środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt!

Od Autorki:
Opowiadanie zainspirowane szalenie irytującym Mikołajem z bajki o czerwononosym Reniferze Rudolfie... Uwaga: zawiera sporą ilość wulgaryzmów i dość drastyczne sceny.
Mam też przyjemność powiadomić, że tekst (najprawdopodobniej) ukaże się w najbliższym numerze młodzieżowego miesięcznika popularnonaukowego Nowy Olimp! To moja pierwsza publikacja w jakimkolwiek niezależnym tworze - i oby nie ostatnia! Liczę na stałą współpracę z magazynem i już teraz zapraszam Was do lektury, tak mojego tekstu, jak i pozostałych publikowanych - premiera już 1 stycznia Nowego Roku!




Coraz bliżej Święta...
 

- Szefie...?
- Czego?
- Bo widzi szef, mamy taki problem…
- No?
- Statystyki poszły w dół. Mamy o połowę mniejsze obroty, niż jeszcze dziesięć lat temu, i wciąż spadają… Jak tak dalej pójdzie, to nas zamkną.
- I co z tego? Niech sobie zamykają. Mam to głęboko w...
- Ale szefie…
- CZEGO.
- Wytyczne, z samej góry… Mówią, że jak nie zwiększymy produkcji, to całą tę fabrykę szlag trafi i tyle będzie z dofinansowa…
- To zrób coś z tym, a nie dupę zawracasz!
W pokoju rozległ się głośny trzask, po czym interkom zamilkł, razem z płynącym z niego gorzkim głosem rozsądku.
Ze szczątków urządzenia uniosła się niewielka smużka dymu, mieszając się niepostrzeżenie ze słodko pachnącymi oparami wypełniającymi całą resztę gabinetu.

***


Niewielka, mierząca nieco ponad metr istota, lekko kulejąc wyszła na szeroki korytarz i zamknęła za sobą trzykrotnie od niej wyższe drzwi. Z ulgą powitała panującą tu ciszę, uwalniając szpiczaste uszy od drażniącego dźwięku pojękiwań bólu.
Kiedy tylko pomyślała o innych, wciąż leżących w prowizorycznym szpitalu elfach i skrzatach, jej duże oczy zaszkliły się łzami. Sama miała szczęście, że tak szybko udało jej się wrócić do względnego zdrowia, ale inni…
- Milaine? Hej, Milaine!
Elfka obróciła się, słysząc gdzieś po prawej znajomy głos, i uśmiechnęła się promiennie na widok jego właściciela.
- Aksel! Co ty tu robisz? Chyba nie…? - Chwilową radość w jej głosie zastąpił niepokój, gdy uważnie zmierzyła skrzata wzrokiem.
- Nie, ze mną wszystko w porządku. Jeszcze - skrzywił się lekko Aksel. - Przyszedłem sprawdzić co z Finnem. Potrzebuję pomocy na linii produkcyjnej, jest nas tam tylko dwoje…
- Na Finna nie licz - odpowiedziała ze smutkiem elfka. - Nie wyjdzie ze szpitala jeszcze przynajmniej przez tydzień. Wciąż jest nieprzytomny po tym jak… - urwała raptownie, a jej szarobłękitne oczy znów przesłoniła mgiełka łez.
- Hej… Nie płacz. Poradzimy sobie, jasne? - Aksel objął przyjaciółkę i pogłaskał ją po plecach swoją niewielką dłonią. Był niższy od elfki prawie o głowę, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało. W końcu był skrzatem. - Wymyślimy coś. Do Gwiazdki jeszcze dwa tygodnie. Obiecuję ci, że wszystko się ułoży… - mówił do niej uspokajająco, a ona prawie mu uwierzyła.
- Dzięki, Aksel - zmusiła się do krzywego uśmiechu i pociągnęła nosem. Poprawiła swoją niebieską wełnianą czapkę, chowając pod nią niesforny kosmyk jasnych włosów. - Wiesz… Chyba już pójdę. Obiecałam, że jak tylko będę mogła, pomogę sekcji pakującej…
- Jasne, idź - uśmiechnął się pocieszająco skrzat. Milaine odeszła korytarzem, po raz ostatni ocierając dłonią oczy.
Aksel patrzył za nią przez chwilę. Przemilczał fakt, że sekcja pakująca znajdowała się w zgoła przeciwnym kierunku do tego obranego przez elfkę.


