piątek, 18 września 2015

Cień Amorionu #17

Spoczywający przy boku sztylet nieustannie przyciągał jej myśli. Delikatnie połyskujące na ostrzu litery wyryły się pod jej powiekami niczym powidoki, pojawiając się w pełnej krasie gdy tylko zamknęła oczy.
Przeszłość jest kluczem do przyszłości.
Enigmatyczna notka absolutnie niczego jej nie mówiła. Pewna była tylko osoby, której pośrednio dotyczyła, i tego, że musi odkryć jej znaczenie. Za wszelką cenę.
Teraz, kiedy rozpacz cofnęła się w głąb umysłu, zepchnięta przez instynkt przetrwania, wojowniczka poczuła ulgę i wdzięczność wobec człowieka, który nieświadomie wyrwał ją z objęć słabości... I śmierci.
Po prostu żyj. Dla niego.
Dla niego... Wtedy, w ciemnym lochu, nie rozumiała tych słów. Teraz wiedziała, o kim mówił Erian, tak jak wiedziała, że nie kłamał, obiecując jej pomoc... Zrobił znacznie więcej, niż musiał. Ocalił ich oboje.
Szkoda, że nie będzie już mogła mu podziękować...
Przyspieszyła kroku, czując nagły przypływ sił. Była znużona, potwornie znużona monotonnym, wyczerpującym marszem, ale nie zatrzymywała się. Zupełnie nieświadomie skierowała się na wschód, omijając spoglądające złowrogo z oddali góry Tul-Duar. Potem ruszyła na północ, pasem lądu oddzielającym szczyty od oceanu, zostawiając Arrakin daleko za sobą.

***

- Zawsze ufaj instynktowi. Jeśli nie wiesz co robić, jeśli nie wiesz dokąd pójść, zawsze zdawaj się na intuicję. Ona zaprowadzi cię tam, gdzie powinnaś się znaleźć, nawet jeśli będzie ci się zdawało, że zupełnie się pomyliła. Instynkt nigdy nie zawodzi wojownika. Ufaj mu, a dłużej pożyjesz...

***

Potrzebowała odpowiedzi.
Im dalej posuwała się na północ, tym klarowniej roztaczała się przed nią przyszłość. Wiedziała, co chce, co musi zrobić. Miała wskazówkę.
I pytania, zbyt wiele pytań bez odpowiedzi.
Po stanowczo zbyt długiej jak na jej nadszarpnięte siły wędrówce, dotarła na kraniec świata. A właściwie na kraniec znanej ludzkości części lądu, miała bowiem przed sobą Północną Toń.
Nie sądziła, że kiedyś wróci tu jako uciekinierka, ratując życie i wolność przed człowiekiem uzurpującym sobie prawo do usług wszystkich najemników Amorionu.
Zabawne, pomyślała bez cienia radości.
Ledwie pamiętała tę okolicę. To wszystko było tak dawno temu... Wspomnienia zdążyły już zasłonić się delikatną mgiełką czasu, skryć gdzieś w głębi niedostępnej części umysłu.
Pamiętała tylko, że była tu szczęśliwa. Beztroska, jak nigdy potem.
Wysoki klif, górujący nad plażą z białego jak śnieg piasku.
Granatowe fale, wślizgujące się z cichym szelestem na ląd i natychmiast cofające, jakby w obawie przed tym, że zostaną pochwycone i uwięzione w tej nieprzystępnej, suchej krainie.
Krzyk mew.
Zapach soli.
Krok za krokiem burzyła nienaganną równowagę tego miejsca, każdym dotknięciem stopy bezpowrotnie niszcząc idealny ład czystego piasku. Sprawiało jej to dziwną przyjemność. Panujące tu harmonia i spokój zbyt mocno kontrastowały jednak z tym, co działo się w jej wnętrzu, by mogła się nimi cieszyć.
Chwila oddechu, ostatni powiew spokoju przed zbliżającym się sztormem...
Nie mogła powstrzymać gorzkiej myśli, że ten sztorm ma imię. I brzmi ono Nathaniel Dharn.

