Kiedy
się ocknęła, zewsząd zaatakowało ją światło. Wokół siebie
czuła cudownie świeżą miękkość i ciepło, tak że przez dobrą
chwilę wcale nie miała ochoty się poruszać. W końcu jednak
uniosła lekko głowę, tylko po to, by zobaczyć, że znajduje się
w pokoju, w którym jakiś czas temu ugościł ją Lerlet.
Podparła się łokciami i usiadła. Zorientowała się, że jest czysta i ubrana jedynie w bawełnianą halkę, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa należącą do Ann, pięknej żony elfa.
Drzwi otworzyły się cicho. Chwilę potem do pokoju wślizgnął się gospodarz. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, uniósł lekko kącik ust w półuśmiechu.
- Obudziłaś się wreszcie - stwierdził, podchodząc bliżej. Zmierzył ją uważnym wzrokiem, ale milczał. Wyglądał jakby chciał ją o coś zapytać, wyraźnie jednak się wahał.
Podparła się łokciami i usiadła. Zorientowała się, że jest czysta i ubrana jedynie w bawełnianą halkę, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa należącą do Ann, pięknej żony elfa.
Drzwi otworzyły się cicho. Chwilę potem do pokoju wślizgnął się gospodarz. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, uniósł lekko kącik ust w półuśmiechu.
- Obudziłaś się wreszcie - stwierdził, podchodząc bliżej. Zmierzył ją uważnym wzrokiem, ale milczał. Wyglądał jakby chciał ją o coś zapytać, wyraźnie jednak się wahał.
-
Przepraszam - odezwała się cicho wojowniczka. - Nie chciałam,
żebyście musieli... Przepraszam.
Ku
jej zdumieniu, elf parsknął śmiechem. Widząc jej pytające
spojrzenie, pokręcił lekko głową.
-
Zjawiasz się tutaj po... Ilu? Czterech, pięciu dniach? Półżywa...
I przepraszasz za fatygę?
Poczuła,
jak na jej policzki wpływa delikatny rumieniec, ale nie
odpowiedziała. Nie lubiła przyjmować pomocy, przyzwyczajona do
tego, że zawsze radziła sobie sama.
-
Jesteś głodna? - spytał po chwili Lerlet, przerywając
przedłużającą się ciszę. Kiwnęła głową, nie patrząc elfowi
w oczy. Była tak słaba, tak żenująco słaba... Nawet utrzymywanie
się w pionie stanowiło wysiłek, wszystkie mięśnie szybko
odzywały się palącym bólem. Przesunęła się nieznacznie i
oparła o wezgłowie łóżka, by uniknąć wracania do pozycji
leżącej. Elf tymczasem zniknął na moment. Po chwili pokój
wypełnił się słodkim aromatem owsianki, którą mag zręcznie
lewitował przed sobą w drodze powrotnej. Musiała być przygotowana
całkiem niedawno, bo znad miski wciąż unosiła się smuga pary.
- Nie
musiałeś... - zaczęła, ale elf spiorunował ją wzrokiem.
- Daj
spokój, Scath. Każdy głupi by zauważył, że co jak co, ale przez
ten czas raczej nie balowałaś na mieście... - urwał nagle, znowu
się wahając. - Co się właściwie stało? - spytał w końcu,
kiedy posiłek wylądował w rękach wojowniczki, a sam mężczyzna
przysiadł na skraju łóżka.
-
Spodziewał się mnie - powiedziała cicho, utkwiwszy wzrok w misce.
Ujęła w dłoń srebrną łyżkę, ale mimo głodu, który na widok
jedzenia ścisnął jej boleśnie żołądek, nie potrafiła zmusić
się do jedzenia.
-
No... To chyba jasne. W końcu cała ta heca ze szkatułką była
właśnie po to, żeby... - zaczął Lerlet, wykonując bliżej
nieokreślony gest ręką.
Pokręciła
tylko głową.
- Nie
rozumiesz... On wiedział, że to będę ja. Zaplanował to.
- Po
co miałby...?
-
Chciał, żebym dla niego pracowała.
Elf
uniósł tylko brew w niemym zdziwieniu.
-
Wiesz... Rozumiem, że jesteś dobra i w ogóle, ale żeby od razu
zastawiać pułapkę... Jesteś pewna, że właśnie o to chodziło?
Może chciał tylko, ja wiem, jakichś informacji?
Potrząsnęła
głową.
-
Wyrażał się dość jasno. Chciał moich usług, i niezbyt zależało
mu na przyjaznej, partnerskiej współpracy...
- To
dziwne, wiesz?
-
Wiem - przygryzła wargę. - Sama tego nie rozumiem, ale tak właśnie
było.
Elf
skinął tylko głową, wyraźnie nieprzekonany. Z premedytacją
przemilczała powiązania Dharna ze Związkiem Najemników. Nie
chciała angażować w to Lerleta bardziej, niż to było konieczne.
Im mniej wiedział, tym był bezpieczniejszy.
-
Jedz, bo wystygnie - odezwał się po chwili elf, wskazując na
owsiankę. Usłuchała, gdy głód i osłabienie przeważyły
wreszcie nad wstydem. Pierwsza łyżka posiłku była jak objawienie,
ale przeżuwała ją powoli, obawiając się zbyt szybkiego jedzenia.
