzinę na stałe i zaczęłam podróżować po całym Amorionie, szukając odpowiednich mistrzów. Uczyłam się wszystkiego, czego mogłam, ale i to nie wystarczyło. Moje pragnienie było zbyt potężne. – Wiedźma mówiła obojętnym, bezbarwnym głosem, jakby to nie swoje życie właśnie streszczała. Scathach poczuła nieprzyjemny dreszcz, ale w skupieniu słuchała dalej. - Każdy umysł ma jednak swoje ograniczenia. Nie mogłam posiąść ogromu wiedzy, którego pragnęłam. Zwróciłam się więc o pomoc do samych bogów. Błagałam ich, by uczynili mój umysł bystrzejszym i doskonalszym, niż miał jakikolwiek śmiertelnik. Błagałam, obiecując im wszystko, czego tylko zażądają. Większość z nich z pogardą zmilczała moje prośby.
Kobieta umilkła na dłuższą chwilę, a Scathach nie śmiała jej popędzać.
- Jedna z nich nie pozostała jednak obojętna. Bogini magii Anariel wpadła w gniew, widząc moją zuchwałość i pychę. Postanowiła mnie ukarać... ofiarowując mi dokładnie to, czego pragnęłam. Dała mi wiedzę na temat wszystkich wydarzeń, które miały miejsce od początku powstania Amorionu. Wtłoczyła w mój umysł dzieje wszystkich ludzi tak, jakbym była świadkiem życia każdego z nich z osobna. Zapewne nie jesteś w stanie wyobrazić sobie choćby ułamka tej wiedzy... Anariel zażądała w zamian za swój dar, czy raczej przekleństwo, dwóch rzeczy. Pierwszą z nich była moja wolność. Zesłała mnie na tę wyspę i umieściła w tym miejscu, wiążąc potężną klątwą, która ściąga statki w kierunku wyspy i nakłania marynarzy, by udawali się w jej głąb. W przeciwnym razie wszyscy tracą zmysły... Ja zaś muszę tkwić tu, wyjęta spod wpływu czasu, czekając aż dotrą do tego drzewa. Muszę też dzielić się swą wiedzą, o ile tego zażądają.
- A druga część zapłaty? - spytała Scathach po wyjątkowo długiej chwili milczenia ze strony rozmówczyni, nie zważając na fakt, że otrzymała już odpowiedź na swoje pierwsze pytanie.
- To drobnostka – odparła Wiedźma, po czym zrzuciła kaptur, odsłaniając wreszcie przed wojowniczką swą twarz, wokół której natychmiast opadła kaskada prostych, ciemnobrązowych włosów, przetykanych licznymi pasmami siwizny. Jak się okazało, kobieta miała pospolite, ale dość delikatne rysy, odrobinę zniekształcone przez niezbyt wyraźne zmarszczki. Wyglądała na około czterdzieści pięć lub może pięćdziesiąt lat, a jej oczy... Jej oczy były pokryte bielmem ślepoty. - Drugą rzeczą, której zażądała Anariel w zamian za boską wiedzę, był mój ludzki wzrok.
- Och – wybąkała tylko Scathach, wpatrując się w Wiedźmę z mieszaniną zdumienia i zakłopotania.
- Cóż, nie jest to wysoka cena. Klątwa, którą nałożyła bogini, sprawia że nie starzeję się, nie muszę jeść ani pić. Utrata wzroku to najmniejsza z kar.
Scathach skinęła głową.
- Skoro jesteś tu tylko po to, by dzielić się wiedzą, jak to się działo, że odwiedzający cię ludzie tracili zmysły? - spytała po chwili, ostrożnie dobierając słowa.
Wiedźma westchnęła cicho, a przez jej twarz przemknął cień bólu.
- Nie wierzyli w to, co mówiłam. Prawda... Każdy ma swoją własną. Każdy żyje w jakimś złudzeniu. Kiedy uświadamiałam ich, jak jest naprawdę, zarzucali mi kłamstwo. Żądali dowodu, więc musiałam im go dać... Wiedzieli, co im grozi, ale tak bardzo nie chcieli mi wierzyć, że nic nie było w stanie ich od tego odwieść. - Pokręciła głową z rezygnacją. - Więc oddawałam im swoją wiedzę.
Oczy wojowniczki rozszerzyły się, gdy zrozumiała, co Wiedźma miała na myśli.
- Wiedzieli wszystko to, co ty... - wyszeptała na wpół do siebie, a jej rozmówczyni skinęła głową.
- A bez pomocy bogini ich umysły nie były w stanie znieść takiego ogromu informacji – uzupełniła.
Scathach milczała przez dłuższą chwilę, usiłując przetrawić usłyszaną historię. Wreszcie skinęła głową. - Dziękuję – powiedziała w końcu, kiwając głową.
- Do usług – odparła Wiedźma z gorzkim uśmiechem. - Czas na ciebie, baleanai.
- Dlaczego mnie tak nazywasz? - zadała dręczące ją pytanie wojowniczka.
- Znam twoją historię, Scathach. Wiem, że urodziłaś się jako baleanai... Dziecko śmierci.


