poniedziałek, 8 grudnia 2014

Cień Amorionu #5

Paplanina Lerleta, której namiętnie poświęcał się całą drogę przez miasto, była dość nużąca, zwłaszcza, że Scathach nie miała zamiaru potwierdzać żadnej z jego teorii. Po pewnym czasie przestała nawet słuchać, choć od czasu do czasu zdarzało jej się dosłyszeć podejrzenia o nekromanctwo, a nawet, wypowiadane głosem wyjątkowo przepełnionym obrzydzeniem i pogardą, o czarną magię.
W końcu znaleźli się przed dość niepozorną drewnianą chatą w dzielnicy rzemieślników. Dom miał zwyczajne, trójkątne zadaszenie i, prawdę mówiąc, Scathach w życiu nie powiedziałaby, że mieszka tu wyjątkowo uzdolniony mistrz cieślarskiego rzemiosła.
Elf, zaprzestawszy wreszcie prowadzenia dysputy z samym sobą, zapukał kilkakrotnie do drzwi. Po chwili otworzył je mężczyzna w średnim wieku, o bystrym spojrzeniu i równo przystrzyżonym, zadbanym zaroście.
- O, Lerlet! Witaj, chłopie - powiedział dość dziarsko, po czym spojrzał na stojącą za elfem wojowniczkę i wyciągnął w jej stronę dłoń. - Novess, miła panno - powiedział z uśmiechem. Odruchowo wyciągnęła rękę, by wymienić z nim uścisk, jednak ku jej zdumieniu, cieśla powitał ją niczym damę, delikatnym całusem w wierzch dłoni. 
- Scathach. Miło mi - odpowiedziała z niejaką konsternacją.
- Wejdźcie! - zakomenderował Novess, wpuszczając swych gości do środka.
Pomieszczenie było urządzone dość skromnie i z prostotą, ale nie dało się nie zauważyć doskonałego wykonania zapełniających go dębowych mebli. Stał tu między innymi średniej wielkości stół, otoczony czterema krzesłami. Jedno z nich natychmiast zajął Lerlet.
-  Co was tutaj sprowadza? - spytał Novess, również na moment siadając.
Scathach, bardziej pod wpływem instynktu niż rzetelnych obserwacji, postanowiła nie opierać nowej znajomości na udawaniu kogoś innego. Toteż pod pretekstem obejrzenia reszty pokoju, obróciła się od obu panów, po czym dyskretnie zsunęła pierścień z palca do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Milczała chwilę, a kiedy się obróciła, Novess właśnie wchodził do pokoju przez inne drzwi, z drewnianymi kuflami i wodą. Widocznie wyszedł, gdy stała tyłem, a jego twarz wyrażała teraz głębokie zdumienie. Graniczące z szokiem.
- Interesy, panie Novessie. Proszę wybaczyć tę maskaradę, ale była niestety konieczna - odparła, nie owijając w bawełnę.
- Em... - wybąkał cieśla. Potem milczał przez chwilę, wyraźnie skonsternowany. Musiał jednak poznać ją po głosie, bo po odstawieniu przyniesionych rzeczy machnął lekceważąco ręką. - A więc, co was oboje tu sprowadza? - spytał ponownie, widocznie oczekując konkretów.
- Jak mówiłam... Interesy. Potrzebuję tego - to mówiąc wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni płaszcza złożoną kartkę i podała mu. - Cis, wewnątrz czerwony aksamit. Wzory koniecznie takie, jak tu. Sprawa jest dość pilna, nie ukrywam, ale dobrze zapłacę. - Na kartce naszkicowana była niewielka szkatułka bez zamka, ze skomplikowanymi wzorami na wieczku, której użycia wymagał od niej zleceniodawca. Przerysowała ją, najdokładniej jak potrafiła, z oryginalnego rysunku, który na wszelki wypadek postanowiła zachować. Tymczasem w napięciu zerkała na Novessa, czekając, aż przypomni sobie, skąd zna jej twarz. A znał, sądząc po jego spojrzeniu. Modliła się w duchu, by instynkt jej nie zawiódł. Wiele ryzykowała, odsłaniając przed cieślą swoją tożsamość: nie tylko swoją wolność, ale także reputację Lerleta.
Novess tymczasem wziął od niej kartkę i obejrzał uważnie szkic. W lekkim zamyśleniu pogładził dłonią brodę.
- Cóż... Da się to zrobić, jednak zależy o jak krótkim czasie mówimy. Od tego też by zależała zapłata - powiedział powoli, przyglądając się podejrzliwie wojowniczce. Starała się zachować spokój.
- Mówimy o kilku, może kilkunastu godzinach. Zapłata nie gra roli - wytrzymała jakoś jego spojrzenie. Podeszła i położyła dłonie na oparciu krzesła po drugiej stronie stołu, w dość neutralnym geście. 
- Hmmm... Miałabyś ją na wieczór. W zamian chciałbym, hmm... 500 sztuk złota. Połowę chcę już teraz - dodał po chwili. Jego ton znacznie się ochłodził, a spojrzenie stało się jakby mniej przychylne. Widocznie zaczynał kojarzyć fakty... Był teraz niemalże wyrachowany i spokojny. To nie wróżyło zbyt dobrze.
