Spoczywający
przy boku sztylet nieustannie przyciągał jej myśli. Delikatnie
połyskujące na ostrzu litery wyryły się pod jej powiekami niczym
powidoki, pojawiając się w pełnej krasie gdy tylko zamknęła
oczy.
Przeszłość
jest kluczem do przyszłości.
Enigmatyczna
notka absolutnie niczego jej nie mówiła. Pewna była tylko osoby,
której pośrednio dotyczyła, i tego, że musi odkryć jej
znaczenie. Za wszelką cenę.
Teraz,
kiedy rozpacz cofnęła się w głąb umysłu, zepchnięta przez
instynkt przetrwania, wojowniczka poczuła ulgę i wdzięczność
wobec człowieka, który nieświadomie wyrwał ją z objęć
słabości... I śmierci.
Po prostu żyj.
Dla niego.
Dla
niego... Wtedy, w ciemnym lochu, nie rozumiała tych słów. Teraz
wiedziała, o kim mówił Erian, tak jak wiedziała, że nie kłamał,
obiecując jej pomoc... Zrobił znacznie więcej, niż musiał.
Ocalił ich oboje.
Szkoda,
że nie będzie już mogła mu podziękować...
Przyspieszyła
kroku, czując nagły przypływ sił. Była znużona, potwornie
znużona monotonnym, wyczerpującym marszem, ale nie zatrzymywała
się. Zupełnie nieświadomie skierowała się na wschód, omijając
spoglądające złowrogo z oddali góry Tul-Duar. Potem ruszyła na
północ, pasem lądu oddzielającym szczyty od oceanu, zostawiając
Arrakin daleko za sobą.
***
-
Zawsze ufaj instynktowi. Jeśli nie wiesz co robić, jeśli nie wiesz
dokąd pójść, zawsze zdawaj się na intuicję. Ona zaprowadzi cię
tam, gdzie powinnaś się znaleźć, nawet jeśli będzie ci się
zdawało, że zupełnie się pomyliła. Instynkt nigdy nie zawodzi
wojownika. Ufaj mu, a dłużej pożyjesz...
***
Potrzebowała
odpowiedzi.
Im
dalej posuwała się na północ, tym klarowniej roztaczała się
przed nią przyszłość. Wiedziała, co chce, co musi zrobić.
Miała wskazówkę.
I
pytania, zbyt wiele pytań bez odpowiedzi.
Po
stanowczo zbyt długiej jak na jej nadszarpnięte siły wędrówce,
dotarła na kraniec świata. A właściwie na kraniec znanej
ludzkości części lądu, miała bowiem przed sobą Północną Toń.
Nie
sądziła, że kiedyś wróci tu jako uciekinierka, ratując życie i
wolność przed człowiekiem uzurpującym sobie prawo do usług
wszystkich najemników Amorionu.
Zabawne,
pomyślała bez cienia radości.
Ledwie
pamiętała tę okolicę. To wszystko było tak dawno temu...
Wspomnienia zdążyły już zasłonić się delikatną mgiełką
czasu, skryć gdzieś w głębi niedostępnej części umysłu.
Pamiętała
tylko, że była tu szczęśliwa. Beztroska, jak nigdy potem.
Wysoki
klif, górujący nad plażą z białego jak śnieg piasku.
Granatowe
fale, wślizgujące się z cichym szelestem na ląd i natychmiast
cofające, jakby w obawie przed tym, że zostaną pochwycone i
uwięzione w tej nieprzystępnej, suchej krainie.
Krzyk
mew.
Zapach
soli.
Krok
za krokiem burzyła nienaganną równowagę tego miejsca, każdym
dotknięciem stopy bezpowrotnie niszcząc idealny ład czystego
piasku. Sprawiało jej to dziwną przyjemność. Panujące tu
harmonia i spokój zbyt mocno kontrastowały jednak z tym, co działo
się w jej wnętrzu, by mogła się nimi cieszyć.
Chwila
oddechu, ostatni powiew spokoju przed zbliżającym się sztormem...
Nie
mogła powstrzymać gorzkiej myśli, że ten sztorm ma imię. I brzmi
ono Nathaniel Dharn.
Nie
wiedziała, czemu przyszła akurat tutaj. Czy przywiódł ją tu
przypadek, podświadoma chęć spojrzenia przeszłości w oczy, czy
może intuicja wojowniczki... Nie dbała o to. Czuła w sobie dziwną
pustkę, niepodobną ani trochę do tej, którą przywoływała dotąd
sama. Wolałaby rzucić się w wir wydarzeń, działać, choćby
zabijać... Robić cokolwiek,
zamiast tkwić na krańcu świata, z bezradnością i frustracją
jako jedynymi towarzyszkami.
