niedziela, 5 lipca 2015

Cień Amorionu #13

Chciała zachować pustkę. To było takie przyjemne... Nie czuć nic, nie pozwalać emocjom przejąć kontroli nad umysłem.
Takie łatwe.
W końcu jednak się poddała, niechętnie uwalniając wszystko to, co skrywała pod maską. Wrócił strach, wróciła bezsilność, wróciła nienawiść.
Zamknęła oczy, przez chwilę oszołomiona chaosem własnych odczuć. Kiedy na powrót oswoiła się z przygniatającym ją ciężarem nagle uwolnionych emocji, z tysiąca innych wyłoniła się jedna, jedyna myśl.
On nie żyje.
Uświadomiła sobie, że już nigdy nie spojrzy w jego szare, błyszczące hamowanym rozbawieniem oczy. Nigdy nie zobaczy jego pięknego uśmiechu. Nigdy nie poczuje na sobie jego dotyku.
Nigdy.
Przypomniała sobie, jak zaledwie kilka minut temu leżał w agonii niemalże u jej stóp. To ona powinna tam leżeć. To ona zasługiwała na ten ból. Na śmierć.
Dlaczego nic nie zrobiła?
Nagle poczuła obrzydzenie. Do swojej obojętności, do swojej dumy, do buty, która kazała jej myśleć, że może być "ponad". Do siebie.
Cokolwiek zrobisz, nie pozwól żeby myślał, że ma nad tobą jakąkolwiek władzę.
Przecież chodziło tylko o to.
Tylko?
Pomogę ci.
Słowa starca odbiły się echem w jej głowie. Ku własnemu zdziwieniu, nie poczuła gniewu na mężczyznę. Powinna go nienawidzić. Przecież to on trzymał tę przeklętą fiolkę, on go otruł i zabił. A jednak nie potrafiła dostrzec w nim winy. Wykonywał rozkaz. To ona powinna była to powstrzymać, zanim w ogóle się zaczęło. Ona była winna.
Tylko ona.

