sobota, 9 maja 2015

Cień Amorionu #10

Kiedy ponownie się obudziła, z początku myślała, że obudził ją ból w ramieniu. Ale nie, chodziło o coś zupełnie innego.
O brak bólu.
Otworzyła oczy, zastanawiając się, czy to nie zwidy. A jednak rzeczywiście niemal nie czuła towarzyszącego jej do tej pory głuchego łupania w złamanej ręce. 
Nie była też w celi sama.
Klęczący przodem do niej w odległości nie więcej niż długości dłoni mężczyzna, zdawał się nie dostrzegać, że się obudziła. Mamrotał coś niewyraźnie pod nosem, wpatrując się przy tym dość nieobecnym wzrokiem w ścianę gdzieś przed sobą. Korzystając z okazji przyjrzała się mu bliżej.
Na pierwszy rzut oka wyglądał staro, z powodu długiej, siwej brody sięgającej piersi i rozległej łysiny, rozciągającej się niemal na całą powierzchnię głowy. Na jego twarzy niewiele było jednak zmarszczek, choć wyraźnie przebijało z niej zmęczenie.
To dziwne, pomyślała. Wygląda znajomo.
- Co pan tu robi? - usłyszała własny zachrypnięty szept. Nieznajomy, a może znajomy mężczyzna chyba wrócił do rzeczywistości. Napotkała spojrzenie jego bystrych, ciemnych oczu, gdy nieco zdumiony spojrzał w dół.
- Leczę cię, drogie dziecko - odparł spokojnie, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. Teraz, kiedy jej o tym powiedział, uzmysłowiła sobie, że rzeczywiście czuje w uszkodzonym miejscu coś na kształt przyjemnego ciepła albo mrowienia...
Poruszyła się niespokojnie i spróbowała wstać.
- Leż, drogie dziecko. Bez ruchu, jeśli łaska. To bardzo ułatwi mi zadanie - oznajmił rzeczowo mężczyzna, choć nie słyszała w jego tonie choćby cienia rozkazu.
- Ale...
- Proszę.
Było w jego głosie coś takiego, co natychmiast stłumiło w niej buntownicze zapędy. Opadła z powrotem do pozycji leżącej, i przez jakiś czas, zgodnie z jego życzeniem, nie poruszała się. Mrowienie w ramieniu wzmogło się nieco, gdy mężczyzna wrócił do mamrotania pod nosem formuł.
- To on pana przysłał? - spytała po chwili, za żadne skarby nie chcąc przepuścić okazji dowiedzenia się czegoś. Czegokolwiek.
Mężczyzna długo nie odpowiadał, nie przerywając swoich inkantacji, tak że zaczęła wątpić, czy w ogóle ją usłyszał. W końcu jednak przerwał na moment.
- Tak - odparł cicho, nie patrząc na nią.
- Dlaczego?
- Czy to nie oczywiste, drogie dziecko? - odpowiedział pytaniem na pytanie, co przyprawiło ją o ukłucie irytacji. - Pan Dharn życzy sobie, byś była w pełni sił, w możliwie najkrótszym czasie...
- Co planuje?
- Moja droga, gdybym naprawdę mógł ci to powiedzieć, nie przychodziłbym tutaj w nocy, kiedy powinnaś mocno spać.
Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Zamiast tego, z najgorszymi przeczuciami pozwoliła starcowi zająć się złamaniem. Wytężała przy tym pamięć, ale za nic w świecie nie mogła wydobyć z niej odpowiedniego wspomnienia. A jednak im dłużej patrzyła na tego człowieka, tym bardziej była przekonana, że kiedyś już go widziała...


*

Nie jadła. Dharn systematycznie kazał przysyłać jej posiłki, ale ostatnimi resztkami silnej woli, które w niej pozostały, powstrzymywała słabnące ciało od zaspokojenia głodu. Nie sądziła, że Dharn chce ją zabić... Nie, jeśli próbował ją otruć, to tylko po to, by zmusić ją do współpracy.
Bała się, że nie zdoła się powstrzymać przed przyjęciem propozycji.
Czy rzeczywiście tak bardzo ją sobie cenił? Może to tylko buta kazała jej myśleć, że jest dla niego istotna? Jej myśli szalały, a ona z wysiłkiem trzymała je na wodzy, usiłując nie wyciągać pochopnych wniosków.
Czas płynął...
 *

