Chciała zachować pustkę. To było
takie przyjemne... Nie czuć nic, nie pozwalać emocjom przejąć
kontroli nad umysłem.
Takie łatwe.
W końcu jednak się poddała,
niechętnie uwalniając wszystko to, co skrywała pod maską. Wrócił
strach, wróciła bezsilność, wróciła nienawiść.
Zamknęła oczy, przez chwilę
oszołomiona chaosem własnych odczuć. Kiedy na powrót oswoiła się
z przygniatającym ją ciężarem nagle uwolnionych emocji, z tysiąca
innych wyłoniła się jedna, jedyna myśl.
On nie żyje.
Uświadomiła sobie, że już nigdy nie spojrzy w jego szare, błyszczące hamowanym rozbawieniem oczy. Nigdy nie zobaczy jego pięknego uśmiechu. Nigdy nie poczuje na sobie jego dotyku.
Uświadomiła sobie, że już nigdy nie spojrzy w jego szare, błyszczące hamowanym rozbawieniem oczy. Nigdy nie zobaczy jego pięknego uśmiechu. Nigdy nie poczuje na sobie jego dotyku.
Nigdy.
Przypomniała
sobie, jak zaledwie kilka minut temu leżał w agonii niemalże u jej
stóp. To ona powinna tam leżeć. To ona zasługiwała na ten ból.
Na śmierć.
Dlaczego nic nie
zrobiła?
Nagle poczuła
obrzydzenie. Do swojej obojętności, do swojej dumy, do buty, która
kazała jej myśleć, że może być "ponad". Do siebie.
Cokolwiek zrobisz, nie pozwól żeby
myślał, że ma nad tobą jakąkolwiek władzę.
Przecież chodziło
tylko o to.
Tylko?
Pomogę ci.
Słowa starca
odbiły się echem w jej głowie. Ku własnemu zdziwieniu, nie
poczuła gniewu na mężczyznę. Powinna go nienawidzić. Przecież
to on trzymał tę przeklętą fiolkę, on go otruł i zabił. A
jednak nie potrafiła dostrzec w nim winy. Wykonywał rozkaz. To ona
powinna była to powstrzymać, zanim w ogóle się zaczęło. Ona
była winna.
Tylko ona.
*
Nie usłyszała jak wchodził, nie zareagowała, kiedy przyklęknął
obok.
- Dziecko... - zaczął łagodnie Erian, ale nawet nie drgnęła.
Otworzyła oczy dopiero, kiedy położył jej rękę na ramieniu,
spojrzała na niego, doskonale wiedząc, że zobaczy w nich
cały ból, który czuła. Nie pomyliła się, twarz starca
skrzywiła się w wyrazie współczucia.
- Musisz stąd uciekać.
- Po co? - wyszeptała, odwracając wzrok do ściany. Siedziała w
tej samej pozycji odkąd wróciła do celi, niezdolna do wykonania
jakiegokolwiek ruchu.
Erian spojrzał na nią badawczo.
- Obiecałem, że ci pomogę, drogie dziecko. Mam zamiar dotrzymać
obietnicy.
- Nie chcę pomocy - odparła chłodno, ale szczerze. Właściwie
chciała zostać w tym lochu choćby na zawsze. W spokoju czekać, aż
Dharn wreszcie postanowi ją zabić.
- Moja droga, to naprawdę nie jest dobry moment na...
- Na co? - oderwała wzrok od ściany i spojrzała na niego z bólem.
Erian zamilkł, najwyraźniej nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Posłuchaj, dziecko... - zaczął w końcu, kiedy już zaczynała
mieć nadzieję, że jednak odpuści. - Posłuchaj - dodał bardziej
stanowczo, kiedy znowu nie zareagowała. - Byłaś na tyle silna,
żeby zabrać Dharnowi jego jedyną szansę na zmuszenie cię do
współpracy. Nie, nic nie mów - uniósł dłoń widząc, że otwiera usta, by zaprotestować. - To wymagało
siły, i chyba wiem, skąd ją wzięłaś - uśmiechnął się
smutno. - Przykro mi tylko, że musiałaś patrzeć na coś
takiego... Ale teraz masz nad nim przewagę, rozumiesz? On nie ma
nic, czym mógłby cię skrzywdzić, a ty... Ty masz informacje. Bo
przecież nie opierałaś się tylko z jego powodu, prawda? Wiesz, o
co naprawdę mu chodzi.
Spojrzała na niego zdezorientowana. Skąd wiedział? Czy...
