sobota, 10 stycznia 2015

Cień Amorionu #8

- Wycisz się. Pamiętaj: nie zabija się pod wpływem emocji. Nigdy. Możesz kogoś nienawidzić, możesz mu współczuć lub kochać go nad życie. Ale w momencie, gdy unosisz sztylet, gdy stajesz do walki, masz nie czuć absolutnie NIC. Nieważne, czy będziesz potem skakać z radości, czy rzygać z obrzydzenia do siebie. W chwili, w której ofiara umiera, nie masz prawa do żadnej emocji. I nie chodzi tu o twój psychiczny komfort. Jesteś to winna im, przede wszystkim im.

*

Nie spodziewała się, że będzie łatwo. Dharn nie mógł być głupi. Skoro wiedział, że ma umrzeć, z pewnością się przygotował, jakoś zabezpieczył... I faktycznie, kiedy kolejnej nocy znalazła się na terenie posesji, krążyli tam strażnicy.
Nie na darmo jednak nazywano ją Cieniem.
Przemykała za plecami wojskowych w miejscach ukrytych przed bladym światłem księżyca, tam, gdzie mogła zniknąć, zatonąć w mroku i stać się zjawą.
Cień był jej żywiołem...
A ona była Cieniem.

Komnata nie zmieniła się od jej ostatniej wizyty. Nawet cisowa szkatułka zniknęła z miejsca, w którym ja zostawiła. Jakby nigdy jej tu nie było...
I może tak powinno zostać.
Za późno jednak było na wątpliwości, za późno na wahanie. Teraz była tylko ona i jej zadanie.
Jej ofiara.

