piątek, 28 listopada 2014

PMT #1

Pisarska Mata Treningowa I
Temat: "Muzyka to magia"
Limit: 2400-2500 słów


Muzyk

Jak zwykle, idąc na uczelnię, Dawid skręcił w poprzeczną ulicę i skierował się w stronę niewielkiej grupki ludzi stojącej w pobliżu wejścia do metra. Owszem, nadkładał drogi, ale przecież właśnie po to zawsze wychodził wcześniej – by choć na parę minut móc dołączyć do ich grona. Zanim ponownie przekroczy mury przybytku oświaty zwanego szumnie Uniwersytetem i zostanie zmuszony do spędzenia w nim kolejnych kilku godzin.
Oczywiście, poszedł na studia w zasadzie z własnej woli. I nie było tak, że nie lubił się uczyć. Mógł przecież pójść do pracy, jak większość kolegów z rocznika. Nie, trapiło go zupełnie co innego.
Ale nie teraz, nie w ciągu tych kilku raptem chwil, gdy jego umysł pochłonięty był jedną tylko czynnością.
Słuchaniem.
Dawid wyminął zręcznie tych kilkoro ludzi, którzy wciąż dzielili go od celu. I rzeczywiście, był tam – brązowowłosy, dobrze ubrany chłopak, niewiele od niego starszy, siedzący przy schodach z gitarą w ręku. Czyste dźwięki nieustannie wydobywały się z jego ust i spod palców, łącząc się w przepełnionym zachwytem umyśle Dawida w niezwykle harmonijną całość.

All because of you,
I believe in angels,
Not the kind with wings,
No, not the kind with halos,
The kind that bring you home,
When home becomes a strange place,
I’ll follow your voice,
All you have to do is shout it out...1

Rockowa piosenka w tym akustycznym wykonaniu brzmiała naprawdę urzekająco, wręcz hipnotycznie. Dawid chciał stać tam i słuchać jej w nieskończoność. Ku jego rozpaczy, były to jednak ostatnie jej takty. Młody muzyk, Bogu dzięki, nie poprzestał na niej i po dwóch czy trzech łykach wody z butelki zaczął grać następną, zdając się zupełnie nie zauważać lecących do otwartego pokrowca banknotów...

***

Patrycja, z wyrazem podziwu na twarzy, wpatrywała się w przystojniaka z gitarą, w stylowych ciuchach, siedzącego na brudnym chodniku przed metrem.
Ni w ząb nie rozumiała, o czym śpiewa – w szkole niezbyt przykładała się do angielskiego – ale ten jego głos! Taki aksamitny i uwodzicielski... Patrycja miała wrażenie, że śpiewa tylko dla niej. Zupełnie nie zauważała innych słuchaczy, choć jeden z nich, na oko student, właśnie przepchnął się na miejsce tuż obok.
Ciekawe, co on sobie o niej myśli? Patrycja drgnęła gwałtownie. A jeśli uzna ją za niechlujną?! Czym prędzej poprawiła blond włosy w platynowym odcieniu, przesunęła na właściwe miejsce wisiorek w kształcie serduszka (od chłopaka, na rocznicę), obrzuciła wzrokiem spory dekolt i obciągnęła kusą spódniczkę nieco niżej na sztucznie opalone uda. Odetchnęła z ulgą. Tak, teraz na pewno prezentuje się należycie.
Chwilę potem znów jak zaczarowana wpatrywała się w zadbane dłonie muzyka, czule, jak jej się zdawało, obejmujące gitarę, w jego zręczne palce szybko zmieniające miejsca na strunach, i potrafiła myśleć tylko o melodii, która rozbrzmiewała w jej uszach.

***

When the lights go out and we open our eyes,
Out there in the silence I'll be gone,
I'll be gone...
Let the sun fade out and another one rise,
Climbing trough tomorrow I'll be gone,
I'll be gone...2

Rudowłosa dziewczyna w bojówkach, wychodząca właśnie z metra, zamknęła czytaną książkę i przystanęła, słysząc znajome dźwięki. I <3 San Francisco, głosił napis na opadającej jej z lewego ramienia koszulce. Makbet, oznajmiała okładka książki.
Dziewczyna wspięła się na palce, by zobaczyć śpiewającego mężczyznę. Z racji dość niewielkiego wzrostu i tak ledwie go widziała, ale o ile mogła to ocenić, nie wyróżniał się niczym specjalnym. Na ulicy minęłaby go, zapewne nie zaszczycając nawet dłuższym spojrzeniem. A jednak w piosence Linkin Parku, którą właśnie wykonywał, jego głos brzmiał wprost nieziemsko. Nie przeszkadzała nawet akustyczna aranżacja kawałka. Rudowłosa uśmiechnęła się mimowolnie i zaczęła lekko przytupywać stopą w rytm muzyki.

