Nie zmieniła zdania.
Leżąc w ciemnej celi, nie mogła nie myśleć o przerażającej groźbie w jego oczach, o tym błysku ostrzeżenia, przypominającym kogo miała przed sobą. Ale przecież nie było ceny, której nie zapłaciłaby za to, by nie dać mu się złamać. Nie, kiedy w wyobraźni wciąż widziała wpatrujące się w nią złote oczy, słyszała znajomy głos, którego wspomnienie mimo upływu lat nie zblakło ani odrobinę.
Nic nie jest warte tego, co ci zrobią.
Nic nie jest warte tego, co ci zrobią.
Do czego cię zmuszą.
Nic.
Zawziętemu uporowi, który nie opuszczał jej ani na moment, towarzyszyło jednak coś jeszcze.
Strach.
Ściskał jej żołądek znacznie boleśniej niż głód, obezwładniał, paraliżował... Sprawiał, że jej pewność nagle słabła, że zapominała o wszystkim innym, bezskutecznie wmawiając sobie, że Dharn nic o niej nie wie, że nie zrobi tej jednej, jedynej rzeczy, która byłaby w stanie ją zniszczyć. Wiedziała, choć nie chciała przyznawać się do tego nawet przed sobą, że mimo całego swojego zdecydowania nie byłaby w stanie odmówić, gdyby postawił jej warunek.
Ona albo jego życie.
*
Poderwała się gwałtownie, słysząc cichy szczęk zamka. Natychmiast zakręciło jej się w głowie, ale zignorowała to, w napięciu wpatrując się w ciemność, czując zimne kleszcze strachu powoli zaciskające się na gardle. Co, jeśli to on? Co, jeśli właśnie skończyła mu się cierpliwość...?
- Spokojnie, drogie dziecko - dobiegł ją szept, w którym rozpoznała leczącego ją nie tak dawno starca. Co tu robił? Prócz odwodnienia i głodu nic jej już nie doskwierało, wszystkie obrażenia, które odniosła w nierównej walce z Dharnem, zostały dawno wyleczone.
Tymczasem mężczyzna podszedł i usiadł nieopodal. Usłyszała cichy trzask i celę rozświetliła niewielka iskra, wynurzająca się spomiędzy jego stulonych dłoni.
Wpatrywała się w niego zdumiona. Z jej twarzy najwyraźniej nie zniknął jeszcze strach, bo starzec spojrzał na nią ze współczuciem. Nie był to jednak ten obrzydliwy, odpychający rodzaj współczucia, który w rzeczywistości był nic niewartą litością. Nie... To spojrzenie było inne. Jakby mężczyzna nie tylko jej żałował, ale też doskonale wiedział, co przeżywa.
- Nie wiem, czym spróbuje cię zmusić do współpracy, drogie dziecko, ale możesz być pewna, że będzie to właśnie ta rzecz, o której przed chwilą myślałaś - powiedział cicho siwobrody, a ona zadrżała mimowolnie.
- Skąd miałby...?
- To nieistotne - wpadł jej w słowo. - Jeśli choć jedna osoba w tym przeklętym przez bogów mieście znała twój słaby punkt, to on go znalazł i wkrótce wykorzysta.
Milczała, przez chwilę walcząc z pokusą odrzucenia jego słów, wyśmiania ich. Rozważała też próbę oszustwa, podstęp ze strony Dharna, mający zmusić ją do uległości. Zaraz potem przypomniała sobie jednak ten pełny pewności siebie wyraz jego twarzy i brązowe oczy błyszczące ostrzeżeniem.
Liczę, że jednak zdołam cię przekonać...
Przecież nie groziłby jej tak otwarcie, nie mając pewności, że szantaż okaże się skuteczny.
- Nie... - jęk sam wyrwał się z jej gardła, gdy uświadomiła sobie, że to, co do tej pory próbowała bagatelizować jako bezpodstawne obawy, ma wszelkie szanse się urzeczywistnić. Zasłoniła usta dłonią, usiłując powstrzymać przyspieszający oddech i galopujące serce, ogarniający ją z chwili na chwilę chłód.
