czwartek, 20 sierpnia 2015

Cień Amorionu #15

Kiedy się ocknęła, zewsząd zaatakowało ją światło. Wokół siebie czuła cudownie świeżą miękkość i ciepło, tak że przez dobrą chwilę wcale nie miała ochoty się poruszać. W końcu jednak uniosła lekko głowę, tylko po to, by zobaczyć, że znajduje się w pokoju, w którym jakiś czas temu ugościł ją Lerlet.

Podparła się łokciami i usiadła. Zorientowała się, że jest czysta i ubrana jedynie w bawełnianą halkę, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa należącą do Ann, pięknej żony elfa.
Drzwi otworzyły się cicho. Chwilę potem do pokoju wślizgnął się gospodarz. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, uniósł lekko kącik ust w półuśmiechu.
- Obudziłaś się wreszcie - stwierdził, podchodząc bliżej. Zmierzył ją uważnym wzrokiem, ale milczał. Wyglądał jakby chciał ją o coś zapytać, wyraźnie jednak się wahał.
- Przepraszam - odezwała się cicho wojowniczka. - Nie chciałam, żebyście musieli... Przepraszam.
Ku jej zdumieniu, elf parsknął śmiechem. Widząc jej pytające spojrzenie, pokręcił lekko głową.
- Zjawiasz się tutaj po... Ilu? Czterech, pięciu dniach? Półżywa... I przepraszasz za fatygę?
Poczuła, jak na jej policzki wpływa delikatny rumieniec, ale nie odpowiedziała. Nie lubiła przyjmować pomocy, przyzwyczajona do tego, że zawsze radziła sobie sama.
- Jesteś głodna? - spytał po chwili Lerlet, przerywając przedłużającą się ciszę. Kiwnęła głową, nie patrząc elfowi w oczy. Była tak słaba, tak żenująco słaba... Nawet utrzymywanie się w pionie stanowiło wysiłek, wszystkie mięśnie szybko odzywały się palącym bólem. Przesunęła się nieznacznie i oparła o wezgłowie łóżka, by uniknąć wracania do pozycji leżącej. Elf tymczasem zniknął na moment. Po chwili pokój wypełnił się słodkim aromatem owsianki, którą mag zręcznie lewitował przed sobą w drodze powrotnej. Musiała być przygotowana całkiem niedawno, bo znad miski wciąż unosiła się smuga pary.
- Nie musiałeś... - zaczęła, ale elf spiorunował ją wzrokiem.
- Daj spokój, Scath. Każdy głupi by zauważył, że co jak co, ale przez ten czas raczej nie balowałaś na mieście... - urwał nagle, znowu się wahając. - Co się właściwie stało? - spytał w końcu, kiedy posiłek wylądował w rękach wojowniczki, a sam mężczyzna przysiadł na skraju łóżka.
- Spodziewał się mnie - powiedziała cicho, utkwiwszy wzrok w misce. Ujęła w dłoń srebrną łyżkę, ale mimo głodu, który na widok jedzenia ścisnął jej boleśnie żołądek, nie potrafiła zmusić się do jedzenia.
- No... To chyba jasne. W końcu cała ta heca ze szkatułką była właśnie po to, żeby... - zaczął Lerlet, wykonując bliżej nieokreślony gest ręką.
Pokręciła tylko głową.
- Nie rozumiesz... On wiedział, że to będę ja. Zaplanował to.
- Po co miałby...?
- Chciał, żebym dla niego pracowała.
Elf uniósł tylko brew w niemym zdziwieniu.
- Wiesz... Rozumiem, że jesteś dobra i w ogóle, ale żeby od razu zastawiać pułapkę... Jesteś pewna, że właśnie o to chodziło? Może chciał tylko, ja wiem, jakichś informacji?
Potrząsnęła głową.
- Wyrażał się dość jasno. Chciał moich usług, i niezbyt zależało mu na przyjaznej, partnerskiej współpracy...
- To dziwne, wiesz?
- Wiem - przygryzła wargę. - Sama tego nie rozumiem, ale tak właśnie było.
Elf skinął tylko głową, wyraźnie nieprzekonany. Z premedytacją przemilczała powiązania Dharna ze Związkiem Najemników. Nie chciała angażować w to Lerleta bardziej, niż to było konieczne. Im mniej wiedział, tym był bezpieczniejszy.
- Jedz, bo wystygnie - odezwał się po chwili elf, wskazując na owsiankę. Usłuchała, gdy głód i osłabienie przeważyły wreszcie nad wstydem. Pierwsza łyżka posiłku była jak objawienie, ale przeżuwała ją powoli, obawiając się zbyt szybkiego jedzenia. - Lepiej cię zostawię... Wpadnę potem. Odpoczywaj - powiedział jeszcze, po czym udał się do drzwi.
Odsunęła od siebie myśl, że nie dane będzie jej zbyt długo cieszyć się tym przywilejem.