***

Wyglądający na niezwykle zadowolonego elegancki biznesmen zerknął na markowy zegarek i uśmiechnął się. Miał jeszcze całe dziesięć minut, zanim obowiązki zmuszą go do odejścia w kierunku pobliskiego biurowca.
Jego portfel właśnie stał się lżejszy o stuzłotowy banknot. Był to jego osobisty wyraz uznania dla chłopaka, który wyjście ze stacji metra uznał najwyraźniej za doskonałe miejsce na koncert.
Wierzbicki, jako osoba poważna, rzadko kiedy w ogóle zwracał uwagę na ulicznych grajków. Brudni, w obszarpanych ubraniach ze śmietnika i śmierdzący 'muzycy' nie mieli zazwyczaj za grosz talentu, za to z całą pewnością niejedną chorobę czy pasożyta. Szacowny biznesmen trzymał się więc od nich z daleka.
Młody mężczyzna siedzący na chodniku był zgoła inny – zadbany, dobrze ubrany, czysty. I potrafił zarówno śpiewać, jak i grać. I to jak! Wierzbicki mógł spokojnie przyrównać go umiejętnościami i talentem do swych ulubionych wykonawców. I choć nie przepadał za typem muzyki granym przez chłopaka, musiał przyznać, że sprawiało mu niewiarygodną przyjemność słuchanie go.

***

Wysoki, czarnoskóry mężczyzna o imieniu Filip, ubrany w bawełniany dres i buty do biegania, w milczeniu słuchał zniewalająco pięknej melodii, niczym słońce rozjaśniającej jego ponure myśli.

When you feel my heat,
Look into my eyes,
It's where my demons hide,
It's where my demons hide...
Don't get to close,
It's dark inside,
It's where my demons hide,
It's where my demons hide...3

W absolutnie niewytłumaczalny sposób Filipowi kojarzyła się ona z odległymi, niezmierzonymi równinami i rozgrzanymi piaskami Afryki, kontynentu jego przodków. Choć nigdy tam nie mieszkał, zawsze marzył o odwiedzeniu go...
Muzyk, jakby nie zdając sobie sprawy z wywoływanego w duszy Filipa poruszenia, spokojnie grał dalej. Filip natomiast stał jak przytwierdzony do podłoża, rozkoszując się muzyką.

***

Jadwiga, energiczna sześćdziesięciopięcioletnia staruszka niezwykle lubująca się w beretach z filcu, w niezbyt dobrym humorze wracała z wizyty u lekarza. Uwiąd starczy! Też coś! Była przekonana, że te nieznośne bóle w łokciach i kolanach były spowodowane zupełnie czymś innym. Ostatecznie, nie była jeszcze aż tak stara! Tak, tak, to z całą pewnością wina tego niedouczonego lekarzyny. Uwiąd starczy. Phi!
Im bliżej Jadwiga była wejścia do metra, tym wyraźniej słyszała dobiegające z samego środka jakiegoś sporego zbiegowiska dźwięki muzyki. Znowu ci żebracy! Nie dość że pod kościołami wystają, to jeszcze napastują porządnych ludzi w drodze do domu! A i tak przepijają wszystkie darowizny.
Musiała jednak przyznać, że głos i dźwięki gitary były wyjątkowo przyjemne. Przypominały jej czasy młodości, kiedy to jeszcze mieszkała na wsi. Jakie to wtedy były ogniska...! Nie to, co dzisiaj. A i śpiewało się wcale nie najgorzej...
Wreszcie Jadwiga mogła zobaczyć przedmiot zainteresowania. Był nim miło wyglądający młody człowiek, siedzący na, z całą pewnością zimnym, chodniku przed metrem. Wcale nie był niechlujny, wręcz przeciwnie. No, może jakby ciałka trochę nabrał, wyglądałby lepiej, ale ogólnie rzecz biorąc prezentował się całkiem znośnie. Tylko te rozczochrane włosy. Też moda...
Jadwiga, której niezwykle spodobała się spokojna melodia, wygrzebała z torebki portmonetkę i przejrzała jej zawartość. W końcu wyciągnęła z niej różowy banknot i z uśmiechem wrzuciła go do pokrowca na instrument leżącego przed chłopcem. Niech ma, na alkoholika nie wygląda, to może nie przepije. A ona? Najwyżej księdzu w niedzielę da trochę mniej niż zwykle na tacę...