Kiedy po nią przyszli, ledwie zdawała sobie z tego sprawę, półżywa z głodu i pragnienia, na skraju wytrzymałości. Jeszcze choćby doba, a nie potrafiłaby się powstrzymać. To dlatego niemalże poczuła ulgę, gdy silne ręce poderwały ją na nogi i wyprowadziły z celi. Należały do dwóch mężczyzn, ubranych w liberie z herbem Dharna, z identycznie ostrzyżonymi niemal przy samej skórze czarnymi włosami.
Prowadząc ją korytarzem, musieli podtrzymywać, by nie upadła. Ona sama była zbyt rozkojarzona, by zwrócić na to większą uwagę lub przejąć się urażoną dumą. Posłusznie stawiała krok za krokiem, mimo że jej nogi nieustannie uginały się pod ciężarem ciała, a przed oczami wirowały ciemne płatki. Było jej zupełnie obojętne, czy prowadzą ją do Dharna, czy raczej postanowili poderżnąć jej gardło gdzieś na osobności...
Nagła jasność na parę chwil przywróciła jej świadomość. Wprowadzono ją do jakiegoś niewielkiego pomieszczenia, rzęsiście oświetlonego magicznymi lampami. Przy jedynym oknie, tyłem do drzwi którymi weszła, ktoś stał.
Dharn odwrócił się i zmierzył wzrokiem ledwie trzymającą się na nogach wojowniczkę.
- I po co ten upór... - odezwał się z lekkim niezadowoleniem w głosie. Skinął dłonią na strażników, a ci bez słowa opuścili pokój. Nie usłyszała oddalających się korytarzem kroków, więc musieli zatrzymać się tuż za drzwiami.
- Usiądź - powiedział zaskakująco łagodnie mag, choć w tym jednym słowie wyraźnie wyczuła nie znoszący sprzeciwu rozkaz. Wskazał jej stojące pod jedną ze ścian krzesło. Posłuchała bez wahania, osuwając się na nie ciężko.
- Na pewno jesteś głodna - uśmiechnął się z jakimś dziwnym poczuciem satysfakcji, na tyle wyraźnym, że dostrzegła je mimo ogarniającego ją otępienia. Na stojącym w rogu pokoiku stole pojawiły się kawałek chleba, jabłko i drewniany kubek z jakimś napojem. Na widok jedzenia jej żołądek wykonał skomplikowane salto i ścisnął się boleśnie. O ile jednak przy siadaniu towarzyszyło jej mgliste poczucie, że woli to, niż przewrócenie się na oczach Dharna, o tyle przyjęciu posiłku sprzeciwiał się nie honor, a zwykły rozsądek. Z wysiłkiem odwróciła wzrok.
Mag westchnął cicho, widząc że nie zrobiła najmniejszego nawet ruchu w kierunku stołu.
- Nie jest zatrute - oznajmił, ale jakoś bez przekonania, jakby sam nie wierzył, że uda mu się namówić ją do jedzenia.
Milczał przez chwilę, przyglądając jej się badawczo. Z udawaną hardością wytrzymała spojrzenie, patrząc przy tym prosto w tak znienawidzone przez siebie oczy.
- Kiedy ostatnim razem... rozmawialiśmy - zaczął w końcu, ponownie odwracając się twarzą w kierunku okna i splatając dłonie za plecami. Mgliście uświadomiła sobie, że na zewnątrz jest ciemno. - Okoliczności niezbyt... Sprzyjały konwersacji - Dharn niezwykle ostrożnie dobierał słowa, co w pewien sposób nawet ją rozbawiło. Ładne określenie na to, że była półżywa po potraktowaniu ciężkim żelaznym kosturem... - Pomyślałem więc, że powinniśmy się spotkać, kiedy już... Wypoczniesz.
Urwał na chwilę. Scathach milczała, po części ze zwykłego uporu, a po części dlatego, że niezbyt ufała teraz swojemu głosowi.
- Musisz wiedzieć, Cieniu, że podziwiam twoje umiejętności - ciągnął mag, a wojowniczkę momentalnie zemdliło. Bynajmniej nie z głodu. - Tak... Oczywiście, to również kwestia wyszkolenia, ale zdajesz się mieć do tej profesji pewne... Predyspozycje - to mówiąc, zerknął na nią przelotnie. Ona sama nie mogła powstrzymać pogardliwego prychnięcia, które wydobyło się z jej gardła. Dharn uśmiechnął się tylko do siebie.
- Powiem krótko: przyda mi się ktoś taki jak ty, Scathach - oznajmił, odwracając się do niej. Nie omieszkała zauważyć, przy całym wysiłku, który wciąż wkładała w utrzymanie zdolności do logicznego myślenia, że po raz pierwszy zwrócił się do niej jej imieniem.
Ciekawe.
- ... prywatne usługi, nic więcej. W twojej... pracy nie zmieni się absolutnie nic, poza zleceniodawcą. I stałym dochodem - uśmiechnął się niemal przyjaźnie, ale było w tym uśmiechu coś, co sprawiło, że wzdrygnęła się lekko z obrzydzeniem.
Mogłaby mu uwierzyć... Gdyby nie wiedziała, że łże jak pies.
- Można mnie wynająć, Dharn, ale nie kupić - odezwała się wreszcie, z trudem wydobywając dźwięk z wysuszonego na wiór gardła.
W brązowych oczach maga błysnęło coś, co niebezpiecznie przypominało ostrzeżenie. Zaraz jednak zniknęło, ustępując miejsca tej obłudnej sympatii, z którą zawsze się do niej odnosił. Zaśmiał się protekcjonalnie.
- Ty naprawdę wierzysz w to, co robisz, prawda? - spytał z rozbawieniem. - Przestudiowałem twoje zlecenia, Cieniu. Mordercy, gangsterzy, oszuści... Zło tego świata! I ty, wspaniałomyślnie uwalniająca ludzkość od ich ciężaru...
Wpatrywała się w niego chłodno, za wszelką cenę nie chcąc dać po sobie poznać, jak bardzo zabolały ją te słowa. Bo choć Dharn mocno przesadzał, to przecież...
Przecież nie mogła całkiem temu zaprzeczyć.
- Nie oszukuj się. Jesteś takim samym mordercą jak oni - ciągnął Dharn, wciąż lekko rozbawiony. - Możesz wmawiać sobie, że jesteś lepsza, że zabijasz z wyższych pobudek, ale śmierć... Śmierć zawsze jest śmiercią. To środek do osiągnięcia celu, nic więcej.
- Więc równie dobrze można powoli wyrzynać konkurentów handlowych? - spytała butnie, choć ten aspekt działalności szlachcica budził w niej akurat najmniejszą niechęć. Dharn najwyraźniej nie wiedział jednak, że mogłaby domyślać się, a co dopiero mieć pewność co do innych... Nie zamierzała więc wyprowadzać go z błędu.
Na razie.
- No proszę. Prawdziwa z ciebie idealistka - uśmiechnął się ironicznie mężczyzna, mierząc ją wzrokiem. - Rozumiem, że nie jesteś gotowa, by przyjąć moją propozycję?
Prychnęła tylko lekceważąco, zupełnie jakby w każdej chwili mogła wyjść z tego pokoju i więcej tu nie wrócić. Jakby nie była więźniem, zdanym na łaskę jednego człowieka.
Dharn westchnął.
- Dostaniesz czas do namysłu. Obawiam się jednak, że im dłużej będziesz zwlekać, tym... Drastyczniejsze kroki będę zmuszony podjąć.
Uśmiech, który jej posłał, zmroził jej krew w żyłach. 
- Liczę, że jednak zdołam cię przekonać...