*

Nie usłyszała jak wchodził, nie zareagowała, kiedy przyklęknął obok.
- Dziecko... - zaczął łagodnie Erian, ale nawet nie drgnęła. Otworzyła oczy dopiero, kiedy położył jej rękę na ramieniu, spojrzała na niego, doskonale wiedząc, że zobaczy w nich cały ból, który czuła. Nie pomyliła się, twarz starca skrzywiła się w wyrazie współczucia.
- Musisz stąd uciekać.
- Po co? - wyszeptała, odwracając wzrok do ściany. Siedziała w tej samej pozycji odkąd wróciła do celi, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Erian spojrzał na nią badawczo.
- Obiecałem, że ci pomogę, drogie dziecko. Mam zamiar dotrzymać obietnicy.
- Nie chcę pomocy - odparła chłodno, ale szczerze. Właściwie chciała zostać w tym lochu choćby na zawsze. W spokoju czekać, aż Dharn wreszcie postanowi ją zabić.
- Moja droga, to naprawdę nie jest dobry moment na...
- Na co? - oderwała wzrok od ściany i spojrzała na niego z bólem.
Erian zamilkł, najwyraźniej nie wiedząc, co odpowiedzieć.
- Posłuchaj, dziecko... - zaczął w końcu, kiedy już zaczynała mieć nadzieję, że jednak odpuści. - Posłuchaj - dodał bardziej stanowczo, kiedy znowu nie zareagowała. - Byłaś na tyle silna, żeby zabrać Dharnowi jego jedyną szansę na zmuszenie cię do współpracy. Nie, nic nie mów - uniósł dłoń widząc, że otwiera usta, by zaprotestować. - To wymagało siły, i chyba wiem, skąd ją wzięłaś - uśmiechnął się smutno. - Przykro mi tylko, że musiałaś patrzeć na coś takiego... Ale teraz masz nad nim przewagę, rozumiesz? On nie ma nic, czym mógłby cię skrzywdzić, a ty... Ty masz informacje. Bo przecież nie opierałaś się tylko z jego powodu, prawda? Wiesz, o co naprawdę mu chodzi.
Spojrzała na niego zdezorientowana. Skąd wiedział? Czy...
- Nie, on nie wie - odpowiedział na niezadane pytanie starzec. - Myśli, że opierasz się z powodu własnej dumy i pogardy. Ale oboje wiemy, że chodzi o coś więcej.
Pokiwała w oszołomieniu głową, na moment zapominając o tym, że wcale jej to nie obchodzi.
- Masz szansę go pokonać, wojowniczko - Erian zniżył głos do szeptu.
Zadrżała.
- Dowie się, że mi pomogłeś. Zabije cię - powiedziała cicho, w ostatniej próbie oporu.
Starzec zaśmiał się gorzko.
- Najwyższa pora. Za długo już żyję z własnym tchórzostwem - uśmiechnął się do niej, ale nie było w tym geście ani odrobiny radości. Tylko bezbrzeżny smutek.
- Dlaczego? - spytała.
Milczał przez chwilę, wyraźnie wahając się z udzieleniem odpowiedzi.
- Mam do spłacenia dług.
- Wobec mnie? Nie przypominam sobie, żebym...
- Nie wobec ciebie... Nie bezpośrednio - wpadł jej w słowo Erian. Spojrzała na niego zdezorientowana, a on odrobinę się zmieszał. Sięgnął za pazuchę płaszcza, wyciągając stamtąd podłużny przedmiot. Serce zabiło jej mocniej, kiedy go rozpoznała.
- Skąd...? - wydusiła, wpatrując się w swój runiczny sztylet.
- Zabrałem to ze zbrojowni Dharna, podłożyłem kopię. Przez jakiś czas się nie zorientuje, ale reszta twojej broni...
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Ten sztylet był jednak dla niej cenniejszy niż cała broń tego świata.
- Wcześniej nie byłem pewny, czy to ty... Byłaś taka młoda. Zmieniłaś się - uśmiechnął się znowu, tym razem z dziwną nostalgią. - Śmierć to tylko Cień rzucany przez życie, pamiętasz?
Wciągnęła głośno powietrze i otworzyła szeroko oczy. To właśnie te słowa widniały na ostrzu sztyletu, układając runy w antymagiczne wzory. Tylko ona znała ich ukryte znaczenie. Ona i...
- Znałeś go? - spytała niemal bez tchu, usiłując powstrzymać chaos myśli wywołany przez to jedno zdanie.
Erian pokiwał głową.
- Był moim przyjacielem - odparł. Zabrzmiał w tych kilku słowach tak niesłychany ból, że wojowniczka natychmiast pożałowała swojego pytania.
Wtedy sobie przypomniała.

***

- ... zrobili się ostatnio bardziej zawzięci. Będą szukać wszystkich, wiesz o tym. Ciebie również - czarnowłosy mężczyzna z długą brodą i ciemnymi oczami miał zmartwioną minę. - Musimy...
- Nie ma mowy, Erianie - odparł twardo drugi z mężczyzn. - Jesteś szalony, jeśli myślisz, że Najemnicy dobrze nas teraz potraktują.
- Ale może jeśli...
- Nie, Erianie. Nie zrobię tego. I nie waż mi się więcej o tym...
Nagle urwał, zerkając w stronę kąta pokoju.
- Nieładnie jest podsłuchiwać - odezwał się z dezaprobatą. Wynurzyła się z cienia, jak zwykle niezadowolona, że została przyłapana. I zawstydzona, bo znowu go zawiodła.
- Przepraszam, Mistrzu, ja... - zaczęła, wyłamując palce u rąk.
- Nie szkodzi, Scathach. Erian właśnie wychodził, prawda?
Wspomniany mężczyzna wciąż patrzył z niedowierzaniem na rudowłosą dziewczynkę, najwyżej ośmioletnią, która przed chwilą wyłoniła się z ciemnego kąta jakby sama była cieniem. Zagadnięty, odchrząknął cicho
- Tak, ja... Po prostu przemyśl to jeszcze. Proszę - zwrócił się do drugiego mężczyzny.
- Nie mam nad czym myśleć, Erianie. Szkoda, że tego nie widzisz - odparł tamten smutno.
- A więc... Do widzenia? - spytał z lekką nadzieją w głosie.
- Oby nie, Erianie. Oby nie.