Czekała.
Nie
miała wiele czasu, nim Dharn wpadnie na jej ślad. Mimo wszelkich
starań była przekonana, że mag nie odpuści, że prędzej czy
później będzie musiała uciekać znowu... I jeszcze raz, i
jeszcze, dopóki nie będzie mogła położyć temu kresu.
A
jednak wciąż czekała.
*
Niewielka
chatka, stojąca samotnie pół dnia drogi od najbliższej wioski,
dawno już zapomniała czasy swojej świetności. Jedna trzecia dachu
zapadła się do wnętrza, zapewne pokonana przez któryś z kolei
sztorm. Kamienne ściany pokryły się liszajami porostów i mchu,
drewniane okiennice zupełnie zbutwiały.
To
wszystko, co zostało z jej przeszłości.
-
Mistrzu!
Rudowłosa
dziewczynka podbiegła do mężczyzny, uśmiechając się i patrząc
na niego z podekscytowaniem w zielonych oczach.
-
Znalazłam rozgwiazdę, Mistrzu. Poczekałam, aż morze samo będzie
chciało mi ją dać, tak jak mówiłeś – powiedziała, unosząc w
drobnych dłoniach zwierzątko.
-
Doskonale, Scathach – odparł mężczyzna, kiwając z aprobatą
głową. - A teraz idź porzucać. Ostatnio trzy razy spudłowałaś
– dodał zaraz surowo. Uśmiech zniknął z twarzy dziewczynki,
ustępując miejsca powadze i skupieniu.
-
Tak jest, Mistrzu – Skłoniła się, zostawiła rozgwiazdę na
stole i natychmiast wybiegła z chatki, by spełnić polecenie.
Tak
dawno.
Ile
mogła mieć wtedy lat? Siedem? Była dzieckiem, zaledwie dzieckiem.
Nie wiedziała jeszcze, co ją czeka, nie wiedziała, co będzie
musiała potem przeżyć. Gdyby tylko mogła cofnąć czas, choć na
chwilę wrócić do chwil, kiedy wszystko było proste...
Ale
nie była już dzieckiem, tak jak nie było już nikogo, kto
wydawałby jej polecenia. Musiała decydować sama.
Co
ją tu trzymało?
Powinna
odejść, ruszyć dalej. Za każdym razem, kiedy myślała o dalszej
podróży, czuła jednak ciężar ostrza przy boku, znacznie większy
niż normalnie. Nie odważyła się wejść do chatki, choć miała
przemożną ochotę sprawdzić, czy nie został tam jakiś ślad
po... Po nim. Mimo wszystko nie chciała jednak widzieć ruiny
dawnego życia. Nie chciała namacalnie przekonać się, że to już
nigdy nie wróci. Nie chciała widzieć pustki.
Patrząc
w morze, nie mogła powstrzymać wspomnień. To właśnie tutaj
usłyszała, że fale to echo ludzkiego serca, i że jeśli poświęci
się im dostatecznie dużo uwagi, mogą dać odpowiedź na każde
pytanie, pomóc w każdej rozterce, a niekiedy nawet wskazać
drogę...
Czyżby?,
pomyślała gorzko. Nigdy nie kwestionowała tych słów, ale teraz,
kiedy wszystko stanowiło niewiadomą, nawet to zdawało jej się
jedynie dziecinnym przesądem.
Mimo
to, trzeciego wieczoru po dotarciu do chatki postanowiła spróbować.
Ubrana jedynie w spodnie i skórzany kaftanik, stanęła tuż nad
brzegiem, czując pod stopami zimny, mokry piasek. Zrobiła kilka
powolnych kroków do przodu. Lodowato zimna woda sprawiła, że
wojowniczka zadrżała mimowolnie. Po chwili ruszyła głębiej, z
cichym chlupotem zanurzając się w morzu. Zatrzymała się dopiero,
kiedy woda sięgała jej pasa, a ona sama dygotała z zimna.
Zamknęła
oczy i wsłuchała się w szum fal.
Kiedy
ocknęła się z tego dziwnego stanu, będącego połączeniem snu i
medytacji, było już całkiem ciemno, a ona sama od długotrwałego
chłodu straciła czucie w stopach i palcach dłoni. Natychmiast
zaczęła wycofywać się z wody, jednak kiedy spojrzała w dół,
zatrzymała się raptownie.
