sobota, 25 lipca 2015

Opowiadanie: "Papierowa" [cz. 3/3]

Od Autorki:
Ostatnia już część pierwszego napisanego przeze mnie horroru. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że jest to jeden z tych tekstów, których zakończenia nawet ja nie byłam w stanie przewidzieć, kiedy zaczynałam pisać. Jak oceniacie całość? Czy "Papierowa" zasługuje na miano opowiadania grozy?
___________________





7.


Mary obudziła się gwałtownie, tłumiąc cisnący się na usta krzyk. Dłuższą chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, że jej ręce nie są unurzane po łokcie we krwi, i że wcale nie musi wycierać ich desperacko o pościel.
Siedziała przez chwilę z głową zwieszoną między kolanami, próbując uspokoić oddech.
Myślała, że im dłużej będą nawiedzać ją sny, tym mniejszy będą miały na nią wpływ. I na początku rzeczywiście tak było - choć po przebudzeniu wciąż za każdym razem ją mdliło, to jednak oddech niemal już nie przyspieszał.
Ale ten sen... Ten sen był inny. W tym główną bohaterką nie była Jenna Sidney.
Była nią Mary.


*


Zaczepił ją, kiedy szła ulicą. W pobliżu nie było nikogo, dochodziła trzecia w nocy. Uśmiechnął się, spytał czemu jest sama, zaproponował towarzystwo. Zgodziła się chętnie, ignorując delikatny dreszcz niecierpliwości.
Kiedy w końcu zabrał ją do siebie, wiedziała, że już teraz ma nad nim władzę. Pragnął jej. Widziała to i czuła w każdym jego ruchu, słowie, w każdym geście i spojrzeniu. Ale nie o taką władzę jej chodziło. Nie... Ona chciała czegoś więcej. Zawsze chciała czegoś więcej.
Celny cios w skroń zaskoczył go, podobnie jak jego siła. Niezbyt wyrafinowana metoda, to prawda, ale nie miała czasu na subtelność. Związała go z wprawą, by czym prędzej przejść do tego, co najważniejsze. Z wyciągniętym nożem czekała, aż się obudzi, aż zobaczy tę, która będzie jego końcem. Która na te kilka ostatnich chwil stanie się całym jego światem...
Stopniowo rosło w niej podekscytowanie. Wreszcie, po tylu miesiącach wyczekiwania, przygotowań, zbierania sił... Wreszcie mogła naprawdę poczuć, że żyje.
Mężczyzna poruszył się niespokojnie. Podeszła do krzesła, na którym siedział, stanęła za oparciem, raz jeszcze sprawdziła więzy. Wszystko szło doskonale, tak, jak to sobie wymarzyła.
Czas zacząć zabawę.
Ostrze noża błysnęło lekko w ciemności. Refleks światła księżyca na moment oślepił ją i zdekoncentrował...


Obudziła się z kolejnego snu, równie przerażona, co obrzydzona. Wciąż czuła w sobie to perwersyjne podniecenie, które towarzyszyło...
Spojrzała w dół, na swoją dłoń, i niemal krzyknęła, gdy zobaczyła w niej nóż. Uświadomiła sobie, że stoi, w pełni ubrana, w obcym sobie miejscu. Co to się działo, do jasnej...?
Coś poruszyło się lekko tuż obok. Mary zmartwiała z przerażenia, widząc skrępowanego na krześle mężczyznę. Jęknął cicho, najwyraźniej pomału odzyskując przytomność. Zakręciło jej się w głowie, zatoczyła się lekko do tyłu.


Mocniej ścisnęła nóż, pozwoliła prowadzić się instynktowi i pragnieniu. Nie mogła tracić czasu, nie teraz, kiedy okazało się, że nie jest tak silna, jak dotąd myślała. Musiała się spieszyć.
Mężczyzna wreszcie otworzył oczy i spróbował krzyknąć, widząc przed sobą jej twarz. Uśmiechnęła się do niego drapieżnie, w jej zielonych oczach czaiła się jednocześnie groźba i obietnica. Zbliżyła błyszczące ostrze noża do skóry ofiary, przejechała ostrzem wzdłuż obnażonego obojczyka mężczyzny. Żałowała, że jest zbyt ciemno, by mogła podziwiać cudowny szkarłat krwi, która natychmiast zaczęła wypływać z rozcięcia. Mężczyzna krzyczał, ale knebel skutecznie tłumił wszystkie dźwięki i wtłaczał mu je z powrotem do gardła.
Jej nozdrza uderzył metalicznie słodki zapach krwi.