***

- Mamo! Mamusiu, chodźmy posłuchać tego pana, proszę, proszę, proszę... - nieco piskliwy głos sześcioletniej córeczki wdarł się w niespokojne myśli Marty dotyczące najbliższego tygodnia, ostatniego w tym miesiącu. Wypłata była już na wyczerpaniu, a przecież dziecko musi coś jeść. Marta westchnęła cicho. Znowu będzie musiała pożyczyć od taty...
Podążyła spojrzeniem za palcem swojej pociechy i napotkała spore już zbiegowisko, otaczające, jak jej się zdawało, jakiegoś ulicznego grajka. Zerknęła na mały ekranik staromodnej komórki. Cóż, chyba mogła poświęcić te parę minut...
- Dobrze, kochanie - odpowiedziała córce zmęczonym głosem i poprowadziła ją w stronę muzyka. Musiała przyznać, że grał bardzo dobrze. I miał taki przyjemny głos... Marta na chwilę zapomniała o finansowych problemach w domu, całkowicie pogrążyła się w muzyce. Była całkiem niezła z angielskiego, więc rozumiała, o czym jest piosenka.

I'm waking up to ash and dust,
I wipe my brow and I sweat my rust.
I'm breathing in the chemicals...
I'm breaking in, shaping up,
Then checking out on the prison bus.
This is it, the apocalypse...4

Chyba nawet kojarzyła ją z radia... Muzyk wykonywał ją naprawdę dobrze. Zerknęła na córeczkę. Ta wpatrywała się w młodego mężczyznę z tak rozanielona miną, że Marcie naprawdę żal byłoby kazać jej teraz odejść. Ostatecznie, mogą jeszcze chwilę zostać. Choćby na jedną piosenkę.

***

Słabi.
Muzyk patrzył kolejno na twarze zgromadzonych wokół niego ludzi. Wystarczyło parę nut, parę dźwięków gitary… A oni już należą do niego. Do jego Muzyki. Tacy podatni, tacy nieświadomi, tacy…
Słabi.
Ostatnie takty piosenki sprawiły mu jeszcze większą przyjemność, bo wiedział, co się stanie gdy tylko skończy. Gdy tylko odezwie się zamiast znowu grać. Gdy tylko powie im, że to na dzisiaj koniec.
Smutek – to właśnie wyrażały ich twarze. Ale nie wszystkie… Nie… Dwie były odbiciem czystej rozpaczy. To im przyjrzał się uważniej: studencik i jakiś czarnuch. Studencik z plecakiem, pewnie w drodze na uczelnię – mimo że, jak wiedział Muzyk, szło się do niej w zgoła innym kierunku. Czarny w dresie, czyli poranny jogging. Niemal uśmiechnął się z satysfakcją – ci dwaj przychodzili tu codziennie tylko po to, by go posłuchać. Powstrzymał się jednak i spokojnie zaczął zbierać datki z pokrowca. Z lekkim obrzydzeniem patrzył na zmięte banknoty i niedbale wrzucane monety. Jakby cokolwiek mogły zmienić! Żałosna imitacja zapłaty, wymysł człowieka, który za wszelką cenę chciał nadać swemu życiu jakąkolwiek wartość. To takie… Niskie.
Tłum wielbicieli, widząc, że koncert się skończył, zaczął powoli się rozchodzić, ale Muzyk niespecjalnie zwracał na to uwagę. Teraz pochłonięty był ostrożnym chowaniem gitary. Obchodził się z nią naprawdę delikatnie – była cenniejsza niż jakiekolwiek dzieło sztuki, jakikolwiek instrument, zabytek czy starożytne znalezisko.
- Czy jest pan żebrakiem? – Cienki głosik rozlegający się znienacka tuż obok tak zaskoczył Muzyka, że ten nieomal podskoczył. Jednak mimo wewnętrznego wzburzenia twarz zachował kamienną. Podniósł oczy i zobaczył przed sobą małą dziewczynkę, może sześcioletnią, wpatrującą się w niego z tym jawnym zaciekawieniem, jakie można było zobaczyć tylko u dziecka.
- Aduś! Nie wolno tak mówić do innych! Chodź tu szybko! Przepraszam pana najmocniej, mała zawsze jest taka ciekawska… - ni stąd ni zowąd pojawiła się też matka dziewczynki. Miała jakieś dwadzieścia pięć lat.
- Nie szkodzi – Muzyk posłał jej czarujący uśmiech. - Dzieci już takie są, prawda? – tu spojrzał prosto w wielkie niebieskie oczy dziewczynki. Te momentalnie rozszerzyły się ze strachu. Dziecko mocniej ścisnęło dłoń mamy, ale posłusznie pokiwało głową. Muzyk ponownie się uśmiechnął i pogłaskał je po głowie. Dziewczynka, o ile to możliwe, przestraszyła się jeszcze bardziej, i zaczęła ciągnąć mamę w przeciwnym kierunku. Byle dalej od Muzyka. Mężczyzna zerknął na jej rodzicielkę. Niczego nie zauważyła, oczywiście. Nigdy nie widzą. Tylko dzieci. Z całego tego upadłego gatunku tylko dzieci cokolwiek widziały, chociaż dopiero gdy przestawał czarować je Muzyką. Ale one były jeszcze zbyt małe, by ktokolwiek brał na poważnie ich lęki. Przecież to dzieci. Wybujała wyobraźnia.
Gdy tylko obie odeszły, Muzyk pozwolił sobie na grymas pogardy.
Tak bezbronni.
Tak słabi.