- Nie, on nie wie - odpowiedział na niezadane pytanie starzec. -
Myśli, że opierasz się z powodu własnej dumy i pogardy. Ale oboje
wiemy, że chodzi o coś więcej.
Pokiwała w oszołomieniu głową, na moment zapominając o tym, że
wcale jej to nie obchodzi.
- Masz szansę go pokonać, wojowniczko - Erian zniżył głos do
szeptu.
Zadrżała.
- Dowie się, że mi pomogłeś. Zabije cię - powiedziała cicho, w
ostatniej próbie oporu.
Starzec zaśmiał się gorzko.
- Najwyższa pora. Za długo już żyję z własnym tchórzostwem -
uśmiechnął się do niej, ale nie było w tym geście ani odrobiny
radości. Tylko bezbrzeżny smutek.
- Dlaczego? - spytała.
Milczał przez chwilę, wyraźnie wahając się z udzieleniem
odpowiedzi.
- Mam do spłacenia dług.
- Wobec mnie? Nie przypominam sobie, żebym...
- Nie wobec ciebie... Nie bezpośrednio - wpadł jej w słowo Erian.
Spojrzała na niego zdezorientowana, a on odrobinę się zmieszał.
Sięgnął za pazuchę płaszcza, wyciągając stamtąd podłużny
przedmiot. Serce zabiło jej mocniej, kiedy go rozpoznała.
- Skąd...? - wydusiła, wpatrując się w swój runiczny sztylet.
- Zabrałem to ze zbrojowni Dharna, podłożyłem kopię. Przez jakiś
czas się nie zorientuje, ale reszta twojej broni...
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Ten sztylet był jednak dla niej
cenniejszy niż cała broń tego świata.
- Wcześniej nie byłem pewny, czy to ty... Byłaś taka młoda.
Zmieniłaś się - uśmiechnął się znowu, tym razem z dziwną
nostalgią. - Śmierć to tylko Cień rzucany przez życie,
pamiętasz?
Wciągnęła głośno powietrze i otworzyła szeroko oczy. To właśnie
te słowa widniały na ostrzu sztyletu, układając runy w
antymagiczne wzory. Tylko ona znała ich ukryte znaczenie. Ona i...
- Znałeś go? - spytała niemal bez tchu, usiłując powstrzymać
chaos myśli wywołany przez to jedno zdanie.
Erian pokiwał głową.
- Był moim przyjacielem - odparł. Zabrzmiał w tych kilku słowach
tak niesłychany ból, że wojowniczka natychmiast pożałowała swojego
pytania.
Wtedy sobie przypomniała.
***
-
... zrobili się ostatnio bardziej zawzięci. Będą szukać
wszystkich, wiesz o tym. Ciebie również - czarnowłosy mężczyzna
z długą brodą i ciemnymi oczami miał zmartwioną minę. -
Musimy...
-
Nie ma mowy, Erianie - odparł twardo drugi z mężczyzn. - Jesteś
szalony, jeśli myślisz, że Najemnicy dobrze nas teraz potraktują.
-
Ale może jeśli...
-
Nie, Erianie. Nie
zrobię tego. I nie waż mi się więcej o tym...
Nagle
urwał, zerkając w stronę kąta pokoju.
-
Nieładnie jest podsłuchiwać - odezwał się z dezaprobatą.
Wynurzyła się z cienia, jak zwykle niezadowolona, że została
przyłapana. I zawstydzona, bo znowu go zawiodła.
-
Przepraszam, Mistrzu, ja... - zaczęła, wyłamując palce u rąk.
-
Nie szkodzi, Scathach. Erian właśnie wychodził, prawda?
Wspomniany
mężczyzna wciąż patrzył z niedowierzaniem na rudowłosą
dziewczynkę, najwyżej ośmioletnią, która przed chwilą wyłoniła
się z ciemnego kąta jakby sama była cieniem. Zagadnięty,
odchrząknął cicho
-
Tak, ja... Po prostu przemyśl to jeszcze. Proszę - zwrócił się
do drugiego mężczyzny.
-
Nie mam nad czym myśleć, Erianie. Szkoda, że tego nie widzisz -
odparł tamten smutno.
-
A więc... Do widzenia? - spytał z lekką nadzieją w głosie.
-
Oby nie, Erianie. Oby nie.
***
- To dlatego tu jesteś - szepnęła.
Pokiwał smutno głową.
- Na własne życzenie straciłem wszystko. Ty... Ty masz szansę to
naprawić, Cieniu.
- Ale dlaczego? Co on miał z tym wspólnego? I co to za dług?
- pytania posypały się same, zanim zdołała je powstrzymać.