*


- Muszę wyjechać, możliwie najszybciej.
Był wieczór. Nieco podbudowana gorącym posiłkiem i długim snem, odważyła się wyjść z łóżka, i teraz siedziała przy długim stole w pokoju dziennym willi, obejmując dłońmi kubek z ziołowym naparem.
Lerlet, który właśnie wychodził z kuchni, przez dłuższą chwilę milczał.
- Myślisz, że będzie cię szukał? - spytał z powątpiewaniem.
- Jestem pewna.
- Słuchaj, Scath, nie przeceniasz go? W końcu... Skąd miałby wiedzieć, dokąd uciekłaś? Jesteś profesjonalistką, wystarczy trochę ostrożności...
Nie odpowiedziała. Czy jednak nie tak samo myślała o Lokim, kiedy Nathaniel zaczął jej grozić? To też wydawało jej się niemożliwe do wykrycia. A jednak...
- Nie mogę ryzykować - powiedziała wreszcie tonem nie znoszącym sprzeciwu. Lerlet skrzywił się nieznacznie.
- Gdyby rzeczywiście był aż tak niebezpieczny i genialny jak twierdzisz, chyba nie pozwoliłby ci uciec? - zauważył jednak po chwili, widocznie nie chcąc odpuścić. Częściowo go rozumiała, ale przecież nie było go tam z nią, w lochu. Nie spotkał go twarzą w twarz. Nie patrzył jak...
Stop, powiedziała sobie. Nie myśl o tym, nie teraz.
- Nie. Nie pozwoliłby - zgodziła się, opuszczając wzrok.
- Więc jak...?
- Czy to ważne, Velun? - przerwała mu, podrywając głowę. - Naprawdę jestem ci wdzięczna za pomoc, nawet nie wiesz... Ale zrozum, ja... Nie powinieneś wiedzieć o wszystkim, dla własnego dobra - zakończyła kulawo, trochę się jąkając pod nieprzychylnym spojrzeniem gospodarza.
- Umiem o siebie zadbać - prychnął cicho, krzyżując ręce na piersi.
- Wiem, Velun. Wiem.
On też umiał.


*


- Jesteś pewna? - elf po raz ostatni zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem swoich żółtych oczu.
Skinęła głową.
- Muszę zniknąć... Tak będzie lepiej. Dla wszystkich - powiedziała cicho, nie patrząc na niego. Była gotowa do drogi, w każdym razie teoretycznie. Wiedziała, że nie będzie mogła podróżować zbyt szybko, ale musiała spróbować. - Dziękuję, Velun - dodała po chwili, tym razem patrząc mu w oczy i pozwalając, by wypełniła je wdzięczność.
- Nie ma sprawy - odparł elf. - Przecież masz u mnie dług - mrugnął do niej porozumiewawczo z łobuzerskim uśmiechem.
Ona jednak skinęła poważnie głową.
- Mam. I jeśli kiedykolwiek będziesz...
- Tak, tak - przerwał jej lekceważąco Lerlet, machnąwszy ręką. - Wiem. No, idź już.
Uśmiechnęła się do niego smutno, po czym wyciągnęła rękę na pożegnanie.
- Do zobaczenia, Lerlecie.
- Do zobaczenia - skinął głową elf, ściskając podaną dłoń. Wojowniczka obróciła się do drzwi i położyła dłoń na klamce.
- Scath... Jeszcze jedno - odezwał się Lerlet, jakby dopiero teraz coś sobie przypomniał. Obróciła się przez ramię, by na niego spojrzeć. - Kiedy zniknęłaś, był u mnie Loki. Nie wiesz, co z nim? Pytał wtedy o ciebie i... - urwał nagle, zapewne pod wpływem nagłej bladości, która wpłynęła na twarz wojowniczki. Sama Scathach bezwiednie zacisnęła dłoń na klamce.
- Loki nie żyje - powiedziała cicho, czując, jak mimo starań lekko drży jej głos. Nie patrząc więcej w stronę Lerleta, wyszła w noc, zostawiając zdumionego elfa w hallu.


<<  #14                                                                                                                         #16  >>
Share:

3 komentarze:

  1. Ciekawy przerywnik fabularny. Krótki i przyjemny w wyczekiwaniu na dalszą część opowieści. Końcówka ciekawa choć spodziewałem się tego i jeszcze jednego ale czy właściwie myślę dowiem się w następnej części.

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie prosta scena typu taki suspens. Ciekawie czyta się o Scathachktórą otrzymuje od kogoś pomoc i leży w łóżku podczas gdy przez większość Cienia była potężną wojowniczką i nie należało się zbliżać bez wyraźnej zgody ;D przynajmniej ja bym się nie ośmielił

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!