***


Milaine westchnęła smutno, z niewielkiej galeryjki spoglądając na halę produkcyjną Fabryki Zabawek im. Św. Mikołaja z Miry. Niemal połowa stanowisk pracowniczych świeciła pustkami, a ci nieliczni kręcący się między maszynami robotnicy sprawiali wrażenie całkowicie wypranych z radości życia. Byli duchami, cieniami dawnych siebie. Jeszcze sto lat temu bez przerwy widać tu było posyłane sobie wzajemnie uśmiechy, wesołe pozdrowienia, chichoty. A teraz? Teraz wszystko było takie... Szare. Smutne. Przepełnione bólem, goryczą i niechęcią.
Co się z nami stało?, pomyślała, wodząc wzrokiem od jednej znajomej twarzy do kolejnej. Elfia, skrzacia... Bez różnicy. Na każdej z nich gościł ten sam wyraz bezradności i cierpienia.
Milaine znała odpowiedź na swoje pytanie.
Jej wzrok odruchowo pomknął ku ogromnym podwójnym drzwiom na końcu hali, ale szybko go odwróciła. Nie chciała tam patrzeć, nie chciała myśleć o tym, którego gabinet znajdował się za nimi, ledwie kilka zakrętów korytarza dalej. Którego kiedyś wszyscy, łącznie z nią, darzyli miłością i szczerym oddaniem... A teraz na równi nienawidzili i panicznie się go bali.
Nie chciała też, by te drzwi się otworzyły.


***
Ktoś krzyczał.
Aksel słyszał to wyraźnie, kiedy szybkim krokiem przecinał korytarz. Chciał udawać, że nie słyszy, jak wszyscy, ale tym razem coś było... inaczej.
Albo czułe ucho skrzata zaczęło nagle szwankować, albo w tym głosie słyszał nie wściekłość, a... Ból?
Zatrzymał się odruchowo i spojrzał na drzwi, zza których dochodziły go krzyki, występujące w akompaniamencie trzasków, brzęków i uderzeń. Były uchylone. Niewiele, raptem centymetr, może dwa... Aksel nie mógł się jednak powstrzymać i ostrożnie zajrzał do środka przez szparę.
Siedzący przy ogromnym biurku mężczyzna był wrakiem człowieka. Szczupły, by nie powiedzieć wymizerowany, ani trochę nie emanował ani tą zwyczajową pewnością siebie, ani częstą ostatnimi czasy agresją i nienawiścią. Aksel nie mógł oderwać rozszerzonych ze zdumienia oczu od tego widoku, a jednocześnie nigdy, w całym swoim długim skrzacim życiu, nie pragnął niczego bardziej, niż uciec stamtąd najszybciej, jak się da.
- PIERDOLĘ TĘ ROBOTĘ!!! - krzyknął Święty Mikołaj, rzucając ostatnim leżącym w pobliżu przedmiotem (którym, jak spostrzegł Aksel, był kryształowy przycisk do papieru w kształcie choinki). Kiedy zorientował się, że nie ma już czego niszczyć, mężczyzna ukrył twarz w dłoniach. Po chwili jego ciałem wstrząsnął szloch. - Dlaczego...? - jęknął niewyraźnie. Podsłuchujący skrzat musiał zdrowo nadstawić uszu, by rozróżnić słowa. - Co ja ci takiego zrobiłem..? STARAŁEM SIĘ. Byłem dobrym człowiekiem. Zostałem nawet, kurwa mać, biskupem! BISKUPEM! A ty co?! Zesłałeś mnie na ten pierdolony Biegun... Z tymi cholernymi elfami... Każąc produkować ZABAWKI? Od siedemnastu pieprzonych wieków tkwię tu SAM, nie licząc bandy zakłamanych krasnali... Bo co? Bo pomogłem kilku kurwom?! To ma być moja nagroda?! - Krzyki to przybierały na sile, to cichły, a Aksel chciał się cofnąć, odwrócić i uciec, chciał zapomnieć co usłyszał, nie mógł znieść tej rozpaczy, bo przecież...
Przecież nie da się nienawidzić człowieka, który tak mocno cierpi.
- One już nawet we mnie nie wierzą - dobiegł go jeszcze szept. Po raz ostatni spojrzał na swojego szefa. I zmartwiał z przerażenia, bo w tym samym momencie Mikołaj podniósł wzrok na drzwi gabinetu. Ich spojrzenia spotkały się. Aksel, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, wyraźnie widział emocje przewijające się przez twarz Świętego... Szok, strach. I wściekłość.
Nogi Aksela zdecydowały za niego. Skrzat czmychnął spod drzwi i pobiegł korytarzem, modląc się w duchu, żeby przełożony jeszcze choć przez chwilę był zbyt zdumiony, by ruszyć się z miejsca. Trzask otwieranych gwałtownie drzwi usłyszał ledwie sekundę po tym, jak dopadł załomu korytarza i popędził w stronę hali produkcyjnej.