- Załatwione - z dość wypchanej sakiewki odliczyła wymaganą kwotę i natychmiast wręczyła cieśli. Póki co płaciła z własnych funduszy, ale wiedziała, że klient zwróci jej wszystko podczas wieczornego spotkania, razem z pierwszą ratą zapłaty za zlecenie. Zdawała sobie sprawę, że cena za szkatułkę jest mocno wygórowana, ale szczerze powiedziawszy, miała to w głębokim poważaniu. Spojrzała na Novessa i w jego oczach zobaczyła silną nieufność. Postanowiła wziąć sprawę we własne ręce. Najwyżej pożałuje. 
- Panie Novessie... Tak, to moją twarz widział pan na tych listach. Nie chcę jednak, by kojarzył mnie pan z czymś takim - powiedziała cicho. - Owszem, zabiłam człowieka, którego tam wymieniono. Prawda jest jednak taka, że nie był to praworządny obywatel, a zwykła szuja. Rabuś i gwałciciel, jeśli chodzi o ścisłość. Nie siedział w celi tylko i wyłącznie dlatego, że płacił Straży za odwracanie wzroku - jej głos stwardniał, a na twarz wpłynął wyraz autentycznej pogardy, której nawet nie próbowała hamować. - Zabiłam w obronie własnej - dodała, już spokojniejsza, wracając do poprzedniego tonu. - Nie wiem, czy go pan znał, ani czy mi pan wierzy. Mogę powiedzieć jeszcze tyle, że od kiedy tu weszłam, nie skłamałam ani razu. I na to ma pan moje słowo.
- Niepraworządny człowiek? Hugo Nauvo to był swój chłop! Pracował ze szlachcicem Dharnem... Może i z bufonem się zadawał, ale on swój jest! - warknął w jej stronę cieśla, jakby zaraz miał ją, delikatnie mówiąc, wyprosić z domu.
Lerlet chyba coś wtrącił i między znajomymi nastąpiła ostra wymiana zdań. Scathach nie słuchała. Czuła, jak z twarzy zaczyna odpływać jej krew, gdy powoli uświadamiała sobie, co powiedział właśnie Novess.
- Zaraz... Z kim robił interesy? - spytała, z trudem panując nad głosem. Gdyby nie lata praktyki, pewnie zacząłby drżeć.
- Jak to: z kim? Ano z tym, jak mu tam... Mniejsza o to! Hugo z nim trzyma, to musi być w porządku. 
- Novessie, na bogów! Hugo ma wszędzie powiązania. I ze szlachcicami, i w straży. To jego moim zdaniem powinno się sprzątnąć... - wtrącił Lerlet, ale znowu go zignorowała, zwracając się do Novessa.
- Dharn. Powiedział pan Dharn. Chodzi o Nathaniela Dharna? - nie odpuszczała, chociaż z coraz większym trudem przychodziło jej panowanie nad sobą. Pod płaszczem zacisnęła prawą rękę w pięść. Mimowolnie chyba bladła, ale nie była do końca pewna, bo w pokoju nie było lustra.
-Ta! Dokładnie. Nathaniel! Burzliwy i kapryśny, no ale jakoś trzeba dojść do statutu takiego jak on... Chyba ta skrzyneczka nie jest po to, by się go pozbyć? - spytał cieśla tonem, który wykluczał jakiekolwiek miganie się od odpowiedzi.
- Skurwysyn... - zaklęła cicho, acz całkiem wyraźnie. Nie mogła się powstrzymać, na usta cisnęło jej się znacznie więcej wyzwisk. - Proszę mnie posłuchać, panie Novessie - dodała, już normalnie. - Hugona Nauvo zabiłam, bo próbował mnie zgwałcić i obrabować. Takie są fakty, niezależnie od pańskiej opinii - głos miała spokojny, ale zielone oczy pałały hamowanym gniewem. Bynajmniej nie na cieślę. - Z tego, co pan mówi, wynika tylko tyle, że Nathaniel Dharn to człowiek w najmniejszym stopniu nie zasługujący na szacunek, którym go pan darzy. Chyba, że rzeczywiście darzy pan szacunkiem ludzi absolutnie bezwzględnych, zdolnych nawet do wydania wyroku na niewinnego człowieka, byle nie wydały się ich szemrane interesy i byle napełnić sakiewkę... Nie podejrzewam jednak pana o to, bo wydaje się pan uczciwym człowiekiem. I tak, ma pan rację. Z tym, że chcę pozbyć się najgorszego człowieka, który przebywa aktualnie w tym mieście, a nie niewinnego kupca. - Wyraz jej twarzy mówił chyba sam za siebie. Miała nadzieję, bo nie chciała, by Novess miał ją za mordującą niewinnych, żądną krwi psychopatkę.
Cieśla siedział przez chwilę, wyraźnie spięty. Widocznie trawił w myślach to, co właśnie powiedziała. Potem wypuścił z siebie powietrze i wyraz jego twarzy jakby nieco zelżał. 
- Dobrze... Załóżmy, że masz rację... - zaczął powoli. W duchu odetchnęła z ulgą. - Ale do czego w takim razie przyda się ta skrzyneczka? - spytał po chwili.
- Wytyczna od klienta. Pan Dharn zwykł w ten sposób informować innych o swojej... Dezaprobacie - skrzywiła się lekko z niesmakiem. Napięcie, które czuła od momentu, gdy Novess ją rozpoznał, zelżało. Chyba udało jej się go przekonać.
- Rozumiem... Cóż, w takim razie do wieczora skrzyneczka będzie gotowa. Jeśli to wszystko, to wybaczcie, ale muszę was wyprosić. Sami zresztą wiecie, że mam co do roboty - zakomunikował im cieśla.
Stała jeszcze przez chwilę, patrząc uważnie na mężczyznę. 
