wtorek, 28 kwietnia 2015

Smocze Opowieści #3

Od Autorki:
Dawno nie było Smoczych Opowieści... Zaniedbałam tę serię, przyznaję się bez bicia. Zupełnie nie miałam głowy do pisania o tych uroczych stworzeniach. Postaram się to i owo nadrobić, bo aż mi szkoda moich chowańców ;)
Dzisiaj lekko i przyjemnie, bez większych sensacji. Chociaż...

________________________



Zachód słońca skąpał okolicę w delikatnej, pomarańczowozłotej poświacie. Promienie chciwie wyszukiwały miejsca, na których mogłyby się załamać lub odbić i nie traciły żadnej ku temu sposobności. Wszystko było roziskrzone i jasne, co zupełnie nie pasowało do ponurego charakteru tego miejsca.
Stary Cmentarz. Legendarna niemalże nekropolia skrywała w sobie wiele tajemnic... I wiele skarbów.
Cichy trzask przerwał ciszę, natychmiast stłumiony przez ciężką atmosferę Cmentarza. Po chwili rozległ się drugi, podobny. Trzaski elektrycznych wyładowań towarzyszyły pojawieniu się małego smoka, który w najlepsze wędrował pomiędzy grobami, z pyskiem tuż przy ziemi. Rzecz jasna, buszował w trawie w poszukiwaniu cennych lub przydatnych roślin, które wieki temu wyrosły na użyźnionej szczątkami ziemi Cmentarza i na dobre zadomowiły się wśród kamiennych nagrobków.
Fulgur, za nic mając powagę miejsca swojej wyprawy, postanowił umilić sobie żmudne poszukiwania. Zaczął zasadzać się w ukryciu na potencjalne "ofiary", by następnie wyskakiwać na nie znienacka z głośnym prychnięciem. Chwila szamotaniny z groźnym przeciwnikiem, i już można było spokojnie ukryć pokonaną roślinę w skórzanej torbie.
Kiedy smok beztrosko bawił się w wojownika, podłe chwasty wywiodły go podstępem w okolice starego, rozpadającego się mauzoleum. Fulgur przyjrzał mu się z ciekawością właściwą dopiero co wyklutym gadom, ale nie dostrzegł w nim niczego niebezpiecznego. Uznał za to najwyraźniej, że może znaleźć w nim jakieś skarby, bo wyjątkowo entuzjastycznie ruszył w kierunku ciężkich, żelaznych drzwi, zupełnie zapominając o odwecie na podstępnym zielsku.
Nie zdążył nawet dotrzeć pod same wrota, gdy te otworzyły się z zadziwiającym jak na ich stan i wiek impetem. Głośny ryk rozdarł powietrze, gdy wyskoczyło z nich najbardziej przerażające stworzenie, jakie Fulgur miał okazję spotkać.
Kształtem przypominało Hodowcę, takiego jak jego pani, ale cała reszta sprawiła, że smok poczuł dreszcz przebiegający wzdłuż grzbietu. Stworzenie nie miało włosów, skóry ani innych śmiesznych elementów właściwych ludziom. Całe było białe i złożone z dziwacznych, białych kawałków, łączących się ze sobą nieznanym mu sposobem. I znacznie, znacznie większe niż każdy Hodowca, jakiego Fulgur spotkał kiedykolwiek w Nightwood.
Stworzenie zaryczało raz jeszcze, po czym rzuciło się na smoka. Ten spróbował się obronić, ale ostre szpony przeciwnika natychmiast powaliły go na ziemię, raniąc dotkliwie. Fulgur zaryczał z bólu, natychmiast próbując ataku magią, nieskutecznie. Stworzenie zdawało się za nic mieć każdy jego wysiłek. Kolejny cios sprawił, że smok przetoczył się spory kawałek po trawniku, zatrzymując dopiero na bezimiennym nagrobku nieopodal. Jego przeciwnik zbliżał się powoli, gotowy do zadania ostatecznej rany...
Łopot skrzydeł i przeraźliwie głośny ryk odwróciły uwagę stworzenia od jego niedoszłej ofiary. Fulgur skulił się i zasłonił oczy łapą, nie chcąc dłużej patrzeć na potwora. Przez chwilę docierały do niego tylko kolejne ryki i odgłosy uderzeń, ale był zbyt przerażony, by zobaczyć choćby, kto ocalił go przed śmiercią.
W końcu wszystko ustało.
Wciąż dygoczący, ze strachu i bólu, Fulgur zerknął pomiędzy pazurami na pobojowisko. Wśród walających się po trawniku podłużnych części stworzenia, leżała poturbowana Celestia. Podniosła się z wyraźnym trudem, podchodząc do młodszego smoka. Ryknęła głośno, patrząc na niego z wyrzutem. Zaraz jednak zobaczyła, jak dotkliwie jest ranny, więc czym prędzej, nie zważając na własne obrażenia, umieściła go sobie na grzbiecie, łapami opierając o dwie wypchane łupami torby.
Złote skrzydła załopotały, gdy smoczyca uniosła się w powietrze i odleciała, kierując się ku ciemnej linii Lasu w oddali.