***

- To dlatego tu jesteś - szepnęła.
Pokiwał smutno głową.
- Na własne życzenie straciłem wszystko. Ty... Ty masz szansę to naprawić, Cieniu.
- Ale dlaczego? Co on miał z tym wspólnego? I co to za dług? - pytania posypały się same, zanim zdołała je powstrzymać.
Pokręcił tylko głową.
- Nie powinnaś tego wiedzieć. Jeszcze nie. I nie ode mnie.
- Więc od kogo?
Przecież nie mógł zostawić jej bez niczego. Nie po tym, jak wreszcie udało jej się znaleźć punkt zaczepienia.
- Dowiesz się... W swoim czasie. Musisz stąd uciec, dziecko. Musisz przeżyć.
- Ale...
- Po prostu żyj. Dla niego.
Tego było już za wiele. Miała wrażenie, że jej głowa za moment eksploduje od nawału myśli i emocji, mieszających się ze sobą i splątujących w niezrozumiały supeł. Sprawiało jej to niemal fizyczny ból.
Dla niego?
Wszystko zawirowało, po czym utonęło w ciepłej, miękkiej ciemności.

*

Ocknęła się otoczona światłem. Było to tak dziwne wrażenie, że przez chwilę wpatrywała się tylko ze zdumieniem w przestrzeń nad sobą. Jaśniejąca złocista aura otaczała ją ze wszystkich stron, promieniując przyjemnym ciepłem. Wiedziała, że znajduje się w pozycji, którą należałoby nazwać leżącą, ale pod sobą nie czuła niczego. Unosiła się w powietrzu, w tej przedziwnej świetlistej sferze.
- Zamknij oczy - usłyszała znajomy szept i natychmiast usłuchała.
Przez dłuższą chwilę słyszała tylko miarowy stuk kroków Eriana po posadzce. Co się działo? Czyżby postanowił wyprowadzić ją z rezydencji? Ale po co u licha...
- Mistrz Erian? Co pan tu robi? - nieznany jej męski głos rozległ się całkiem niedaleko.
- Stan dziewczyny się pogorszył. Polecono mi ją przebadać - odrzekł spokojnie starzec. Mogła się założyć, że napotkanego mężczyznę świdruje właśnie nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem swoich ciemnych oczu.
- Jest nieprzytomna? - w nieznanym głosie zabrzmiała nuta niepewności.
- Tak... Muszę zabrać ją do siebie, do laboratorium.
- Oczywiście... Oczywiście, proszę przejść - odpowiedział natychmiast mężczyzna. Usłyszała szczęk zamka i skrzypienie drzwi. Nastąpiła dłuższa niż poprzednio chwila ciszy, kolejny szczęk i skrzypienie... Potem poczuła, że leży na czymś zimnym. Światło zniknęło.
Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą zmartwioną twarz starca.
- Zemdlałaś - oznajmił jej zwięźle. Kiwnęła głową i uniosła się nieco. Wstała powoli, opierając się o blat najbliższego mebla. Znajdowali się w dziwnym, zimnym pomieszczeniu, którego główne wyposażenie stanowiły metalowe stoły i przeszklone szafy.
- Oczywiście nie będziesz mnie badał? - zgadła, odwracając wzrok od niezbyt zachęcających do bliższego zapoznawania się z ich przeznaczeniem przyrządów, zapełniających jeden ze stołów.
- Nie - potwierdził Erian. Przez chwilę milczał, jakby się nad czymś zastanawiając.
- Nathaniel Dharn - zaczął w końcu - kupił tę rezydencję od pewnego naukowca, który, delikatnie mówiąc, miał manię ochraniania własnych dokonań. - powiedział niezobowiązującym, zakrawającym o swobodny tonem, grzebiąc w kieszeni. - Sam nie zna wszystkich zabezpieczeń, których tamten użył, by mieć pewność, że nikt niepowołany nie dostanie się do jego skarbów...
Nie bardzo wiedziała, po co starzec mówi jej o tym wszystkim. Ostatecznie, wciąż znajdowali się w domu Dharna, prawdopodobnie w lochu, sądząc po braku okien. Od wyjścia i upragnionej wolności dzieliło ją piętro i niezliczona ilość korytarzy.
- Aha! - zakrzyknął niezbyt głośno Erian, wyciągając dość niepozorny kluczyk. Zaczął nim majstrować przy jednej z szaf, mrucząc coś przy tym pod nosem.
Chwilę potem kluczyk rozjarzył się białym światłem. Szafa zamigotała i... Zniknęła. Za nią powinna znajdować się ściana, ale jej również nie było. W kamieniu ziała ciemna dziura, coś w rodzaju tunelu z półokrągłym sklepieniem, wysokim może na połowę wzrostu mężczyzny.
Zorientowała się, że patrzy na to z otwartymi ze zdumienia ustami, więc natychmiast je zamknęła. Wciąż jednak wpatrywała się z niedowierzaniem to w otwór, to w stojącego przy nim mężczyznę.
- Całe dwa lata zajęło mi odkrycie i zbadanie tego przejścia... - Erian zniżył głos do szeptu.
- Dlaczego nie uciekłeś? - spytała, zanim zdążyła pomyśleć.
Starzec spojrzał na nią smutno.
- Nie miałem po co.
Zadrżała, uświadomiwszy sobie, że przecież mogłaby powiedzieć o sobie to samo. Przymknęła na moment oczy, próbując odepchnąć od siebie wspomnienie pełnej bólu twarzy Lokiego.
- Chodź ze mną - zaproponowała, wracając myślami do chwili obecnej. Nie chciała zostawiać tu Eriana, nie po tym, czego się o nim dowiedziała.
Pokręcił tylko głową.
- Tylko bym cię spowalniał, moja droga. Nie, nie zaprzeczaj, oboje wiemy, że tak właśnie by było. Zresztą... Za długo już musiałem znosić własną winę. Twoje życie powinno wystarczyć, żebym mógł...
Nie skończył, ale doskonale wiedziała, co chciał powiedzieć.
- Co teraz zrobisz? - spytała, chociaż nie była pewna, czy chce znać odpowiedź.
- To, co powinienem był zrobić już dawno temu, ale nigdy nie miałem odwagi.
Zaskoczyło ją, z jakim spokojem przyjęła te słowa. Choć bolała ją myśl, że w taki sposób straci ostatnią osobę, która łączyła ją z przeszłością... Z nim.
Wyciągnęła do niego dłoń w niezręcznej próbie pożegnania, ale starzec przyciągnął ją do siebie i uściskał, jakby miał przed sobą córkę lub siostrzenicę, a nie praktycznie nieznaną sobie dziewczynę.
- Żegnaj, Erianie.
- Żegnaj, Cieniu.
Odsunęła się od niego i ruszyła w kierunku tunelu. Już schylała się, by skorzystać z przejścia, gdy Erian odezwał się raz jeszcze.
- Scathach...?
Odwróciła się.
- Tak?
- On... Byłby z ciebie taki dumny.