Nie wiedziała, czemu przyszła akurat tutaj. Czy przywiódł ją tu przypadek, podświadoma chęć spojrzenia przeszłości w oczy, czy może intuicja wojowniczki... Nie dbała o to. Czuła w sobie dziwną pustkę, niepodobną ani trochę do tej, którą przywoływała dotąd sama. Wolałaby rzucić się w wir wydarzeń, działać, choćby zabijać... Robić cokolwiek, zamiast tkwić na krańcu świata, z bezradnością i frustracją jako jedynymi towarzyszkami.
Czekała.
Nie miała wiele czasu, nim Dharn wpadnie na jej ślad. Mimo wszelkich starań była przekonana, że mag nie odpuści, że prędzej czy później będzie musiała uciekać znowu... I jeszcze raz, i jeszcze, dopóki nie będzie mogła położyć temu kresu.
A jednak wciąż czekała.

*

Niewielka chatka, stojąca samotnie pół dnia drogi od najbliższej wioski, dawno już zapomniała czasy swojej świetności. Jedna trzecia dachu zapadła się do wnętrza, zapewne pokonana przez któryś z kolei sztorm. Kamienne ściany pokryły się liszajami porostów i mchu, drewniane okiennice zupełnie zbutwiały.
To wszystko, co zostało z jej przeszłości.

- Mistrzu!
Rudowłosa dziewczynka podbiegła do mężczyzny, uśmiechając się i patrząc na niego z podekscytowaniem w zielonych oczach.
- Znalazłam rozgwiazdę, Mistrzu. Poczekałam, aż morze samo będzie chciało mi ją dać, tak jak mówiłeś – powiedziała, unosząc w drobnych dłoniach zwierzątko.
- Doskonale, Scathach – odparł mężczyzna, kiwając z aprobatą głową. - A teraz idź porzucać. Ostatnio trzy razy spudłowałaś – dodał zaraz surowo. Uśmiech zniknął z twarzy dziewczynki, ustępując miejsca powadze i skupieniu.
- Tak jest, Mistrzu – Skłoniła się, zostawiła rozgwiazdę na stole i natychmiast wybiegła z chatki, by spełnić polecenie.

Tak dawno.
Ile mogła mieć wtedy lat? Siedem? Była dzieckiem, zaledwie dzieckiem. Nie wiedziała jeszcze, co ją czeka, nie wiedziała, co będzie musiała potem przeżyć. Gdyby tylko mogła cofnąć czas, choć na chwilę wrócić do chwil, kiedy wszystko było proste...
Ale nie była już dzieckiem, tak jak nie było już nikogo, kto wydawałby jej polecenia. Musiała decydować sama.
Co ją tu trzymało?
Powinna odejść, ruszyć dalej. Za każdym razem, kiedy myślała o dalszej podróży, czuła jednak ciężar ostrza przy boku, znacznie większy niż normalnie. Nie odważyła się wejść do chatki, choć miała przemożną ochotę sprawdzić, czy nie został tam jakiś ślad po... Po nim. Mimo wszystko nie chciała jednak widzieć ruiny dawnego życia. Nie chciała namacalnie przekonać się, że to już nigdy nie wróci. Nie chciała widzieć pustki.
Patrząc w morze, nie mogła powstrzymać wspomnień. To właśnie tutaj usłyszała, że fale to echo ludzkiego serca, i że jeśli poświęci się im dostatecznie dużo uwagi, mogą dać odpowiedź na każde pytanie, pomóc w każdej rozterce, a niekiedy nawet wskazać drogę...
Czyżby?, pomyślała gorzko. Nigdy nie kwestionowała tych słów, ale teraz, kiedy wszystko stanowiło niewiadomą, nawet to zdawało jej się jedynie dziecinnym przesądem.
Mimo to, trzeciego wieczoru po dotarciu do chatki postanowiła spróbować. Ubrana jedynie w spodnie i skórzany kaftanik, stanęła tuż nad brzegiem, czując pod stopami zimny, mokry piasek. Zrobiła kilka powolnych kroków do przodu. Lodowato zimna woda sprawiła, że wojowniczka zadrżała mimowolnie. Po chwili ruszyła głębiej, z cichym chlupotem zanurzając się w morzu. Zatrzymała się dopiero, kiedy woda sięgała jej pasa, a ona sama dygotała z zimna.
Zamknęła oczy i wsłuchała się w szum fal.