* * *

- Na szpony Pradawnego, Celestio! Co wyście robili?! - gdy tylko gady pojawiają się na polanie, rzucam pergamin i ołówek gdzieś w bok, i biegnę im naprzeciw. Smoki wyglądają okropnie, zwłaszcza Fulgur, który nawet nie leciał, niesiony na grzbiecie starszej smoczycy. Ta podchodzi powoli, powłócząc łapami ze zmęczenia. Pomagam jej zsunąć Fulgura na ziemię, pilnuję, by nie upadł. Smok natychmiast zaczyna zwijać się z bólu i popiskiwać cicho. Dostrzegam na jego ciele długie cięcia. Nie wyglądają groźnie, powinien sobie z nimi poradzić eliksir uzdrawiający, ale chowaniec wyraźnie cierpi...
Nie czekając dłużej, biegnę do naszej groty, by przygotować medykamenty dla obu smoków. Odpowiednie składniki tym razem czekają na użycie w kącie jaskini, poukładane w skórzanych sakwach. Zrobienie eliksirów zajmuje mi tylko chwilę, mimo lekkiego drżenia palców. Przecież to takie proste. Kilka podstawowych ingrediencji, popularnych w całym Lesie... A chwilowy brak choćby jednego z nich mógłby zaważyć na życiu lub śmierci moich chowańców.
Gdy eliksiry są gotowe, biegnę z powrotem do smoków. Najpierw zajmuję się Fulgurem, który wciąż zasłania pysk łapą, jakby ze wstydem. Wygląda, jakby zastanawiał się, czy bardziej bolą go rany, czy urażona duma. Mimo powagi całej sytuacji, nie mogę powstrzymać się od uśmiechu. Wywar podaję również Celestii, na wszelki wypadek, choć nie wydaje się być poważnie ranna.
Smoczyca zrzuca mi pod stopy swoją sakwę na zdobycze z wyprawy. Upewniwszy się, że obojgu nic już nie zagraża, otwieram ją i zaczynam przetrząsać zawartość. Nic godnego uwagi, standardowe, choć nieodzowne składniki, trochę srebra...
Nagle z torby wypada mi na dłoń jakiś przedmiot. Jest srebrny, po chwili oględzin rozpoznaję w nim gemmę... Skąd wzięła się w sakwie Celestii? Czyżby zabrała ją któremuś z Hodowców?
Marszczę brwi, gotowa zrugać smoczycę i natychmiast kazać jej odnieść drogocenną ozdobę właścicielowi. Wtedy od płaskiego rubinu w centralnej części gemmy odbijają się promienie słońca, powoli znikającego już za horyzontem. Pod światło dostrzegam w nim żłobienia, układające się we wzór, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa herb. Nie znam go... Szybko zbieram wszystkie zdobycze z powrotem do torby i biegnę do jaskini, rzecz jasna z zamiarem przetrząśnięcia książek. Już dawno przekonałam się, że są najlepszym lekarstwem na mój brak doświadczenia.