***


Serce Milaine podskoczyło i zatrzepotało, kiedy budzące jej strach drzwi otworzyły się raptownie, natychmiast jednak zganiła się w duchu za tę słabość. Uśmiechnęła się za to pod nosem, kiedy zobaczyła w nich Aksela.
Pewnie znowu przysnął na przerwie, pomyślała, wodząc za przyjacielem wzrokiem. Wydawał się mocno czymś przestraszony.
Zamarła, gdy do jej uszu, przybliżając się nieubłaganie wraz z Akselem, dobiegł pełen wściekłości ryk. Tylko nie to…
Jej najgorsze obawy potwierdziły się, gdy zobaczyła źródło tego dźwięku.
Niewiele myśląc, zaczęła biec.


***


- KTÓRY TO?! - krzyknął Święty Mikołaj, stając w drzwiach hali. Przekrwione oczy płonęły żądzą mordu, rozwiane siwe włosy i broda potęgowały tylko goszczące na twarzy szaleństwo. Był wcieleniem czystej furii.
Aksel zdążył tymczasem dobiec do najbliższej grupy elfów i wmieszać się w tłum.
- WYŁAŹ, MAŁY SKURWYSYNU!!!
Elfy dzielnie udawały, że żaden przerażony do granic możliwości skrzat nie wpadł przed momentem pomiędzy nie, i spoglądały tylko na szefa z mieszaniną zaskoczenia i strachu. Ze znaczną przewagą tego drugiego.
- NOGI CI Z DUPY POWYRYWAM, SKARLAŁY OBESRAŃCU! WYŁAŹ, ALBO WSZYSTKIE TE KRASNALE KOLEJNO WYCHŁOSZCZĘ BATEM!
Zupełnie jakby któryś z pracowników mógł o nim zapomnieć, Mikołaj wydobył zza paska swój, nieodłączny ostatnio, bicz z mocnej, czarnej skóry. Trzasnął nim raz i drugi, o włos zaledwie mijając stojące najbliżej niego dwie skrzatki. Z każdym machnięciem robił krok do przodu, zmuszając swoje podwładne do cofania się w kierunku ściany.
Aksel nie mógł dłużej patrzeć na ich przerażone twarze.
- Nie! Stój! - zawołał. Mikołaj spojrzał w jego stronę, ale nie mógł zlokalizować źródła głosu, póki Aksel stał wśród kolegów. Wystąpił spomiędzy nich. Trochę trzęsły mu się nogi, ale głos miał spokojny. - To mnie szukasz - powiedział głośno. Tym razem szef zauważył go z pewnością, bo w jego oczy natychmiast wlały się nowe pokłady nienawiści.
- Tak, widziałem cię - mówił Aksel. Słowa popłynęły same. Nie obchodziło go już, czy Mikołaj go wysłucha, czy nie. Miał w nosie, że pewnie zatłucze go na śmierć gdy tylko skończy, albo zostawi poza fabryką na pożarcie wilkom lub śmierć z głodu. Nie przejmował się już tym, że słucha go cała hala. - Słyszałem, co mówiłeś. I wiesz co? Nawet mi ciebie żal. Jesteś tylko żałosnym tchórzem, który nie potrafi przyjąć na siebie odpowiedzialności, którego nie stać na nic, prócz udawania, że problem nie istnieje - Z każdym słowem Aksel nabierał pewności, że robi to, co powinien. Mimowolnie podniósł nieco głos, na twarz wpłynęły mu rumieńce. - Wyżywasz się na nas, bo jesteś podłym, zakłamanym hipokrytą! Nie zasługujesz na tę fabrykę, nie zasługujesz NA NICH! - Zatoczył ręką po hali, gestem obejmując wszystkie obecne elfy i skrzaty. - Możesz zrobić ze mną co chcesz - dodał po chwili, już znacznie ciszej, tak że słyszała go raptem garstka stojących najbliżej. - Ale i tak wiem, że jedyne co robisz, to zagłuszasz swój własny strach.
Zapadła martwa cisza. Mikołaj stał przez chwilę bez ruchu, a jego podniesiona ręka wyglądałaby dość komicznie, gdyby nie to, że wciąż ściskała bicz. Na twarz Świętego wpłynął powoli, jeszcze intensywniejszy niż kiedy wpadł do hali, rumieniec wściekłości.
- Ty mały, kłamliwy… JA CI, KURWA, DAM! - ryknął Mikołaj, momentalnie znajdując się przy Akselu. Zaświszczał bat, skrzat odruchowo zasłonił się ręką. Palący ból na chwilę odebrał mu świadomość. Przełożony ani nie myślał przestać, uderzał raz za razem, bez krzty litości. Nie minęła minuta, a skrzat nie potrafił już znaleźć na ciele zbyt wielu miejsc, które nie płonęłyby żywym ogniem po zetknięciu ze skórą bata. Ledwo trzymał się na nogach.
Nagle wszystko ustało, ale Aksel nie łudził się, że Mikołaj opamiętał się i daruje mu życie. Podniósł wzrok. Puchnąca szybko wokół oka skóra skutecznie ograniczała jego pole widzenia, ale zdołał dostrzec, jak Święty odrzuca bat i unosi okrytą rękawicą pięść. Nie miał już siły się bronić, nie chciał. Po cichu liczył na to, że zemdleje i więcej nic nie poczuje. Starannie wymierzony cios trafił go w bok głowy. Aksel upadł, zachowując ledwie tyle przytomności umysłu, by wyciągnąć rękę.
- AKSEL! - przerażony głos wdarł się gwałtownie w chaotyczne myśli skrzata, wyrywając z otępienia. Milaine... Chciał jej powiedzieć żeby milczała, żeby uciekała. Naprawdę chciał... Z jego gardła nie wydobył się jednak żaden odgłos, nie potrafił zmusić go do posłuszeństwa.
Mikołaj nie zwrócił uwagi na elfkę. Z pałającymi ogniem wściekłości oczami podniósł obutą w ciężki but nogę.