Nathaniel Dharn... Spał. Zastanawiała się, jak to możliwe... Przecież wiedział, że ktoś na niego poluje, może nawet domyślał się, kto. Czemu tak się narażał?
Porzuciwszy wątpliwości, wysunęła z pochwy sztylet. Runy wyryte na ostrzu zalśniły w mdłym świetle oliwnej lampki. W skupieniu wyciągnęła dłoń, pochyliła się lekko, przystawiła broń do gardła człowieka, którego jeszcze minutę temu nienawidziła z całego serca.
Teraz...
Teraz nie czuła już nic.
Ostrze oparło się delikatnie o skórę szyi, a Nathaniel Dharn otworzył oczy.
A potem się uśmiechnął.
- Czekałem na ciebie, Cieniu - powiedział cicho, a ona przez krótką chwilę nie była w stanie trzeźwo myśleć. Dlaczego powiedział to takim tonem, jakby... Jakby nie mógł się doczekać aż przyjdzie?
Nathaniel poruszył się lekko. Wiedziona nieuzasadnionym instynktem, a może tym dziwnym błyskiem w jego oczach, cofnęła gwałtownie rękę i przykucnęła, pochylając się lekko do przodu. Nad jej głową świsnęła przypominająca kształtem kostur lub kij żelazna sztaba, która właśnie szykowała się, by przerobić jej kości na miazgę. Kiedy się wyprostowała, Dharn stał już po drugiej stronie łoża, spoglądając na nią spomiędzy rozsuniętych lekko kotar.
- Udało ci się. No, no... Jestem pod wrażeniem - uśmiechnął się drwiąco. Tym razem nie krył ruchu ręką, kostur zaświszczał złowrogo.
- Jesteś magiem. No, no... Jestem pod wrażeniem - odparła beznamiętnie, uchylając się przed ciosem.
Zaśmiał się cicho w odpowiedzi.
- Plotki o tobie nie były przesadzone... - Zagadkowe spojrzenie Dharna raczej nie wróżyło niczego dobrego, ale nie zastanawiała się nad tym. W jej dłoni już znajdował się miecz, już parowała coraz częściej sypiące się uderzenia. Nathaniel nie próżnował, długi kawał żelastwa raz po raz atakował ją z prędkością, której nie powstydziłby się niejeden doskonały szermierz. Bała się przyjmować na miecz cały ciężar ciosów, w obawie przed uszkodzeniem klingi, ograniczała się więc do zmieniania toru lotu sztaby.
Nie mogła jednak walczyć w nieskończoność z fruwającym kawałkiem metalu.
Zerknęła na Dharna. Uśmiechał się nieprzyjemnie, walka nie wymagała od niego najwyraźniej żadnego wysiłku. Zaklęła w myślach. Musiała coś wymyślić, zanim padnie tu z wycieńczenia...
Nagły ból w łydkach zaskoczył ją do tego stopnia, że nie zdołała utrzymać równowagi. Kolana ugięły się pod nią i moment później leżała, wsparta na łokciach o miękki dywan. Broni nie wypuściła.
Nathaniel, jak się okazało, ani myślał zmarnować takiej szansy, żelazny kostur już pędził w kierunku jej żeber. Przetoczyła się w bok, cios minął jej brzuch o włos, trafiając ramię tuż nad łokciem. Zalała ją fala bólu. Przerażająco wyraźny, jakby zwielokrotniony, usłyszała też chrzęst miażdżonej kości. Na wpół oślepiona przez ból, ledwie zdołała unieść miecz, by sparować kolejne uderzenie. Z nielichym hukiem zsunęło się na podłogę. Odgłosu nie był w stanie zagłuszyć nawet gruby dywan.
- Po co ten upór, Cieniu? - zaśmiał się Dharn. Niemal serdecznie. - Oboje wiemy, że nie masz szans na wygranie tej walki... Nawet cienia szansy - zachichotał z własnego dowcipu.
Zobaczymy, pomyślała. Zacisnęła zęby by dać upust bólowi, po czym jednym płynnym ruchem podniosła się z podłogi, natychmiast wykonując półobrót, by uniknąć wyjątkowo silnego ciosu. Jej lewa ręka zwisała bezwładnie przy boku, bezużyteczna.
Tym razem nie ograniczała się do parowania ataków. Krok za krokiem przesuwała się w kierunku Dharna, każdą sposobność wykorzystywała do tego, by okrążyć dzielące ich łoże i zyskać pole do manewru.
Czy to dzięki determinacji, czy też sięganiu ku nowym, niedostępnym jej dotychczas pokładom sił, dość, że jej ruchy na powrót stały się płynne. Ból w ramieniu otrzeźwiał ją, nie pozwalał rozproszyć myśli, stale przypominając o tym, co stanie się z jej ciałem, jeśli choć na moment straci koncentrację. W całości poświęciła się walce... Po raz pierwszy od dawna rzeczywiście walczyła o życie. Nie miała nic do stracenia.
Zupełnie niespodziewanie Dharn wymierzył znacznie mocniejszy niż poprzednie cios, rozpościerając przy tym kierujące kosturem ręce. Z niejakim bólem w sercu przyjęła całą siłę ciosu na miecz, zamiast go unikać. Uderzenie wywołało gwałtowny ból w przeciążonym nadgarstku. Wbrew wszystkim wytrenowanym odruchom rozluźniła palce, upuszczając broń na podłogę.
Zwolniona dłoń błyskawicznie znalazła się przy pasku, mgnienie oka później trzymała w niej nóż. Przyklękła, wycelowała. Przez chwilę patrzyła, jak wiruje w powietrzu. Wydawało jej się, że trwa to całą wieczność, choć nie minęła nawet sekunda...
Nie tylko ona miała jednak dobry refleks. Nathaniel nie dał się całkowicie zaskoczyć, wymierzony prosto w jego serce rzut znalazł swój finał w okolicy stawu barkowego. Zszokowana, przez chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w sterczącą z jego ciała niewielką rękojeść. Twarz Dharna wykrzywił wyraz wściekłości.
Uchylić się przed wymierzonym w jej skroń ciosem już nie zdążyła. Dotarł do niej tylko głuchy huk, po czym zapadła ciemność.


<<  #7                                                                                                                              #9  >>
Share:

5 komentarzy:

  1. Przerwać w takim momencie to sadyzm! Jak można tak robić?!
    Rozdział doskonały, dynamiczny, scena walki opisana bardzo plastycznie, widzi się tę sztabę i wirujący miecz.
    Mam tylko dwie uwagi.
    Sformułowanie: "Wiedziona nieuzasadnionym instynktem" niezbyt mnie przekonuje, wydaje mi się, że wręcz przeciwnie, ten instynkt był jak najbardziej uzasadniony. Przecież spodziewała się jakiegoś paskudnego podstępu.
    A drugie, to sztaba "która właśnie szykowała się"... Ładnie by było, gdyby:
    "Nad jej głową świsnęła przypominająca kształtem kostur lub kij żelazna sztaba, szykując się, by przerobić jej kości na miazgę."
    To by było na tyle.
    Czekam na więcej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, od razu sadyzm. Ty jesteś w tym mistrzynią, powinnaś doskonale mnie rozumieć ;)
      Dzięki za uwagi. Może faktycznie niezbyt fortunne określenia... Cóż, nie mogę zrobić nic więcej prócz tego, że postaram się podobne eliminować.
      ~ Scatty

      Usuń
    2. Haniu, dawno cię u mnie nie było. Co to ma znaczyć?!

      Usuń
  2. Spodziewałam się nieco większego patosu przed walką, jednak całość wyszła bardzo przyzwoicie. Całkiem efektownie opisujesz starcia; nawet nie zauważyłam, kiedy doszłam do końca tekstu.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!