* * *

- ... Hrabina de Vollar? Niemartwy? - kolejną godzinę przeglądając zapiski dotyczące Starego Cmentarza, wreszcie docieram do sedna sprawy. - Przecież mieliście nie zbliżać się do Strażników! - podnoszę wzrok znad kartki i patrzę z wyrzutem na najstarszą smoczycę. Celestia tylko prycha i zwraca pysk w stronę Fulgura.
Z mojej piersi wyrywa się ciche westchnięcie. Smok Elektryczności od powrotu z wyprawy leży zwinięty w kłębek w kącie groty, nawet się nie poruszając. Iskry, co pewien czas rozświetlające skórę, i rytmicznie unoszący się grzbiet, to jedyne znaki życia, jakie daje.
Strażnicy są potężnymi istotami, broniącymi smokom wstępu do pewnych rejonów wypraw. Tylko doświadczone w walce chowańce mają szansę na ich pokonanie... Do tej pory kategorycznie zabraniałam moim podopiecznym stawania z nimi w szranki - znacznie bardziej niż dodatkowy łup interesuje mnie bezpieczeństwo tych małych urwisów. Fulgur musiał przypadkiem rozjuszyć czymś Niemartwego, ale ostatecznie pokonała go Celestia... To pewnie dlatego jest taki markotny. Urażona duma, myślę z rozbawieniem.
Raz jeszcze zerkam na niewielki obrazek, pieczołowicie narysowany przez autora księgi. Strażnik do złudzenia przypomina ludzki szkielet... Którym zresztą, według opisu w księdze, rzeczywiście jest. Historia obłożonego klątwą rabusia grobów jest równie paskudna jak jego obecna forma. Wstrząsa mną dreszcz, gdy wyobrażam sobie, jak podobna kreatura porusza się i co gorsze, atakuje moje smoki.
- Nie ma tego złego... - mruczę pod nosem, odkładając wolumin na miejsce. Wyciągam z kieszeni płaszcza gemmę i raz jeszcze przyglądam się wyrzeźbionemu w szkarłatnym kamieniu wzorowi. Cóż, Hrabinie chyba się już nie przyda.
- Zdaje się, że zaczniesz częściej wyprawiać się na Cmentarz, Celestio - mówię do smoczycy, głaszcząc ją pieszczotliwie po pysku.
Błysk dumy w oczach podopiecznej sprawia, że wybucham radosnym śmiechem. 


<<  #2                                                                                                                              
Share:

7 komentarzy:

  1. Jak to jest bez sensacji, to boję się myśleć, jaką sensację wykombinujesz! Spotkanie z wrogiem na cmentarzu... no, no, dobrze, że nie jestem strachliwa.
    Dobrze napisany rozdział, nic nie wyłapałam, widać, że doskonalisz warsztat.
    Może zainteresuje Cię coś takiego? To nie mój target, ale Twój chyba tak.
    http://czwartastrona.pl/konkurs-literacki-czwarta-strona-fantastyki/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyprawa jak wyprawa, smoki to niesforne stworzenia, nie takie rzeczy wyprawiają po lasach i cmentarzach ;)
    Dziękuję pięknie za link, w wolnej chwili uważnie przestudiuję i zobaczymy czy coś się uda wykrzesać ^^
    ~ Scatty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konkurs na powieść? Nie... Zdecydowanie nie. Nie czuję się na siłach, by choćby myśleć o pisaniu powieści (nie mówiąc już o rzeczywistym jej pisaniu). Nie ten poziom, nie te umiejętności ;)
      ~ Scatty

      Usuń
    2. A mnie się wydaje, ze powinnaś spróbować. Z Amorionem właśnie. Masz już ładny kawałek, pociągnij dalej i wyjdzie całkiem zgrabna powieść. Kto nie ryzykuje, ten żyje wprawdzie bezpiecznie, ale za to nudno jak cholera.

      Usuń
    3. Amorion, ze swoim pożyczonym światem i postaciami mocno czerpiącymi z innych chyba nie przeszedłby w ogóle jako samodzielna powieść, pomijając wszystkie inne okoliczności... Na przykład takie jak ta, że wysłanie na konkurs zwykłego szorta kosztowało mnie kupę nerwów. Niestety, mimo najszczerszych chęci nie potrafię wyrobić w sobie przekonania, że mam szansę na tym etapie osiągnąć gdzieś jakiś większy sukces.

      Usuń
  3. A ja sugeruję, żebyś wróciła do Amorionu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amorion żyje i ma się dobrze, niebawem, ze względu na chwilę oddechu od obowiązków, powinien pojawić się dziesiąty rozdział ;)
      Nie chcę jednak, żeby stał się jedyną pisaną przeze mnie historią... A Smocze Opowieści to dość ciekawa perspektywa do ćwiczeń (w końcu smoki nie potrafią mówić) :)
      Tak więc - Cienia nie porzucę, ale im więcej poćwiczę, tym będzie lepszy.
      Liczę, że mimo wszysko inne posty też przypadają Ci do gustu, choć trochę ^^
      Pozdrawiam ciepło
      ~ Scatty

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!