Pokręcił tylko głową.
- Nie powinnaś tego wiedzieć. Jeszcze nie. I nie ode mnie.
- Więc od kogo?
Przecież nie mógł zostawić jej bez niczego. Nie po tym, jak
wreszcie udało jej się znaleźć punkt zaczepienia.
- Dowiesz się... W swoim czasie. Musisz stąd uciec, dziecko. Musisz
przeżyć.
- Ale...
- Po prostu żyj. Dla niego.
Tego było już za wiele. Miała wrażenie, że jej głowa za moment
eksploduje od nawału myśli i emocji, mieszających się ze sobą i
splątujących w niezrozumiały supeł. Sprawiało jej to niemal
fizyczny ból.
Dla niego?
Wszystko zawirowało, po czym utonęło w ciepłej, miękkiej
ciemności.
*
Ocknęła się otoczona światłem. Było to tak dziwne wrażenie, że
przez chwilę wpatrywała się tylko ze zdumieniem w przestrzeń nad
sobą. Jaśniejąca złocista aura otaczała ją ze wszystkich stron,
promieniując przyjemnym ciepłem. Wiedziała, że znajduje się w
pozycji, którą należałoby nazwać leżącą, ale pod sobą nie
czuła niczego. Unosiła się w powietrzu, w tej przedziwnej
świetlistej sferze.
- Zamknij oczy - usłyszała znajomy szept i natychmiast usłuchała.
Przez dłuższą chwilę słyszała tylko miarowy stuk kroków Eriana
po posadzce. Co się działo? Czyżby postanowił wyprowadzić ją z
rezydencji? Ale po co u licha...
- Mistrz Erian? Co pan tu robi? - nieznany jej męski głos rozległ
się całkiem niedaleko.
- Stan dziewczyny się pogorszył. Polecono mi ją przebadać -
odrzekł spokojnie starzec. Mogła się założyć, że napotkanego
mężczyznę świdruje właśnie nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem
swoich ciemnych oczu.
- Jest nieprzytomna? - w nieznanym głosie zabrzmiała nuta
niepewności.
- Tak... Muszę zabrać ją do siebie, do laboratorium.
- Oczywiście... Oczywiście, proszę przejść - odpowiedział
natychmiast mężczyzna. Usłyszała szczęk zamka i skrzypienie
drzwi. Nastąpiła dłuższa niż poprzednio chwila ciszy, kolejny
szczęk i skrzypienie... Potem poczuła, że leży na czymś zimnym.
Światło zniknęło.
Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą zmartwioną twarz starca.
- Zemdlałaś - oznajmił jej zwięźle. Kiwnęła głową i uniosła
się nieco. Wstała powoli, opierając się o blat najbliższego
mebla. Znajdowali się w dziwnym, zimnym pomieszczeniu, którego
główne wyposażenie stanowiły metalowe stoły i przeszklone szafy.
- Oczywiście nie będziesz mnie badał? - zgadła, odwracając wzrok
od niezbyt zachęcających do bliższego zapoznawania się z ich
przeznaczeniem przyrządów, zapełniających jeden ze stołów.
- Nie - potwierdził Erian. Przez chwilę milczał, jakby się nad czymś zastanawiając.
- Nathaniel Dharn - zaczął w końcu - kupił tę rezydencję od pewnego naukowca, który, delikatnie mówiąc, miał manię ochraniania własnych dokonań. - powiedział niezobowiązującym, zakrawającym o swobodny tonem, grzebiąc w kieszeni. - Sam nie zna wszystkich zabezpieczeń, których tamten użył, by mieć pewność, że nikt niepowołany nie dostanie się do jego skarbów...
- Nathaniel Dharn - zaczął w końcu - kupił tę rezydencję od pewnego naukowca, który, delikatnie mówiąc, miał manię ochraniania własnych dokonań. - powiedział niezobowiązującym, zakrawającym o swobodny tonem, grzebiąc w kieszeni. - Sam nie zna wszystkich zabezpieczeń, których tamten użył, by mieć pewność, że nikt niepowołany nie dostanie się do jego skarbów...
Nie bardzo wiedziała, po co starzec mówi jej o tym wszystkim.
Ostatecznie, wciąż znajdowali się w domu Dharna, prawdopodobnie w
lochu, sądząc po braku okien. Od wyjścia i upragnionej wolności
dzieliło ją piętro i niezliczona ilość korytarzy.
- Aha! - zakrzyknął niezbyt głośno Erian, wyciągając dość
niepozorny kluczyk. Zaczął nim majstrować przy jednej z szaf,
mrucząc coś przy tym pod nosem.