<<  #12                                                                                                                          #14  >>
Share:

6 komentarzy:

  1. Cóż za rozdział, dzieje się! Nie mogę się teraz doczekać miny Dharna kiedy nie tyle, że dowie się iż nijak nie uda mu się ze Scathach nawiązać "współpracy" to jeszcze uciekła mu ona w niewyjaśnionych okolicznościach :D
    Dużo emocji, widać, w końcu śmierć Lokiego (i tak wszyscy wierzą, że on żyje!) i jeszcze te sprawy z przeszłości... Mistrz i sztylet z runicznym napisem.. Ciekawe jak to wszystko się teraz potoczy (Nathaniel wyśle jakieś gończe psy za Cieniem?)
    No i przedewszystkim nie mogę się doczekać jego reakcji :D
    Czekamy co dalej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wbijajcie na Fanpejdża Scathach!
    facebook.com/scathachfandom/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemne, dobrze się czyta.Ogromnie podobają mi się dialogi. Chociaż w możne było po podmieniać niektóre opisy(zostawiając te które uważasz za niezbędne do poprowadzenia dalej spójnie historii i takie by nie pozostawiać czytelnikowi całkowicie wolnego pola), zostawiając w ten sposób pole do popisu ludzkiej wyobraźnie której możliwości są ogromne, taka odmiana zaowocuje wytworzeniem nieskończonej ilości wizji danej sytuacji. Mimo wszytko i tak jest to świetnie napisane.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po jakze dlugiej przerwie wracam do Ciebie. Tak. Jedno jest pewne... nie zawodzisz, jak zawsze z nutka tajemnicy i nieprzewidywalnymi zagryzkami. kocham !!!

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!