***

Kolejne dni, kolejne koncerty… Kolejni ludzie przychodzący specjalnie dla niego. Dla Muzyka. Miał nad nimi władzę większą niż jakikolwiek król czy dyktator. Ich władza była symboliczna, jedynym, czym tak naprawdę rządzili, był wyimaginowany system zwany Państwem, któremu można było podporządkować się lub nie. Ale on… On władał ich duszami.
Musiał przyznać, upajało go to. Poczucie, że kiedy gra, jest dla nich całym światem, niezależnie od tego, kim są, jaką wyznają religię, skąd pochodzą… To było jak narkotyk.
Ale przecież miał w tym również cel, nieprawdaż?

***

Młoda dziewczyna, na oko siedemnastoletnia, zatrzymała się odruchowo przy większej grupie ludzi. Długie falowane włosy miała rozpuszczone i nieustannie ułożone w taki sposób, by zasłaniały jej uszy.
Wszyscy bez wyjątku patrzyli na siedzącego tam z gitarą mężczyznę. I wszyscy bez wyjątku mieli na twarzach wyraz bezgranicznego zachwytu, swoistego… Oczarowania. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Gościu grał bardzo przeciętnie, śpiewał też tak sobie. Nic specjalnego. Sama piosenka była bardzo ładna, ale nawet nie jego własnej kompozycji – wielokrotnie słyszała jak leci w radiu czy na kanale muzycznym.
Zaciekawiona, co też takiego widzą w tym muzyku, przepchnęła się na przód, by móc obejrzeć go dokładniej.
Zwyczajny do bólu.
Nagle jej wzrok przyciągnął trzymany przez muzyka instrument. Na pierwszy rzut oka zwykła gitara, czarny akustyk. Ale gdy tylko dziewczyna przyjrzała się dokładniej, zorientowała się, że coś z nią jest nie tak. Gitara... zmieniała się. O ile to w ogóle możliwe.
Stopniowo, jak na animacji, instrument zmieniał barwy i wygląd, modyfikując kształt pudła rezonansowego, gryfu... Starzał się. Najpierw był typowo nowoczesny, chwilę później niczym rodem z PRL-u, potem w mgnieniu oka stał się oldschoolowym modelem z początku dwudziestego wieku…
Wytrzeszczyła oczy i spojrzała na twarz muzyka. Czy zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje? Czy w ogóle ktokolwiek zdawał sobie z tego sprawę?
Muzyk akurat zerknął w jej stronę i ich spojrzenia na moment spotkały się. Widać wyczytał coś z wyrazu jej twarzy (co ostatecznie wcale nie musiało być takie trudne), bo jego oczy na moment błysnęły czymś w rodzaju zdumienia, a moment później wypełniła je silna antypatia. By nie powiedzieć nienawiść.
Dziewczyna nic z tego nie rozumiała. Co to był za facet? I skąd u licha wytrzasnął tę gitarę? Może tylko jej się zdawało, że instrument się zmienia? I czym tak gościa rozzłościła?
Nagle uszy wypełnił jej trudny do zniesienia pisk. A właściwie nie nagle. Teraz, kiedy o tym pomyślała, doszła do wniosku, że musiał nasilać się od pewnego czasu, a teraz osiągnął punkt niemal krytyczny. Nie umiałaby nawet powiedzieć kiedy dokładnie zaczęła go słyszeć…
Uniosła dłoń i wsunęła ją pod kurtynę włosów. Delikatnie poruszyła znajdującym się tam aparatem słuchowym. Nic. Powtórzyła czynność przy lewym uchu. Pisk nie ustawał, wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że wciąż się nasila. Zerknęła na muzyka. Jego twarz znów miała ten zwykły, niczym nie przyciągający uwagi wyraz, co jeszcze przed chwilą. Żadnej wściekłości bijącej z oczu, żadnego złowrogiego zachowania. Może to też jej się przywidziało? Pisk powoli stawał się nie do zniesienia. Co się dzieje?! Przycisnęła dłonie do uszu. Jakby to miało w czymkolwiek pomóc…
Zupełnie niezależnie od swojej woli, kierując się jakimś podświadomym instynktem, zrobiła krok w tył. To iluzja, czy nieznośny dźwięk naprawdę stracił na sile? Kolejny krok. Wpadła na kogoś, ale nie dbała o to. Byle się tego pozbyć… Przyspieszyła, wciąż jednak posuwając się tyłem. Tym razem nie mogło być mowy o pomyłce, pisk rzeczywiście cichł, im bardziej odsuwała się od muzyka. Od gitary…
Gdy tylko wydostała się z tłumu, odwróciła się i pobiegła ile sił w nogach, byle szybciej, byle dalej. Biegła, mimo że dźwięk dawno umilkł, biegła gnana irracjonalnym lękiem, który kazał jej trzymać się z dala od tego miejsca, od tej muzyki, od tego człowieka… Aż zupełnie opadła z sił i nie mogłaby zrobić już ani kroku więcej, nawet gdyby od tego zależało jej życie.