Chwilę potem kluczyk rozjarzył się białym światłem. Szafa
zamigotała i... Zniknęła. Za nią powinna znajdować się ściana,
ale jej również nie było. W kamieniu ziała ciemna dziura, coś w
rodzaju tunelu z półokrągłym sklepieniem, wysokim może na połowę
wzrostu mężczyzny.
Zorientowała się, że patrzy na to z otwartymi ze zdumienia ustami,
więc natychmiast je zamknęła. Wciąż jednak wpatrywała się z
niedowierzaniem to w otwór, to w stojącego przy nim mężczyznę.
- Całe dwa lata zajęło mi odkrycie i zbadanie tego przejścia... -
Erian zniżył głos do szeptu.
- Dlaczego nie uciekłeś? - spytała, zanim zdążyła pomyśleć.
Starzec spojrzał na nią smutno.
- Nie miałem po co.
Zadrżała, uświadomiwszy sobie, że przecież mogłaby powiedzieć
o sobie to samo. Przymknęła na moment oczy, próbując odepchnąć
od siebie wspomnienie pełnej bólu twarzy Lokiego.
- Chodź ze mną - zaproponowała, wracając myślami do chwili
obecnej. Nie chciała zostawiać tu Eriana, nie po tym, czego się o
nim dowiedziała.
Pokręcił tylko głową.
- Tylko bym cię spowalniał, moja droga. Nie, nie zaprzeczaj, oboje
wiemy, że tak właśnie by było. Zresztą... Za długo już
musiałem znosić własną winę. Twoje życie powinno wystarczyć,
żebym mógł...
Nie skończył, ale doskonale wiedziała, co chciał powiedzieć.
- Co teraz zrobisz? - spytała, chociaż nie była pewna, czy chce
znać odpowiedź.
- To, co powinienem był zrobić już dawno temu, ale nigdy nie
miałem odwagi.
Zaskoczyło ją, z jakim spokojem przyjęła te słowa. Choć bolała
ją myśl, że w taki sposób straci ostatnią osobę, która łączyła
ją z przeszłością... Z nim.
Wyciągnęła do niego dłoń w niezręcznej próbie pożegnania, ale
starzec przyciągnął ją do siebie i uściskał, jakby miał przed
sobą córkę lub siostrzenicę, a nie praktycznie nieznaną sobie
dziewczynę.
- Żegnaj, Erianie.
- Żegnaj, Cieniu.
Odsunęła się od niego i ruszyła w kierunku tunelu. Już schylała
się, by skorzystać z przejścia, gdy Erian odezwał się raz
jeszcze.
- Scathach...?
Odwróciła się.
- Tak?
- On... Byłby z ciebie taki dumny.
Cóż za rozdział, dzieje się! Nie mogę się teraz doczekać miny Dharna kiedy nie tyle, że dowie się iż nijak nie uda mu się ze Scathach nawiązać "współpracy" to jeszcze uciekła mu ona w niewyjaśnionych okolicznościach :D
OdpowiedzUsuńDużo emocji, widać, w końcu śmierć Lokiego (i tak wszyscy wierzą, że on żyje!) i jeszcze te sprawy z przeszłości... Mistrz i sztylet z runicznym napisem.. Ciekawe jak to wszystko się teraz potoczy (Nathaniel wyśle jakieś gończe psy za Cieniem?)
No i przedewszystkim nie mogę się doczekać jego reakcji :D
Czekamy co dalej...
Wbijajcie na Fanpejdża Scathach!
OdpowiedzUsuńfacebook.com/scathachfandom/
Fanpage Scatchach?
UsuńJest świetna, ale czy to nie przesada?
Ależ skądże...
UsuńBardzo przyjemne, dobrze się czyta.Ogromnie podobają mi się dialogi. Chociaż w możne było po podmieniać niektóre opisy(zostawiając te które uważasz za niezbędne do poprowadzenia dalej spójnie historii i takie by nie pozostawiać czytelnikowi całkowicie wolnego pola), zostawiając w ten sposób pole do popisu ludzkiej wyobraźnie której możliwości są ogromne, taka odmiana zaowocuje wytworzeniem nieskończonej ilości wizji danej sytuacji. Mimo wszytko i tak jest to świetnie napisane.
OdpowiedzUsuńPo jakze dlugiej przerwie wracam do Ciebie. Tak. Jedno jest pewne... nie zawodzisz, jak zawsze z nutka tajemnicy i nieprzewidywalnymi zagryzkami. kocham !!!
OdpowiedzUsuń