czwartek, 2 kwietnia 2015

Opowiadanie: "Bursztyn" [cz. 2/4]

Od Autorki:
Dziś już 2 kwietnia, więc koniec z żartami. Tym razem zupełnie na poważnie przedstawiam drugą część "Bursztynu". Co myślicie? 
~ Scatty
__________________________________



Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w zamyśleniu spoglądał na morze. Z uwagą obserwował, jak nagle zebrały się nad nim burzowe chmury, a chwilę później, jak gdyby nigdy nic, rozjaśniło je słońce.
Ciekawe, pomyślał, mechanicznie gładząc idealny podbródek bladą dłonią. Bogini Jurata musi mieć... Interesujący dzień.
Perkun, bóg niebios, zsunął się ze skały na suchy piasek. Zamierzał złożyć królowej morza niezapowiedzianą wizytę, jak to ostatnio miał w zwyczaju. Jurata była naprawdę piękna, zarówno w postaci syreny, jak i człowieka. Gromowładca nie przegapiał żadnej okazji, by ją spotkać.
Spokojnym krokiem wszedł do wody. Zapewne była lodowato zimna, ale on, jako bóstwo, nie odczuwał tak prozaicznych niedogodności jak chłód. Był nieśmiertelny. Potężny. Słabości ciała były domeną ludzi, tych marnych, nic nie znaczących istot o życiu równie krótkim i bezsensownym jak byt pszczoły. Chociaż nie. Pszczoły były przecież pożyteczne.
Po pewnym czasie wędrówki morskim dnem, Perkun dotarł do ogromnej bramy, w całości wykonanej z bursztynu. Pręty połyskiwały lekko w promieniach słońca, rzucając na okolicę łagodny, złoty blask. Wrota otworzyły się pod jego dotknięciem. Zaraz za nimi oczom boga ukazał się niewiarygodny widok.
Ogród. Ale nie zwykły przydomowy ogródek, jakich pełno jest w ludzkich wioskach. Był to ogród królewski. W dodatku należący do Królowej Bałtyku.
Na niemal każdym wolnym skrawku przestrzeni z piaskowego dna wyrastały rośliny. Ogromne kępy trawy morskiej i pospolite ciemnozielone algi nie były tu jednak jedyną atrakcją: gdzie nie spojrzeć, wzrok przyciągały liczone w dziesiątkach, jeśli nie setkach, gatunki glonów, od brunatnych, przez intensywnie szkarłatne, aż po jaskrawozielone, od całkiem niewielkich, po sięgające połowy wzrostu człowieka. Gdzieniegdzie wybijały się ponad nie rozgałęzione kształty olbrzymich morszczynów, rozmiarami przypominających zwykłe drzewa lądowe. Tu i ówdzie mniejsze gatunki alg tworzyły rozległe połacie zieleni lub brązów, do złudzenia przypominające ludzkie pola uprawne. Wąskie ścieżki, po obu stronach wyłożone wygładzonymi przez morskie fale otoczakami, wiły się wśród piaskowych lub kamienistych wydm, łączyły się ze sobą i krzyżowały, nieustannie klucząc i grożąc zagubieniem w tym podmorskim labiryncie. W gąszczu roślinności nieustannie coś się poruszało: to małe meduzy, to skorupiaki, to znów ławice niewielkich kolorowych rybek. Cały ogród zaś skąpany był w tajemniczej, zielonkawo-złotej i nieustannie migoczącej poświacie, nadawanej przez przebijające się przez wodę promienie słońca.
Gromowładca nie zwracał jednak uwagi na niewątpliwe piękno tego miejsca. Szybkim krokiem skierował się najszerszą i najmniej krętą ścieżką, odchodzącą od bramy i oznaczoną nie zwykłymi kamieniami, a dużymi bryłami bursztynu. Bywał tu wiele razy, ale nigdy nie naszła go ochota, by przespacerować się po ogrodach dla czystej przyjemności patrzenia na zgromadzone tu cudy natury. Od podmorskich dziwów wolał czyste przestworza nieba, urzekający taniec kłębów pary nadających coraz to nowe kształty chmurom, niebezpieczny wdzięk tworzących się wyładowań. To tam był panem i władcą.
Ogród był niezwykle rozległy - z miejsca, w którym znajdowała się brama, nawet mimo niezwykle czystej wody, nie było nawet widać pałacu - toteż przejście go w całości zajęło Perkunowi niemalże tyle samo czasu, co dojście na dno morza. W końcu jednak stanął przed najwspanialszym budynkiem, jaki było mu dane oglądać. Rzecz jasna, za wyjątkiem jego własnego pałacu.
Bursztynowy Pałac, siedziba Juraty, był w całości wykonany ze szlachetnego kruszcu. Jak udało się spoić poszczególne fragmenty jego architektury, do dzisiaj pozostawało pilnie strzeżoną tajemnicą bogini. Na budowlę składały się filigranowe wieżyczki o spadzistych stożkowatych dachach, liczne łuki i krużganki, a do głównego wejścia prowadził bogato zdobiony most, przerzucony nad naturalnym skalistym rowem. Promienie słońca załamywały się i odbijały od poszczególnych elementów podobnie jak na bramie ogrodu, z tą różnicą, że tutaj efekt był znacznie zwielokrotniony. Pałac błyszczał jakby sam był niewielkim słońcem, które po całodziennej wędrówce ze Wschodu skryło się wreszcie w wodach Bałtyku, by przeczekać noc.
Perkun, śmiało acz dostojnie, podszedł do wrót i trzykrotnie zastukał bursztynową kołatką rzeźbioną w motyw fal. Te niemal natychmiast się otworzyły, ukazując bogate wnętrze i syrenę, o włosach brunatnych jak niektóre glony w ogrodzie i poważnych oczach.
- Chcę widzieć się z Królową - zakomunikował władczo, patrząc na nimfę z wyższością. Strażniczka schyliła szybko głowę w głębokim ukłonie, ale nie dość szybko, by władca burzy nie dostrzegł nagłego przestrachu w jej spojrzeniu. - Prowadź - rozkazał.
- Tak jest, Panie - odpowiedziała natychmiast syrena, po czym popłynęła wgłąb znajdującego się za drzwiami korytarza.