***


Milaine biegła tak szybko, jak jeszcze nigdy w życiu, ale wejście znajdowało się daleko, zbyt daleko, by mogła zdążyć…
Nie do końca wykurowana noga dawała się we znaki. Elfka potknęła się na schodach, nie złapała równowagi. Przez chwilę nie wiedziała gdzie góra, a gdzie dół, boleśnie uderzała o stopnie różnymi częściami ciała. Zatrzymała się na samym dole, ale nie traciła czasu, natychmiast poderwała się i, kulejąc jeszcze bardziej niż jeszcze moment temu, pobiegła na halę.
Wbiegła w momencie, kiedy Aksel kończył swoją przemowę. Zatrzymała ją dopiero grupka skrzatek, które stały najbliżej. Usłyszała ostatnie zdanie, ale była zbyt przerażona, by pojąć jego sens. Spróbowała przepchnąć się obok współpracowniczek.
- Stój, głupia! Nie widzisz, że znowu wpadł w szał? - syknęła jedna z nich. Milaine patrzyła bezradnie, jak jej przyjaciel jest bity niemal do nieprzytomności przez człowieka, który jeszcze tak niedawno nie skrzywdziłby muchy.
To nie może być prawda, pomyślała z rozpaczą.
- AKSEL! - krzyknęła w akcie desperacji. Może Mikołaj odwróci się, skieruje swój gniew na nią…
Żadna z jej nadziei się nie spełniła. Święty bez nawet odrobiny litości w oczach podniósł nogę z zamiarem przygwożdżenia Aksela do podłogi ciężkim buciorem...
Po czym ją opuścił.
Z gardła Milaine wyrwał się dźwięk, o który sama nigdy by siebie nie posądziła. Krzyczała i szarpała się, dopóki przytrzymujące ją skrzatki nie odpuściły i nie pozwoliły jej przejść. Natychmiast rzuciła się w kierunku przyjaciela, przypadając do niego mimo dotkliwego bólu w nodze. Święty Mikołaj wpatrywał się w nieruchome ciało jej towarzysza z dziwną mieszanką satysfakcji i oszołomienia, ale nie zwracała na to uwagi. Ostrożnie położyła sobie głowę przyjaciela na kolanach, sprawdziła, czy oddycha.
Nie oddychał.
- Nie… - jęknęła cicho. Jej oczy wypełniły się łzami, ale tym razem nie próbowała ich powstrzymywać. Pozwoliła im płynąć, w nadziei, że w jakiś sposób wypełni to wielką wyrwę, która właśnie powstała w jej sercu. Nie zauważyła nawet, kiedy zaczęła delikatnie się kołysać, jakby chciała ukołysać przyjaciela do snu.