***


NASTOLATKA ZAMORDOWANA W POBLIŻU STACJI METRA. RODZINA W SZOKU.
Wczoraj w godzinach nocnych na ulicach Warszawy znaleziono ciało Zuzanny S. (17l.) Nastolatka została dotkliwie pobita i prawdopodobnie była torturowana. Gdy na miejsce przyjechała karetka, już nie żyła. Sprawca  nieznany, śledztwo trwa.
„To była taka niekonfliktowa dziewczyna” mówi matka zamordowanej, Agnieszka S. „Rówieśnicy dokuczali jej czasem z powodu poważnej wady słuchu, ale nie miała żadnych wrogów…”. Policja wszczęła już dochodzenie w tej sprawie. „Tak okrutny czyn nie może pozostać nieukarany”, wypowiada się rzecznik prasowy Komendy Głównej warszawskiej policji. Dodaje, że spodziewa się najwyższego wymiaru kary dla zbrodniarza…








______________________
1 fragm. “The Good Left Undone”; wyk.oryg.:  Rise Against
2 fragm. “I’ll Be Gone”; wyk. oryg.: Linkin Park
3 fragm. “Demons”; wyk. oryg.: Imagine Dragons
4 fragm. “Radioactive”; wyk. oryg.: Imagine Dragons
Share:

22 komentarze:

  1. Piękne i przerażające! Teraz chyba już zawsze będę spoglądać podejrzliwie na ulicznych grajków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany, aż tak? W sumie to nie spodziewałam się po tym tekście, że będzie wzbudzał jakeś większe emocje. Jak widać, moje prognozy nie zawsze się sprawdzają ;)
      Dziękuję!
      ~ Scatty

      Usuń
    2. Tekst jest napisany w dość ciekawy sposób oraz wprowadza element niepokoju (zwłaszcza końcówka).
      Motyw, że dziecko widzi więcej, pachnie mi romantyzmem :)

      Usuń
    3. No proszę, komplement? Świat się kończy ;)
      A tak poważnie, dzięki za opinię. Wiele w swoich tekstach widzę niedociągnięć i sporo mam im do zarzucenia, ale cieszy mnie, że przynajmniej nie przynudzam.
      Pachnie nie pachnie, kiedy pisałam ten tekst, jeszcze nawet nie byłam świadoma istnienia takiego motywu. O romantyzm (w ujęciu literackim, rzecz jasna), nie ma mnie co posądzać :)
      Dzięki raz jeszcze!
      ~ Scatty

      Usuń
    4. Z romantyzmem bym polemizowała. To, że dzieci widzą więcej, jest sprawdzonym faktem. Oczywiście mam tu na myśli ocenę ludzi. Dziecku nie zamydli się oczu udawaną sympatią czy dobrocią, ono z miejsca wyczuwa fałsz. Dlatego ten motyw mi nie zgrzytnął, odwrotnie, idealnie wpasował się w całość.