<<  #9                                                                                                                            #11  >>
Share:

10 komentarzy:

  1. Podoba mi się Twój styl pisania! Życzę powodzenia w pisaniu.
    Nominowałam Cię do LBA, mam nadzieję, że skorzystasz :)
    http://xxxrblog.blogspot.com/2015/05/lba.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie!
      Oczywiście skorzystam, chociaż nie ukrywam, że jestem dość mocno zaskoczona tą nominacją...
      ~ Scatty

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. I wedle wszelkiego prawdopodobieństwa - dostaniesz ;) W bliżej nieokreślonym terminie, ale zawsze.
      Dzięki za odwiedziny!
      ~ Scatty

      Usuń
  3. A wiec tak.... Kocham, kocham.... I jeszcze może dodam, że kocham. Jak mogłaś kazać mi tak długo na niego czekać! Ehhh teraz czekac na kolejny :( ciekawa jestem jak sie sytuacja rozwinie. Kocham twój styl pisania, słowa są wyszukane a zarazem lekkość pisania. Zastanów sie nad wydaniem czegoś! Czekam na 11 rozdział bo.... Wielbię, kocham i zdycham, że muszę czekać tak długo na następny !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowo honoru, wciąż zadziwia mnie entuzjazm niektórych odnośnie Cienia... Zadziwia pozytywnie, ale mimo wszystko - wprawia w zdumienie graniczące z lekkim szokiem.
      Rainy, żebyś ty wiedziała ile razy dziennie potrafię zastanawiać się nad "wydaniem czegoś"! Z tym, że myślenie ogranicza się raczej do snucia marzeń, bo do poziomu wydawniczego to mi sporo brakuje, i musiałabym być bardzo zadufana w sobie, by na tym etapie twierdzić inaczej.
      Niemniej dziękuję, zawsze to raduje serduszko - usłyszeć coś takiego od czytelnika ;)
      Rozdział 11... Pisze się, i na razie nie jestem w stanie powiedzieć o nim więcej.
      ~ Scatty

      Usuń
    2. W takim razie, czekam całą sobą na jedenastkę :3

      Usuń
  4. Oj, umiesz budować napięcie! Gdybym to miała na papierze, to pewnie bym zeżarła, żeby szybciej przyswoić.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo starannie, dobrze napisany rozdział. Jedynym dużym problemem, z jakim mamy tu do czynienia jest postać staruszka-lekarza, stworzona zdecydowanie zbyt generycznie, jak na mój gust.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!