- Dziękuję, panie Novessie - powiedziała poważnie, rzecz jasna nie mając na myśli samej tylko szkatułki. 
- Dziękuję również - odpowiedział Novess i odniosła wrażenie, że zrozumiał subtelną aluzję.
Skinęła mu głową, po czym obróciła się i wyszła. Zanim na jej twarz zdążyły paść promienie słońca, wsunęła na palec swój pierścień, z powrotem zmieniając się w szarooką dziewczynę. Zatrzymała się, by poczekać na Lerleta.
Nie mogąc się już dłużej pohamować, puściła pod nosem soczystą wiązankę pod adresem swojej przyszłej ofiary i jej byłego wspólnika. Z tego, co wywnioskowała z rozmowy z Novessem, Nauvo był zwykłą kanalią, a Dharn tylko go krył i pewnie pomagał w interesach. Wolała nawet nie myśleć o tym, po co szlachcicowi były kontakty z kimś lubującym się w rabunkach, ale nie podejrzewała raczej chęci pomocy bliźniemu i nawrócenia go na ścieżkę prawości.
- S...Serenda - odezwał się Lerlet, gdy do niej dołączył, a ona dopiero po chwili zorientowała się, że to do niej. Elf wykazał się rozsądkiem i zwrócił do niej zmyślonym imieniem. - Czemu się tak denerwujesz? To podchodzi pod lekką paranoję...
- Nie rozumiesz? Ten... Ten człowiek - położyła taki nacisk na ostatnie słowo, że nie było wątpliwości, jakiego naprawdę chciała użyć. - ... On jest bezkarny. Słyszałeś co robił, słyszałeś komu pomagał. I nikt do tej pory nic mu za to nie zrobił, bo wszyscy trzęsą przed nim portkami... - potrząsnęła głową z niesmakiem, jakby miała w ustach coś gorzkiego. Po chwili opanowała jednak gniew i zastąpiła go nienaturalnym wręcz spokojem. - To będzie czysta przyjemność - powiedziała cicho, patrząc beznamiętnie gdzieś przed siebie. 
Nie miała w zwyczaju czerpać radości ze swojej profesji. Nie miała w zwyczaju pragnąć czyjejś śmierci. Ba, zabijała już ludzi, którzy popełniali znacznie poważniejsze przestępstwa niż Nathaniel Dharn i żadnego nie nienawidziła. Ale było w tym człowieku coś tak odrażającego, że nie mogła znieść myśli o jego dalszej egzystencji.
Po prostu nie mogła.
- Słyszałem, i dobrze, że się nim zajmiesz. Ktoś, kto był osobą, której Hugo dużo zawdzięczał nie mógł być osobą dobrą... - powiedział Lerlet, ruszając w stronę domu.
- Taaaak... - westchnęła przeciągle. - Nauvo na szczęście już nie będzie miał okazji robić z nim interesów - powiedziała z lekką mściwością w głosie. Jego też nie żałowała. - Ale Dharn... - zaczęła, ale w ostatniej ugryzła się w język. Z nim nie pójdzie tak łatwo, dokończyła w myślach. Nie chciała jednak zdradzać przed Lerletem swoich wątpliwości. - Znałeś go? Hugona Nauvo? - spytała cicho, by zmienić temat.
- Czy znałem...? A jak! Przydupas straży. Złodziej i kanalia... Tak to wydawał się miłym i ułożonym człowiekiem, ale to doskonały słowny iluzjonista i dwulicowiec. Na mój rozum dobrze się stało, że go sprzątnęłaś... - powiedział z rozgoryczeniem. W duchu przyznała mu absolutną rację.
- Szkoda, że wtedy nie wiedziałam kogo chlastam sztyletem - stwierdziła. - Może bym się postarała o jakieś dodatkowe atrakcje... - Nie, żeby była okrutna, ale taki człowiek nie zasługiwał nawet na dobicie go, co uczyniła wtedy, w zaułku. Powinna była go zostawić, by powoli się wykrwawiał...
Pamiętała, jak była wściekła, gdy szła wtedy tym zaułkiem i pamiętała, jak ją zatrzymał. Pamiętała, jak nagle nabrała pewności, że nie powstrzyma się przed zabiciem go. Pamiętała każdy zadany cios, każdorazową ulgę przy możliwości wyżycia się i wyraz jego oczu, gdy z przerażeniem zorientował się, że nie ma do czynienia z pierwszą lepszą panienką. Pamiętała, jak pochyliła się nad nim, gdy upadł, i jak przystawiła sztylet do jego rozpaczliwie bijącego serca. Pamiętała, jego chrapliwy, urywany oddech, gdy pytał: Kim ty jesteś?. Pamiętała swój drżący od gniewu głos, gdy odpowiadała: Jestem Cieniem. I twoim końcem. Pamiętała moment, w którym ostrze przebiło się przez ubranie i skórę, i zanurzyło się w ciele. Pamiętała gasnące w jego oczach życie.
I nie żałowała.
- Chętnie bym to w sumie zobaczył - odezwał się Lerlet, wyrywając ją ze wspomnień, po czym się zatrzymał. Odruchowo zrobiła to samo. - Wybacz, ja muszę jeszcze o jedno miejsce zahaczyć. Trafisz do domu?
- Jasne - odparła mechanicznie. - Dzięki za pomoc, Velun - posłała mu lekki uśmiech, na wpół wymuszony, na wpół naturalny.
- Nie ma sprawy... Serenda - odpowiedział i zaśmiał się. Ruszył w stronę portu, ona zaś skierowała kroki do willi.