Jej
dłonie nie były puste. Spoczywało w nich małe, niemal niewidoczne
na tle ciemnej jak atrament wody stworzonko. Meduza.
To
ma być jej odpowiedź? Meduza? Scathach prychnęła, dochodząc do
wniosku, że włażenie do zimnej wody w nocy było głupotą i
zupełną stratą czasu. Natychmiast wypuściła zwierzątko z
powrotem do morza, wyrzucając sobie, że kto jak kto, ale ona
przesądna być nie powinna.
Rankiem
natychmiast wyruszyła dalej, zostawiając za sobą miejsce, które
przez sporą część swojego życia nazywała domem.
*
-
Najemniczka?
Kupiec
zmierzył niepewnym spojrzeniem stojącą przed nim, dość
przeciętnie wyglądającą dziewczynę. Scathach mimowolnym gestem
obróciła na palcu srebrny pierścień i skinęła głową.
-
Potrzebuję tylko jakiejś broni, najlepiej miecza. Jeśli pan chce,
mogę pokazać co potrafię – powiedziała, patrząc na niego
hardo. Potrzebowała tej pracy. Musiała zniknąć, dopóki nie
zbierze jakichkolwiek informacji. Zagadkowa notka na ostrzu sztyletu
wciąż pozostawała niewiadomą, a wojowniczka musiała za coś żyć.
I przede wszystkim zatrzeć za sobą ślady.
Mężczyzna
zmierzył ją uważnym spojrzeniem spod krzaczastych brwi i pogładził
się po kędzierzawej brodzie.
-
Niech będzie. Zobaczymy, do czego się nadajesz. Brakuje nam
człowieka do eskorty, więc... - Kupiec wzruszył ramionami w
wymownym geście. - Jak się nazywasz?
-
Mira Tannes – skłamała gładko, oczywiście zawczasu przygotowana
na zmianę tożsamości.
-
Pozwól ze mną – skinął na nią mężczyzna, po czym zaprowadził
ją na nabrzeże, gdzie cumował już spory, trójmasztowy okręt.
Kupiec dostał się po trapie na pokład, a Scathach po chwili
wahania ruszyła za nim. Na chybotliwych deskach statku przez dobrą
chwilę czuła się dość niepewnie, ale w końcu złapała
odpowiedni rytm i umiarkowanie zwinnym krokiem dołączyła do
brodacza na kawałku wolnego miejsca pod środkowym masztem.
-
Yvrin! - zawołał jej, oby, przyszły chlebodawca. Scathach podążyła
za jego spojrzeniem i napotkała muskularnego mężczyznę o
ogorzałej cerze, z długimi włosami spiętymi na karku w kucyk. -
Chodź no tutaj!
Mężczyzna
przerwał rozmowę z jakimś marynarzem i niemal tanecznym krokiem
pokonał dzielącą ich odległość, wywołując w wojowniczce
lekkie ukłucie zazdrości.
-
Tak, proszę pana? - zwrócił się do kupca.
-
Ta panienka dołączy do twojego oddziału. O ile się spisze –
odparł tamten, wskazując dość niedbałym gestem wojowniczkę.
Yvrin skinął głową, po czym zlustrował ją uważnym spojrzeniem.
-
Umiesz walczyć na morzu? - spytał.
-
Nikt nie umie. To morze decyduje o przebiegu walki – wyrecytowała
spokojnie, odwzajemniając jego spojrzenie. Mężczyzna skinął
głową z aprobatą.
-
Nada się – rzucił tylko, po czym odwrócił się i odszedł.
Brodaty kupiec spojrzał z lekką konsternacją na wojowniczkę, ale
skinął głową.
-
Cóż... Witamy na pokładzie Meduzy, pani Tannes.
Finezyjny przerywnik, nie powiem trochę skojarzyła mi się "Trylogia anioła nocy". Niezmiernie przyjemnie przeczytać coś takiego po resecie umysłowym. Ciekawy pomysł z meduzą, choć trochę za przewidywalny. Czekam na coś co mnie wielce zaskoczy.
OdpowiedzUsuń"Wspominania to tylko ułuda umysłu starającego nie popaść w szaleństwo"
Ciekawe.....
OdpowiedzUsuńJejku te zdania *-* Misia jestem pełna podziwu dla Ciebie. Rozwijasz się niesamowicie i po prostu kwitniesz pisarsko w oczach. Robi się coraz ciekawiej i aż nie mogę się doczekać co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńMiło słyszeć, że to wszystko jednak do czegoś zmierza, a nie tylko wieczne "Quo vadis, pisarzu?"
Usuń~ Scatty