<<   #23                                                                                                                                    #25  >>
Share:

3 komentarze:

  1. Jak zwykle czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam ponownie.
    I jak to bywa w komentarzach, bez pytania o zgodę podzielę się swoją opinią. ;-)

    Tak szczerze to próbowałem się do czegoś przyczepić i poza drobiazgami nie wartymi uwagi nie znalazłem nic :-)

    Za to po przeczytaniu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że w opowieści pojawił się pazur(ek).

    Kilka moich własnych uwago-przemyśleń :
    Drzewo, pierwsze skojarzenie Avatarem. Zadałem sobie pytanie: Dlaczego drzewo?

    Drzewo, które, pojawia się na zawołanie – niekoniecznie bohaterki ;-). Podobne zabiegi czytałem w opowieściach lub widziałem w filmach (ze szczególnym uwzględnieniem tych drugich). Jasne, oślepiające światło i … dlaczego akurat drzewo? Czy ono ma jeszcze jakąś symbolikę (której się nie dopatrzyłem).

    Scena w dziupli – izbie magia iluzyjna, ale okazuje się, że pani Morska Wiedźma nie ma z tym nic wspólnego. Ups…To mnie zaskoczyło. Spodziewałem się innego obrotu sprawy. A tu niespodzianka i to w dodatku pozytywna. :-)

    Sama postać Morskiej Wiedźmy również jest dla mnie zaskoczeniem. Spodziewałem się w zasadzie nie wiem czego, ale to było poza moimi przypuszczeniami. Brawo! Brawo! Brawisimo!

    Tu muszę zgrzytnąć zębami z zazdrości, że na taki patent nie wpadłem.

    I Uwaga!!! Wreszcie przewidywalność została zaburzona.

    Jak już wspomniałem pojawił się nieśmiały pazurek. Taki, o którego się właśnie zaczepiłem z nadzieją na finałowe, mocne uderzenie.

    Wyjaśnienie słowa baleanai dodało opowieści odrobinę przyprawy zwanej napięciem w oczekiwaniu na … właśnie na co? Na wielką niespodziankę – mam nadzieję.
    Dostrzegam przyspieszenie fabuły i wzrost napięcia. Na razie w oczekiwaniu wyjaśnienia kim jest bohaterka, która przewija się przez karty opowieści z Amorionu; Wrzucamy trójkę i przyspieszając, wpadamy w mgłę nieprzewidywalności. Tak trzymać!

    Pozdrawiam Dr CzArcik.

    P.S.
    Jedyne do czego mogę się w zasadzie przypiąć to końcowy dialog, w którym nie pasuje mi słowo informacje (brzmi zbyt technicznie i współcześnie) – co odbiera mistycyzm i urok tajemnicy jaką zawiązałaś w tej scenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz kolejny pięknie dziękuję za fantastyczną opinię! I cieszę się, że udało mi się choć troszkę zaskoczyć ;)
      Dziękuję za wszystkie uwagi!
      ~ Insa

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!