      Usuń
    5. Nie mówię, że nie pasuje, bo dzieci mają sporą inteligencje emocjonalną, ale tak mi się po prostu skojarzyło.

      Usuń
  2. Czyta się nieźle, przyjemnie - ale to co rzuciło się w oczy, przynajmniej dla mnie, to duża ilość postaci, która została przez Ciebie opisana przy muzyku.
    A tak to bomba, fajny pomysł, powinnaś to kontynuować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużą ilość postaci wykorzystałam z pełną premedytacją, chodziło mi o jak największy przekrój społeczeństwa, o uniwersalizm tej magii, którą wykorzystywał Muzyk... Takie tam wizje. Co autor miał na myśli ;)
      Kontynuacja...? Hmm, to raczej miał być taki "one-shot", więc nawet nie myślałam o rozszerzaniu go... Chyba jednak sobie daruję, niech ta histoia pozostanie otwarta.
      Dzięki za odwiedziny i komentarz!
      ~ Scatty

      Usuń
  3. Czy ludzie kiedykolwiek zaczną doceniać dzieci?
    Zapraszam na bloga dziewczyny. Dziewczyny za młodej, żeby pisać.
    pisarskatworczoscwstegideszczu. blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma ludzi za młodych, by pisać! No, chyba że nie potrafią utrzymać ołówka w swoich maleńkich rączkach, albo nie nauczyli się jeszcze składać liter ;)
      ~ Scatty

      Usuń
    2. Moja droga Scathath, czyżbyś była fanką kucyków?

      Usuń
    3. Chyba gdzieś już o tym pisałam, ale owszem, jestem, moja droga Wstęgo ;)
      ~ Scatty

      Usuń
    4. Tak więc przybij pionę!

      Usuń
    5. Co tam piona...
      Brohoof!
      /)*
      :D

      Usuń
    6. Ale skopali czwarty sezon, co nie?

      Usuń
    7. Cóż, jak dla mnie lepszy niż trzeci, przynajmniej był porządny motyw przewodni. Za to piąty póki co zapowiada się super!

      Ale dyskusje o serialu zostawmy na inną okazję. Może pod jakimś fanfiction, kto wie...? ;)

      Usuń
    8. Piaty już jest??!!!??!!!

      Usuń
    9. Jeszcze nie, dopiero treasery, spoilery i inne takie lecą. Będzie jakoś na wiosnę :)

      Usuń
  4. Przy okazji, ja też jestem muzykiem. (No prawie, gram dopiero od sześciu lat (nie szóstego roku życie)), ciekawe spojrzenie na muzyków :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie się ciężko było przebić przez tyle postaci, które kolejno były pokazane, ale ostatecznie okazały się ciekawie opisane. Dobry efekt, że to było wydarzenie z wielu perspektyw. I każdego bohatera poznaliśmy dość szybko, w tym jego myśli.
    Oczywiście przerażająca końcówka. To było świetnie rozegrane. I jeszcze taki uśmiech mi się pojawił jak usłyszałem "aparat słuchowy" no i dlatego jej nie zaczarowało... :D
    Ciekawe co to było, ta gitara. Skąd ją wytrzasnął ten zły, morderczy typ...

    Aha i muszę powiedzieć że ten fragmencik "prasowy" jest dobrze zrobiony, autentycznie. Mówie to bo wielu było takich autorów, co nie umieją ukazać wiarygodnie prasy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grevince - jak zawsze niezawodny :D
      Miło, że wyniosłeś coś pozytywnego z tego nawału postaci. Może i było ich ciut za dużo, przyznaję, ale nie mogłam się powstrzymać przed wrzuceniem tych wszystkich skrajnych charakterów... No nie mogłam!
      Dziękuję, dziękuję, i jeszcze raz dziękuję, co trzy pochwały, to nie jedna. Przy "artykule" wspomagałam się jedynie moim miernym doświadczeniem w czytaniu brukowców, więc tym bardziej mi miło, że się udał :)
      Fajnie że wpadłeś! ;)
      ~ Scatty

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!