*

- Przykro mi, Wasza Wysokość. Bogini nie przyjmuje dziś żadnych wizyt - w spokojnym głosie kolejnej z poddanych Juraty słychać było wyraźne napięcie.
- Powiedziałem, że chcę się z nią widzieć - wycedził Perkun, mierząc nimfę lodowatym spojrzeniem. - Jestem pewien, że nie odmówi, kiedy powiesz jej, kto przyszedł - dodał, za wszelką cenę starając się powściągnąć gniew. Wiedział dobrze, jak reaguje Jurata, kiedy uzna, że źle traktuje się jej poddanych.
Nimfa milczała przez dłuższą chwilę.
- Oczywiście, mój Panie - odrzekła w końcu, po czym bez słowa zniknęła za drzwiami komnaty.
Chwilę później bez słowa wróciła i otworzyła przed nim drzwi do sali audiencyjnej. Perkun skinął syrenie głową z tryumfalnym wyrazem twarzy i ruszył na spotkanie z królową.


***

Kiedy tylko za Perkunem zamknęły się wrota, Jurata westchnęła z ulgą. Bóg niebios zawsze zachowywał się wobec niej nieco… Nachalnie. A nawet bardziej niż nieco. Był też niezwykle arogancki, jak przystało na króla wszystkich bogów. W zasadzie czuła się przy nim jak wiejska dziewka, do której zaleca się możnowładca.
Perkun nigdy nie ukrywał swych intencji względem jej osoby. Jurata nie miała jednak najmniejszego zamiaru zostawać żoną gromowładcy. Najważniejsze było dla niej teraz królestwo.
Spojrzała na pozostawiony przez boga podarek: fiolkę wypełnioną Zachodnim Wiatrem. Jurata doskonale zdawała sobie sprawę, że zdobycie go graniczyło z cudem. Perkun wyraźnie chciał jej zaimponować.
Co jednak zrobiłby władna niebios, gdyby otwarcie mu odmówiła? Oczywiście, wściekłby się i zemścił… Bogini była przekonana, że nie pozostałoby to bez konsekwencji dla jej ukochanego Bałtyku. Dlatego też nieustannie sygnalizowała Perkunowi, że jest skłonna propozycję przyjąć, wciąż jednak się waha. To utrzymywało go na dystans. Czekał, jak na niego dość cierpliwie.
Jurata nie była tylko pewna, przez ile jeszcze uda jej się utrzymać ten stan rzeczy.