***


Noc. Dookoła prószy śnieg. Białe, puchate gwiazdki zderzają się ze sobą i wirują, opadają, by wzlecieć przy najlżejszym podmuchu wiatru, podążają jedna za drugą w magicznym, urzekającym tańcu.
Odziany w gruby płaszcz mężczyzna wędruje przez miasteczko, podpierając się laską z dzwoneczkiem u góry. Z trudem brnie przez kłęby wirującego puchu, wciskające mu się do oczu i za kołnierz. Po chwili przystaje jednak, spoglądając w cień nieopodal jednego z mijanych budynków.
Siedzi tam dziewczynka, może dziesięcioletnia, kurczowo przyciskając do piersi jakiś tobołek. Kołysze się miarowo, rozpaczliwie szlochając, bo ten bezwładny tobołek jeszcze godzinę temu był jej braciszkiem, a teraz go nie ma, zabrała go Zima, zła Zima, okrutna, zbyt surowa dla czteroletniego chłopczyka.
Mężczyzna podchodzi, ze smutkiem w oczach spogląda na bladą, niebieskawą twarz dziecka. Zrzuca płaszcz i podaje go dziewczynce. Śnieg natychmiast to wykorzystuje, oblepiając biskupią szatę pod spodem, ale mężczyzna zdaje się nie zwracać na to uwagi. Pochyla się i głaszcze dziewczynkę po głowie, a ona podnosi na niego duże niebieskie oczy i uśmiecha się z wdzięcznością, jakby dostała właśnie najpiękniejszy prezent pod słońcem, a nie stary, znoszony płaszcz, trzy razy na nią za duży.
Mężczyzna odchodzi bez słowa, wierzchem dłoni ocierając toczącą się po policzku łzę.