Tylko nie on...
Wszystko, tylko nie on...
- Posłuchaj mnie, dziecko - odezwał się po naprawdę długiej chwili starzec. - Cokolwiek zrobisz, nie łudź się, że jeśli się poddasz, kogokolwiek tym ocalisz...
Spojrzała na niego na wpół przytomnie. Sens tych słów dotarł do niej dopiero po pewnym czasie, kiedy w nikłym świetle płomyka dostrzegła na jego twarzy głęboki smutek.
- ... Ja popełniłem ten błąd.
***
- To nigdy nie jest łatwe. Panowanie nad emocjami... To nienaturalne. Nie da się cały czas trwać w pustce. Im dłużej patrzysz w otchłań, tym większa szansa, że ona cię pochłonie. Wtedy nie ma już ratunku, tylko śmierć. Człowiek staje się pustą skorupą bez duszy, wegetuje, ale nie żyje. Czasami... Czasami można jednak odciąć się od emocji. Wtedy kiedy zabijasz, oczywiście, to konieczne. Ale nie tylko... Może się zdarzyć, że od twojego opanowania będzie zależeć czyjeś życie. Ale pamiętaj: to nigdy nie powinno, nie MOŻE być ucieczką. Wyłącznie koniecznością. Z uczuciami nie wolno igrać... Tylko one czynią nas ludźmi.
***
Musiała coś zrobić.
Cokolwiek.
Poczucie bezsilności dławiło ją od środka, kiedy rozpaczliwie usiłowała znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że każdy możliwy ruch prowadzi do najgorszego. Co zrobi, kiedy Dharn przyjdzie i postawi jej ultimatum?
I kim, na miecz Karsertha, jest ten starzec?
Znała go, była o tym przekonana, ale za nic w świecie nie mogła przypomnieć sobie skąd. Sam mężczyzna nie palił się do wyjaśnień, z powodzeniem udając, że po raz pierwszy zobaczył ją w więzieniu. Nie wiedziała, czy powinna mu ufać. Rzadko kiedy zdarzało się, by wierzyła komuś bezpodstawnie, zawsze starała się zachowywać ostrożność. A jednak chciała mu zaufać. Chciała poddać się dziwnemu wrażeniu, że ten człowiek, z zupełnie jej niewiadomych powodów, szczerze pragnie jej dobra.
To dlatego niemal ucieszyła się, gdy kolejnej nocy ponownie usłyszała cichy szczęk zamka. Mimo strachu, mimo bezsilności, mimo powoli ogarniającej ją rozpaczy... Płomyk, który wyczarował, uświadomił jej, że podobnie traktuje tego człowieka. Jak małą iskrę światła w ciemności.
- Przyprowadzili tu kogoś - oznajmił jej bez ceregieli mężczyzna. Jej serce zamarło na moment, by zaraz potem ruszyć w zdwojonym tempie. - Jakiś czarnowłosy czarodziej. Założyli mu magiczną blokadę...
Przestała słuchać, oszołomiona gwałtownością własnych emocji. Bogowie... A więc starzec miał rację. Dharn w jakiś sposób dowiedział się o nim, o tej jednej jedynej osobie, której życie ceniła bardziej własne.
O Lokim.
Nagła cisza przywróciła ją do rzeczywistości. Siwobrody wpatrywał się w nią uważnie, z mieszaniną współczucia i dziwnej zadumy.
To dlatego niemal ucieszyła się, gdy kolejnej nocy ponownie usłyszała cichy szczęk zamka. Mimo strachu, mimo bezsilności, mimo powoli ogarniającej ją rozpaczy... Płomyk, który wyczarował, uświadomił jej, że podobnie traktuje tego człowieka. Jak małą iskrę światła w ciemności.