- Doskonała - usłyszała po chwili milczenia pełnego napięcia. - Naprawdę doskonała. Dokładnie taka, jak oczekiwałem.
- Cieszę się, bo sporo mnie kosztowała.
Klient machnął tylko ręką. 
- To nie gra roli.
Nie mogła nie zauważyć, że tym razem był znacznie pewniejszy siebie. Jakie to typowe dla takich jak on... Samych siebie uważają za chojraków, bo wreszcie odważyli się komuś zlecić zabójstwo.
Odebrała od niego szkatułkę.
- Pięćset sztuk złota. I mój tysiąc, zgodnie z umową.
- Oczywiście, oczywiście... - chwila krzątaniny i już miała w dłoniach ciężką sakiewkę. Skinęła głową, nawet nie przeliczając zawartości.
- Pojutrze o tej samej porze zgłoszę się po resztę.
Kiwnięcie zgody.
- Życzy pan sobie dowodu na wykonanie zlecenia?
- Nie, nie trzeba. Ufam, że jest pani osobą honorową.
Ruszyła do drzwi, ale zatrzymała się jeszcze w połowie drogi.
- Jeśli nie zjawię się tu za dwa dni... Lepiej dla pana będzie, jeśli wyjedzie pan z miasta - rzuciła jeszcze, po czym bezszelestnie opuściła pokój.