***


Spojrzała na spokojną twarz Aksela, na jego zamknięte oczy. Nie zwróciła uwagi na szepty wokół, dopóki nie osiągnęły poziomu niemalże zwyczajnej rozmowy.
Podniosła wzrok w samą porę, by zobaczyć, jak najbardziej znienawidzony przez nią na Ziemi człowiek ociera z policzka łzę. Jego wzrok spoczywał na Akselu.
Milaine chciała krzyczeć, chciała podejść do Mikołaja i sprawić mu ból, tak samo, jak on sprawił ból jej przyjacielowi, chciała, żeby poczuł jak on cierpiał. Bo jak on śmiał się teraz litować, teraz, kiedy Aksel leżał tu, na jej kolanach, jak on śmiał po nim płakać, on, który spowodował to wszystko?
Nie poruszyła się jednak. Wpatrywała się w Mikołaja szeroko otwartymi oczami, a kiedy wreszcie podniósł na nią wzrok, zobaczyła na jego twarzy pustkę, którą po chwili zastąpił głęboki żal.
I tak wiem, że jedyne co robisz, to zagłuszasz swój własny strach.
Słowa Aksela zadudniły jej w uszach, kiedy wreszcie pojęła ich sens. Nie protestowała, kiedy Mikołaj zbliżył się i przyklęknął, nie protestowała, kiedy położył dłoń na bezwładnej głowie jej przyjaciela.
Spojrzała na oprawcę swojego przyjaciela, na jego przepełnioną smutkiem twarz... I nagle nie potrafiła go już nienawidzić. Gdzieś podświadomie czuła, że Aksel też nie potrafił.
Na tę myśl jej oczy ponownie wypełniły się łzami.
- Mil..? Co ty… Znowu… Płaczesz..? - usłyszała szept gdzieś w okolicy swojego podołka. Zamrugała gwałtownie i spojrzała w dół, prosto w zielone oczy skrzata, jak najbardziej żywe i skrzące się iskierkami rozbawienia, choć ledwie widoczne spod opuchlizny.
- A-Aksel! - wydusiła z siebie, niemal zachłystując się powietrzem. - Ty żyjesz!
- Tak łatwo... Się mnie… Nie pozbędziesz - skrzat uniósł z wysiłkiem lewy kącik ust.
Miała ochotę skakać z radości, tańczyć, uściskać wszystkich wokół i śpiewać jednocześnie, ograniczyła się jednak do szerokiego uśmiechu w stronę Aksela.
Święty Mikołaj odchrząknął, jakby nieśmiało. Skrzat przeniósł na niego wzrok.
- Ja… - Święty wyraźnie nie wiedział jak się zachować. Skruszony, patrzył tylko błagalnie na Aksela z taką bezradnością w oczach, że ten ponownie się uśmiechnął, mimo że musiało sprawiać mu to okropny ból.
- Proszę… Się… Nie martwić… Szefie - wydukał pomału, z widocznym trudnym. - Jakoś się… Przecież… Wyliżę.
- I… Wybaczysz mi? Tak po prostu? Po tym, co zrobiłem? - nie mógł się nadziwić Święty .
Milaine również spojrzała na Mikołaja i stwierdziła, że chyba zna już odpowiedź skrzata. Teraz, gdy opadła maska wściekłości, z twarzy ich przełożonego zaczynało przebijać to łagodne dobro, które pamiętali, które mieli nadzieję zobaczyć przez niemal cały wiek, którego tak bardzo im brakowało. Cóż, przynajmniej ta jedna nadzieja się ziściła…
Nie pomyliła się. Aksel przez dłuższy czas spoglądał Świętemu Mikołajowi w oczy, po czym znowu z wysiłkiem otworzył usta.
- Jasne. Czemu… Nie..? - wyrzęził.

___________________________________________________________


 I cóż więcej mogę dodać? Mam nadzieję,
że nie przeraziła Was moja wizja Fabryki na Biegunie Północnym...
Ostatecznie, jest to opowieść o samotności, gniewie i przyjaźni,
nie tylko pełna przemocy historyjka o dręczonych skrzatach.
Liczę, że zakończenie wlało w Wasze serca choć
odrobinę wiary w moc Przebaczenia - tej 
najważniejszej w czasie Świąt Bożego Narodzenia wartości.
Można wybaczyć bardzo wiele, trzeba tylko być na to gotowym.
I o tym właśnie jest ten tekst.


Z okazji Bożego Narodzenia życzę Wam,
abyście spędzili ten czas w gronie rodziny, bez kłótni i sprzeczek.
Abyście mieli siłę, by wybaczyć nawet te najgorsze rzeczy,
podobnie jak zrobili to Aksel i Milaine,
lub żebyście sami otrzymali wybaczenie od innych.
Żeby w Waszych domach zagościła magia Świąt
- ta prawdziwa, niepowtarzalna, nie prosto z supermarketu.
Żeby był to czas pełen ciepła, dobra i miłości.
Żebyście odpoczęli nieco po przedświątecznej gorączce.
A przede wszystkim:
żeby Zbawiciel narodził się tego roku nie tylko w stajence,
ale również w Waszych sercach.


Pozdrawiam jak najcieplej,
Scathach
Share:

2 komentarze:

  1. Jestem już duża, więc przeczytałam. Przerażająca wizja, ale... Ten błysk nadziei w beznadziei to bardzo wiele.
    Gratuluję i pozdrawiam
    h

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błysku pierwotnie miało nie być, miała być przemoc, żal i zgrzytanie zębów... Ale ponieważ pewna Scathach jest za "miętka" aby zabić skrzata, wyszło jak wyszło, czyli z happy endem i (nazwijmy to) morałem.
      No cóż.
      Pozostaje podziękować i poświątecznie ucieszyć mordkę :)
      Dziękuję zatem!
      ~ Scatty

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!