- Przyprowadzili tu kogoś - oznajmił jej bez ceregieli mężczyzna. Jej serce zamarło na moment, by zaraz potem ruszyć w zdwojonym tempie. - Jakiś czarnowłosy czarodziej. Założyli mu magiczną blokadę...
Przestała słuchać, oszołomiona gwałtownością własnych emocji. Bogowie... A więc starzec miał rację. Dharn w jakiś sposób dowiedział się o nim, o tej jednej jedynej osobie, której życie ceniła bardziej własne.
O Lokim.
Nagła cisza przywróciła ją do rzeczywistości. Siwobrody wpatrywał się w nią uważnie, z mieszaniną współczucia i dziwnej zadumy.
- To on, prawda? - spytał, i choć wiedziała, że nie oczekuje odpowiedzi, pokiwała głową. Starzec westchnął cicho. - Pamiętaj, że jeśli on zobaczy w tym swoją szansę, nie będzie miał żadnych skrupułów... Musisz zrobić wszystko, żeby nie wiedział o tym, że ma nad tobą jakąkolwiek władzę. Rozumiesz?
Kolejne kiwnięcie.
- Poradzisz sobie?
- Tak - szepnęła, przymykając oczy. Zrobiłaby przecież wszystko. Wszystko.
- Pomogę ci, drogie dziecko - powiedział ni stąd ni zowąd starzec.
Podniosła na niego wzrok, z trudem wyławiając z mroku jego twarz. W nikłym świetle magicznego płomyka zdawała się być znacznie starsza, niż była w rzeczywistości.
Kiwnęła głową raz jeszcze, zbyt przytłoczona własną słabością, by choćby pomyśleć o spytaniu go o powody.
Mężczyzna spojrzał na nią ze współczuciem i czymś jeszcze, czymś, co przywodziło jej na myśl żal, a może poczucie winy...
- Śpij, moja droga. Niczego nie mogę ci obiecać, ale... O tę jedną noc możesz być spokojna. Śpij. - Jego głos był taki łagodny, taki kojący... Poddała się jego namowom, osuwając z powrotem na zimny kamień. Przeszło jej przez myśl, że jest jej równie ciepło jak wtedy, kiedy starzec leczył jej rękę. Potem otuliła ją przyjemna ciemność. Ciemność bez strachu i bez snów.
Kolejne kiwnięcie.
- Poradzisz sobie?
- Tak - szepnęła, przymykając oczy. Zrobiłaby przecież wszystko. Wszystko.
- Pomogę ci, drogie dziecko - powiedział ni stąd ni zowąd starzec.
Podniosła na niego wzrok, z trudem wyławiając z mroku jego twarz. W nikłym świetle magicznego płomyka zdawała się być znacznie starsza, niż była w rzeczywistości.
Kiwnęła głową raz jeszcze, zbyt przytłoczona własną słabością, by choćby pomyśleć o spytaniu go o powody.
Mężczyzna spojrzał na nią ze współczuciem i czymś jeszcze, czymś, co przywodziło jej na myśl żal, a może poczucie winy...
- Śpij, moja droga. Niczego nie mogę ci obiecać, ale... O tę jedną noc możesz być spokojna. Śpij. - Jego głos był taki łagodny, taki kojący... Poddała się jego namowom, osuwając z powrotem na zimny kamień. Przeszło jej przez myśl, że jest jej równie ciepło jak wtedy, kiedy starzec leczył jej rękę. Potem otuliła ją przyjemna ciemność. Ciemność bez strachu i bez snów.
*
Następnym razem klucz w zamku przekręcili strażnicy. Scathach spojrzała na nich pustym wzrokiem, kiedy podeszli i bez ceregieli podnieśli ją na
nogi. A więc już się zaczęło, pomyślała, ale nie czuła strachu. Właściwie nie
czuła nic.
Poprowadzili ją do tego samego pokoju, co poprzednio, małego, z jednym oknem. Tym razem wpadało przez nie dzienne światło, tłumione przez ciężkie zasłony.
Było pusto.