<<  #4                                                                                                                             #6  >> 
Share:

5 komentarzy:

  1. Pięknie umiesz budować napięcie, kończąc, jak zwykle zresztą, w takiej chwili, że z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnego fragmentu.
    Wprawdzie oczekiwałam jakiegoś podstępu ze strony cieśli, bowiem jego kapitulacja wydała mi się zbyt łatwa, ale może to efekt wieloletniej obserwacji osobników płci męskiej. Wiem, że to swego rodzaju uogólnienie, niestety większość z nich po wbiciu sobie w głowę jakiejś opinii przejawia wyjątkową odporność nie tylko na logiczne argumenty, ale i twarde dowody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci ślicznie! I żeby nikt nie usłyszał, szeptem dodam, że część szósta już właściwie na ukończeniu, więc powinna zawitać niebawem ;)

      Na swoje usprawiedliwienie powiem, że Novess nie jest moją autorską postacią, pożyczyłam ją sobie niecnie za pośrednictwem właściciela Lerleta. On też pisał w imieniu cieśli, mnie biednej pozostawało się dostosować... Z kolei za jego podejściem stoi przyjaźń z naszym elfem i wrodzona uczciwość. Kto tam zresztą wie tych ludzi, dziwne toto takie i w ogóle nieogarnięte ;)

      Pozdrawiam
      ~ Scatty

      Usuń
  2. Świetne, Scathath, świetne. Ach, to się nazywa proza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, bo się wzruszę :')
      A poważnie: dziękuję! To naprawdę miłe widzieć, jak ktoś komentuje po kolei moje teksty. Dla takich Czytelników warto pisać!
      ~ Scatty

      Usuń
  3. Oby tak dalej i obyśmy wreszcie przeszli do sedna. Retrospekcja ze sceny zabicia Nauvo przywiodła mi trochę na myśl Majora z Ghost in the Shell. Czyli innymi słowy czytanie Twojego opowiadania wprawia mnie w zadumę nie mniejszą niż moje najulubieńsze anime.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!