Kiedy ocknęła się z tego dziwnego stanu, będącego połączeniem snu i medytacji, było już całkiem ciemno, a ona sama od długotrwałego chłodu straciła czucie w stopach i palcach dłoni. Natychmiast zaczęła wycofywać się z wody, jednak kiedy spojrzała w dół, zatrzymała się raptownie.
Jej dłonie nie były puste. Spoczywało w nich małe, niemal niewidoczne na tle ciemnej jak atrament wody stworzonko. Meduza.
To ma być jej odpowiedź? Meduza? Scathach prychnęła, dochodząc do wniosku, że włażenie do zimnej wody w nocy było głupotą i zupełną stratą czasu. Natychmiast wypuściła zwierzątko z powrotem do morza, wyrzucając sobie, że kto jak kto, ale ona przesądna być nie powinna.

Rankiem natychmiast wyruszyła dalej, zostawiając za sobą miejsce, które przez sporą część swojego życia nazywała domem.

*

- Najemniczka?
Kupiec zmierzył niepewnym spojrzeniem stojącą przed nim, dość przeciętnie wyglądającą dziewczynę. Scathach mimowolnym gestem obróciła na palcu srebrny pierścień i skinęła głową.
- Potrzebuję tylko jakiejś broni, najlepiej miecza. Jeśli pan chce, mogę pokazać co potrafię – powiedziała, patrząc na niego hardo. Potrzebowała tej pracy. Musiała zniknąć, dopóki nie zbierze jakichkolwiek informacji. Zagadkowa notka na ostrzu sztyletu wciąż pozostawała niewiadomą, a wojowniczka musiała za coś żyć. I przede wszystkim zatrzeć za sobą ślady.
Mężczyzna zmierzył ją uważnym spojrzeniem spod krzaczastych brwi i pogładził się po kędzierzawej brodzie.
- Niech będzie. Zobaczymy, do czego się nadajesz. Brakuje nam człowieka do eskorty, więc... - Kupiec wzruszył ramionami w wymownym geście. - Jak się nazywasz?
- Mira Tannes – skłamała gładko, oczywiście zawczasu przygotowana na zmianę tożsamości.
- Pozwól ze mną – skinął na nią mężczyzna, po czym zaprowadził ją na nabrzeże, gdzie cumował już spory, trójmasztowy okręt. Kupiec dostał się po trapie na pokład, a Scathach po chwili wahania ruszyła za nim. Na chybotliwych deskach statku przez dobrą chwilę czuła się dość niepewnie, ale w końcu złapała odpowiedni rytm i umiarkowanie zwinnym krokiem dołączyła do brodacza na kawałku wolnego miejsca pod środkowym masztem.
- Yvrin! - zawołał jej, oby, przyszły chlebodawca. Scathach podążyła za jego spojrzeniem i napotkała muskularnego mężczyznę o ogorzałej cerze, z długimi włosami spiętymi na karku w kucyk. - Chodź no tutaj!
Mężczyzna przerwał rozmowę z jakimś marynarzem i niemal tanecznym krokiem pokonał dzielącą ich odległość, wywołując w wojowniczce lekkie ukłucie zazdrości.
- Tak, proszę pana? - zwrócił się do kupca.
- Ta panienka dołączy do twojego oddziału. O ile się spisze – odparł tamten, wskazując dość niedbałym gestem wojowniczkę. Yvrin skinął głową, po czym zlustrował ją uważnym spojrzeniem.
- Umiesz walczyć na morzu? - spytał.
- Nikt nie umie. To morze decyduje o przebiegu walki – wyrecytowała spokojnie, odwzajemniając jego spojrzenie. Mężczyzna skinął głową z aprobatą.
- Nada się – rzucił tylko, po czym odwrócił się i odszedł. Brodaty kupiec spojrzał z lekką konsternacją na wojowniczkę, ale skinął głową.
- Cóż... Witamy na pokładzie Meduzy, pani Tannes.


<<  #16                                                                                                                          #18  >>
Share:

4 komentarze:

  1. Finezyjny przerywnik, nie powiem trochę skojarzyła mi się "Trylogia anioła nocy". Niezmiernie przyjemnie przeczytać coś takiego po resecie umysłowym. Ciekawy pomysł z meduzą, choć trochę za przewidywalny. Czekam na coś co mnie wielce zaskoczy.
    "Wspominania to tylko ułuda umysłu starającego nie popaść w szaleństwo"

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku te zdania *-* Misia jestem pełna podziwu dla Ciebie. Rozwijasz się niesamowicie i po prostu kwitniesz pisarsko w oczach. Robi się coraz ciekawiej i aż nie mogę się doczekać co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć, że to wszystko jednak do czegoś zmierza, a nie tylko wieczne "Quo vadis, pisarzu?"

      ~ Scatty

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!