Posadzili ją znowu na krześle pod ścianą, po czym wyszli. Usłyszała szczęk zamka.
Dziwne.
Minuty mijały, wypełniając jej umysł i ciało znużeniem i obojętnością. Wyczerpanie dość mocno dawało jej się we znaki, ale uparcie ignorowała zawroty głowy i palący ból w mięśniach. Czekała. Czekała na tego, którego kiedyś nienawidziła. Na tego, który chciał ją złamać lub zniszczyć. Czekała z lodowatym, nienaturalnym spokojem.
Kiedy w końcu usłyszała na korytarzu kroki, z początku wzięła je za omamy. Ale nie, chwilę potem zabrzmiały wyraźniej, powoli zbliżając się do pokoju. Zmusiła obolałe ciało do wysiłku, jakim było wyprostowanie się na krześle. Wpatrywała się w drzwi, po cichu licząc na to, że jednak się nie otworzą.
Otworzyły się.
Zaskoczyło ją to, z jaką łatwością potrafiła zapanować nad twarzą, kiedy trzymała na wodzy każdą myśl i emocję. Była jak maska, całkowicie uzależniona od woli. Wystarczyło pociągnąć za sznurek, by zmieniła kształt.
To takie proste.
Maska powiodła oczami za człowiekiem, który wszedł do pokoju. Patrzyła na jego nienaganny strój, na pospolite rysy twarzy. Spoglądała w brązowe oczy, z których przebijał tryumf.
Ale niczego nie czuła.
Poprowadzili ją do tego samego pokoju, co poprzednio, małego, z jednym oknem. Tym razem wpadało przez nie dzienne światło, tłumione przez ciężkie zasłony.
Było pusto.
Posadzili ją znowu na krześle pod ścianą, po czym wyszli. Usłyszała szczęk zamka.
Dziwne.
Minuty mijały, wypełniając jej umysł i ciało znużeniem i obojętnością. Wyczerpanie dość mocno dawało jej się we znaki, ale uparcie ignorowała zawroty głowy i palący ból w mięśniach. Czekała. Czekała na tego, którego kiedyś nienawidziła. Na tego, który chciał ją złamać lub zniszczyć. Czekała z lodowatym, nienaturalnym spokojem.
Kiedy w końcu usłyszała na korytarzu kroki, z początku wzięła je za omamy. Ale nie, chwilę potem zabrzmiały wyraźniej, powoli zbliżając się do pokoju. Zmusiła obolałe ciało do wysiłku, jakim było wyprostowanie się na krześle. Wpatrywała się w drzwi, po cichu licząc na to, że jednak się nie otworzą.
Otworzyły się.
Zaskoczyło ją to, z jaką łatwością potrafiła zapanować nad twarzą, kiedy trzymała na wodzy każdą myśl i emocję. Była jak maska, całkowicie uzależniona od woli. Wystarczyło pociągnąć za sznurek, by zmieniła kształt.
To takie proste.
Maska powiodła oczami za człowiekiem, który wszedł do pokoju. Patrzyła na jego nienaganny strój, na pospolite rysy twarzy. Spoglądała w brązowe oczy, z których przebijał tryumf.
Ale niczego nie czuła.
Była tylko maską.
- Witaj, Cieniu - odezwał się Nathaniel, posyłając jej jeden ze swoich fałszywych uśmiechów. - Powiem krótko: liczę, że jednak przemyślałaś moją propozycję...
- Mówisz o tej, w której kupujesz mnie jak niewolnicę na targu i wspaniałomyślnie ofiarowujesz nagrodę za bezmyślne posłuszeństwo? Owszem, przemyślałam - odpowiedziała maska głosem i językiem wojowniczki, unosząc brew w niemej kpinie.
Nathaniel zaśmiał się.
- Chyba nie powinnaś być dla mnie aż tak surowa - odparł z błyskiem w oku. - Możesz tego później... Żałować.