***

W wodzie obok łódki coś się poruszyło.
Kastytis zamarł na moment i przyjrzał się uważnie najbliższej okolicy. Nic. Był jednak pewien, że mu się nie zdawało. Coś załamało falę w pobliżu, po czym natychmiast zanurkowało z powrotem w głębinę. Już miał wrócić do sieci w nadziei, że jednak mu się przywidziało, gdy zobaczył to ponownie. I wcale nie spodobało mu się to, co widział.
Nieopodal łódki pływał rekin.
Rybak poznał go, rzecz jasna, po charakterystycznej płetwie grzbietowej. Drapieżnik, tym razem wcale się z tym nie kryjąc, zaczął zataczać kręgi wokół łodzi Kastytisa.
Po chwili dołączył do niego drugi.
Pływały w dokładnie tym samym tempie, zataczając idealne, nienaturalne wręcz koła kilka metrów od niego.
Kastytis nie mógł nie rozpamiętywać w tej chwili wszystkich zasłyszanych w dzieciństwie opowieści o krwiożerczych drapieżnikach, polujących na samotnych rybaków zapuszczających się zbyt daleko na ich terytoria.
Wtem z wody, w kręgu nieco szerszym niż ten zataczany przez rekiny, wychynęło siedem pięknych dziewcząt. Wszystkie trzymały w dłoniach halabardy.
- Rybaku! - zawołała jedna z nich, o włosach w kolorze piasku. - Wypływając na Kresy naruszyłeś odwieczne prawa rządzące Bałtykiem! - głos nieznajomej brzmiał naprawdę groźnie, mimo niepozornego wyglądu samej mówiącej, za to w absolutnej zgodzie z wyglądem jej halabardy. - Obudziłeś gniew królowej tych mórz! Za karę…
- Zaraz, chwileczkę - przerwał jej Kastytis, nagle zły. - Królowej? Jakiej królowej? Te wody nie należą do nikogo. Każdy ma prawo tu pływać. Jeśli waszej królowej naprawdę wadzi moja obecność, niech pofatyguje się osobiście - młodzieńca oburzyła myśl, że rzekoma władczyni wysługuje się tymi biednymi dziewczętami. Nabrał przekonania, że jest to tyranka, której nie należy ulegać, by nie narobiła więcej szkód niż dotychczas.
Mówiąca zamarła, wpatrując się w niego z oczami pełnymi z zdumienia. Przez chwilę wyglądała, jakby zamierzała coś powiedzieć, najwyraźniej jednak rozmyśliła się, bo skinęła tylko na towarzyszki i zniknęła pod wodą. Chwilę potem to samo zrobiły pozostałe dziewczęta.
I rekiny.
Share:

2 komentarze:

  1. Świetny, lekki tekst. Nie trzeba główkować nad tym, co się dzieje, ani wysilać wyobraźni, by zobaczyć miejsca, bo wszystko widac od razu po przeczytaniu barwnych opisów. No i te ilustracje bardzo ładne! :D Czekam na część trzecią. Szkoda, że połowa już za mną :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć :)
      Ilustracje nie były wykonywane przeze mnie, znalazłam je na stronie poświęconej legendzie... Ale bardzo mi pomogły przy pisaniu, szczególnie opisu Bursztynowego Pałacu ^^
      Pozdrawiam
      ~ Scatty

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!