- Lepiej cię zostawię... Wpadnę potem. Odpoczywaj - powiedział
jeszcze, po czym udał się do drzwi.
Odsunęła
od siebie myśl, że nie dane będzie jej zbyt długo cieszyć się
tym przywilejem.
*
-
Muszę wyjechać, możliwie najszybciej.
Był
wieczór. Nieco podbudowana gorącym posiłkiem i długim snem,
odważyła się wyjść z łóżka, i teraz siedziała przy długim
stole w pokoju dziennym willi, obejmując dłońmi kubek z ziołowym
naparem.
Lerlet,
który właśnie wychodził z kuchni, przez dłuższą chwilę
milczał.
-
Myślisz, że będzie cię szukał? - spytał z powątpiewaniem.
-
Jestem pewna.
-
Słuchaj, Scath, nie przeceniasz go? W końcu... Skąd miałby
wiedzieć, dokąd uciekłaś? Jesteś profesjonalistką, wystarczy
trochę ostrożności...
Nie
odpowiedziała. Czy jednak nie tak samo myślała o Lokim, kiedy
Nathaniel zaczął jej grozić? To też wydawało jej się niemożliwe
do wykrycia. A jednak...
- Nie
mogę ryzykować - powiedziała wreszcie tonem nie znoszącym
sprzeciwu. Lerlet skrzywił się nieznacznie.
-
Gdyby rzeczywiście był aż tak niebezpieczny i genialny jak
twierdzisz, chyba nie pozwoliłby ci uciec? - zauważył jednak po
chwili, widocznie nie chcąc odpuścić. Częściowo go rozumiała,
ale przecież nie było go tam z nią, w lochu. Nie spotkał go
twarzą w twarz. Nie patrzył jak...
Stop,
powiedziała sobie. Nie myśl o tym, nie teraz.
-
Nie. Nie pozwoliłby - zgodziła się, opuszczając wzrok.
-
Więc jak...?
- Czy
to ważne, Velun? - przerwała mu, podrywając głowę. - Naprawdę
jestem ci wdzięczna za pomoc, nawet nie wiesz... Ale zrozum, ja...
Nie powinieneś wiedzieć o wszystkim, dla własnego dobra -
zakończyła kulawo, trochę się jąkając pod nieprzychylnym
spojrzeniem gospodarza.
-
Umiem o siebie zadbać - prychnął cicho, krzyżując ręce na
piersi.
-
Wiem, Velun. Wiem.
On też umiał.
*
-
Jesteś pewna? - elf po raz ostatni zmierzył ją przenikliwym
spojrzeniem swoich żółtych oczu.
Skinęła
głową.
-
Muszę zniknąć... Tak będzie lepiej. Dla wszystkich - powiedziała
cicho, nie patrząc na niego. Była gotowa do drogi, w każdym razie
teoretycznie. Wiedziała, że nie będzie mogła podróżować zbyt
szybko, ale musiała spróbować. - Dziękuję, Velun - dodała po
chwili, tym razem patrząc mu w oczy i pozwalając, by wypełniła je
wdzięczność.
- Nie
ma sprawy - odparł elf. - Przecież masz u mnie dług - mrugnął do
niej porozumiewawczo z łobuzerskim uśmiechem.
Ona
jednak skinęła poważnie głową.
-
Mam. I jeśli kiedykolwiek będziesz...
-
Tak, tak - przerwał jej lekceważąco Lerlet, machnąwszy ręką. -
Wiem. No, idź już.
Uśmiechnęła
się do niego smutno, po czym wyciągnęła rękę na pożegnanie.
- Do
zobaczenia, Lerlecie.
- Do
zobaczenia - skinął głową elf, ściskając podaną dłoń.
Wojowniczka obróciła się do drzwi i położyła dłoń na klamce.
-
Scath... Jeszcze jedno - odezwał się Lerlet, jakby dopiero teraz
coś sobie przypomniał. Obróciła się przez ramię, by na niego
spojrzeć. - Kiedy zniknęłaś, był u mnie Loki. Nie wiesz, co z
nim? Pytał wtedy o ciebie i... - urwał nagle, zapewne pod wpływem
nagłej bladości, która wpłynęła na twarz wojowniczki. Sama
Scathach bezwiednie zacisnęła dłoń na klamce.
-
Loki nie żyje - powiedziała cicho, czując, jak mimo starań lekko
drży jej głos. Nie patrząc więcej w stronę Lerleta, wyszła w
noc, zostawiając zdumionego elfa w hallu.
Ciekawy przerywnik fabularny. Krótki i przyjemny w wyczekiwaniu na dalszą część opowieści. Końcówka ciekawa choć spodziewałem się tego i jeszcze jednego ale czy właściwie myślę dowiem się w następnej części.
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuńW sumie prosta scena typu taki suspens. Ciekawie czyta się o Scathachktórą otrzymuje od kogoś pomoc i leży w łóżku podczas gdy przez większość Cienia była potężną wojowniczką i nie należało się zbliżać bez wyraźnej zgody ;D przynajmniej ja bym się nie ośmielił
OdpowiedzUsuń