- Nie sądzę - skwitowała groźbę maska, mierząc maga chłodnym spojrzeniem zielonych oczu.
- Mam więc rozumieć, że nie jesteś skłonna przyjąć propozycji? - bardziej stwierdził niż zapytał Dharn, z niemal autentycznym smutkiem pobrzmiewającym w głosie. - Szkoda. Naprawdę szkoda. Oszczędziłabyś mi kłopotu... Nam obojgu.
Maska skrzywiła się z ostentacyjnym obrzydzeniem na dźwięk słowa "nam".
- Witaj, Cieniu - odezwał się Nathaniel, posyłając jej jeden ze swoich fałszywych uśmiechów. - Powiem krótko: liczę, że jednak przemyślałaś moją propozycję...
- Mówisz o tej, w której kupujesz mnie jak niewolnicę na targu i wspaniałomyślnie ofiarowujesz nagrodę za bezmyślne posłuszeństwo? Owszem, przemyślałam - odpowiedziała maska głosem i językiem wojowniczki, unosząc brew w niemej kpinie.
Nathaniel zaśmiał się.
- Chyba nie powinnaś być dla mnie aż tak surowa - odparł z błyskiem w oku. - Możesz tego później... Żałować.
- Nie sądzę - skwitowała groźbę maska, mierząc maga chłodnym spojrzeniem zielonych oczu.
- Mam więc rozumieć, że nie jesteś skłonna przyjąć propozycji? - bardziej stwierdził niż zapytał Dharn, z niemal autentycznym smutkiem pobrzmiewającym w głosie. - Szkoda. Naprawdę szkoda. Oszczędziłabyś mi kłopotu... Nam obojgu.
Maska skrzywiła się z ostentacyjnym obrzydzeniem na dźwięk słowa "nam".
- I co teraz? Poderżniesz mi gardło? - spytała butnie, unosząc nieco podbródek w wyzywającym geście.
Dharn pokręcił głową z rozbawieniem.
- Czemu miałbym to robić? Nie jest łatwo mnie zniechęcić, Cieniu. A tym bardziej zmusić do ostateczności. Skoro jednak nie dajesz mi wyboru...
Wyciągnął dłoń w stronę otwartych drzwi i skinął na kogoś, kto stał zaraz za nimi. Chwilę potem do pomieszczenia weszli ci sami strażnicy, którzy wcześniej ją tu przyprowadzili.
Pomiędzy nimi, z kajdanami pobrzękującymi złowieszczo na nadgarstkach, szedł on.
Loki.
Zajebiste. Nie mogę doczekać sie punktu kulminacyjnego 😃 ani dalszych zdarzeń *-* jeste wspaniała. Ja chce już 12 rozdział i 13 i 14 i 15 (...) 18 7600 (...) x/y (...)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuń- Wstęgo Deszczu, przyjmiesz moją propozycję? Wiesz co się stanie, jeśli odmówisz. Scatchach nigdy nie napisze nowego rozdziału. Nigdy. Słyszysz? NIGDY! Muahahhahahhahahha!
Wstęga Deszczu przyjęła propozycję.
Nie lubię cię! Zawsze kończysz w takim momencie, że aż mnie skręca z niecierpliwości. Jeśli kiedyś skręci mnie w sprężynę i już się nie rozkręcę, to będzie to twoja wina!
OdpowiedzUsuńChyba zaryzykuję! ;)
Usuń~ Scatty
Jak zawsze ... Dodajesz nowe świetne elementy do tej epickiej układanki. Ciekawa jestem jak ona sie stamtąd wydostanie na tym etapie wydaje mi sie to prawie niemożliwe . I co będzie z Lokim .... Ehhh nic tylko czekać !
OdpowiedzUsuńSerio? Prawdę mówiąc wydawało mi się cały czas, że skoro Loki jest jedyną osobą, którą Scathach była w stanie pokochać, to co jak co, ale musi być zbyt fajny, by dać się złapać oprychom Nathaniela.
OdpowiedzUsuń