- Nie... - wyszeptała, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Ale przecież czuła w ręku rękojeść noża, słyszała stłumione wrzaski skrępowanego mężczyzny. Cofnęła się gwałtownie.
To nie ja.
To nie ja.
To nie ja.
Powtarzała to zdanie w myślach, kiedy rozpaczliwie odsuwała się od krzesła. Była w tej chwili nie mniej przerażona od tego mężczyzny i równie jak on zdezorientowana. Jak się tu znalazła? Co się działo? Pytania, na które za nic w świecie nie chciała znać odpowiedzi, kołatały się w jej głowie, kiedy patrzyła na swoją niedoszłą ofiarę.
Wtem dostrzegła smugę krwi na klatce piersiowej mężczyzny. Czy to naprawdę ona? Ale jakim cudem w ogóle znalazła się w tym miejscu?
Usiłowała przypomnieć sobie szczegóły snu, ale pamiętała tylko samotną wędrówkę ulicą, na którą wybrała się po kolejnym koszmarze. Resztę wspomnień wypełniała jedynie pustka, aż do momentu, w którym się ocknęła.
Tymczasem mężczyzna przestał krzyczeć. Wpatrywał się w nią teraz z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia na twarzy. Szok walczył w jego spojrzeniu o miejsce ze strachem.
Zerwała się z podłogi i wybiegła. Nie znała tego miejsca, mieszkanie było jej zupełnie obce. Mimo to dość szybko odnalazła wyjście, zbiegła po klatce schodowej i wypadła na ulicę. Biegła ile sił w nogach, niemal na oślep, nie zwracając uwagi na drogę.
W nozdrzach wciąż czuła mdlący zapach krwi.


8.


Próbowała to ignorować. Żyć normalnie, jakby to się nie działo. Nie stwarzać możliwości. Chodziła na zakupy, pracowała nad kolejną książką, pomagała wydawcy w ustalaniu szczegółów promocji obecnej. Przed Richardem zawsze udawała odprężoną i często się uśmiechała. Metodycznie zasłaniała kolejne wykonywane nieświadomie cięcia. Unikała kontaktu z nożami i wszelkimi ostrymi narzędziami. Nie piła alkoholu. Omijała szerokim łukiem większość luster, by nie widzieć zachodzących w niej zmian.
Nie mogła jednak nic poradzić na to, że te zmiany następowały, w dodatku coraz to bardziej widoczne. Mary schudła. Zaokrąglone dotąd biodra i brzuch z dnia na dzień stawały się coraz smuklejsze, zmuszając ją do kupowania ubrań o dwa rozmiary mniejszych. Któregoś ranka omal nie zemdlała, kiedy zobaczyła w łazience swoje włosy, znacznie ciemniejsze niż normalnie. Starała się nie zauważać, że z dnia na dzień ich kolor coraz bardziej przypomina czerń. Richardowi mówiła, że je farbuje, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że nie to było przyczyną.
W gorsze dni unikała nawet gazet, przekonana, że jej nazwisko wkrótce pojawi się na pierwszej stronie którejś z nich, pod nagłówkiem MORDERCZYNI.


***


Tak długo już czekała… Ale jeszcze tylko trochę. Jeszcze trochę i jej historia rozpocznie się na nowo od momentu, w którym ta naiwna dziewucha myślała, że ją zakończyła. Ale ona ani myślała kończyć. To był dopiero początek.
Jej własny początek.
Kilka kłamstw, tylko kilka drobnych kłamstewek. Maleńkich. Do pewnego stopnia są przecież prawdą, czyż nie? Wystarczy, by ją zniszczyć. By się uwolnić. Trzeba tylko poczekać na odpowiedni moment...


***


Po bezowocnej wizycie u kapłana, Mary nieustannie zastanawiała się nad sposobem na pozbycie się swojego… Problemu. Była gotowa na wiele, byle tylko wyrzucić z głowy dręczącą ją obecność... A jednocześnie bała się usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania.
Rozwiązanie przyszło jej do głowy zupełnie nagle. Nie miała pojęcia, czy zadziała, nie miała pojęcia, czy będzie potrafiła nad tym zapanować...
Kiedy jednak wreszcie zebrała się na odwagę, upewniła się, że nic nie przeszkodzi jej w osiągnięciu celu. Rich wyjechał na szkolenie, więc powinna więc mieć przynajmniej kilka dni tylko dla siebie. Wspomogła się też trzema tabletkami na uspokojenie, dla pewności, że nie spanikuje i nie wycofa się.
Ciekawe, czy się uda.
Szczelnie zasłoniła wszystkie okna w mieszkaniu, drzwi wejściowe zamknęła na klucz. Potem zabrała z kuchni najostrzejszy nóż, jaki znalazła, i usiadła po turecku na podłodze w łazience. Doszła do wniosku, że tutaj najłatwiej będzie posprzątać.
Nienaturalnie spokojną dłonią uniosła nóż. Natychmiast poczuła znajome pragnienie rozcięcia skóry i uwolnienia tętniącej pod nią krwi. Opierała mu się przez chwilę, bardziej z przyzwyczajenia niż rzeczywistej chęci. I trochę ze strachu.
W końcu poddała się i opuściła ostrze na jedno z nielicznych niezabandażowanych miejsc na przedramieniu. Jak zwykle, poczuła silną ekscytację, gdy tylko na skórze pojawiła się krew. Ale tym razem coś było inaczej... Obce emocje nie opanowały jej umysłu, jak to miało miejsce dotychczas, tylko trzymały się na uboczu. Były silne, ale była przy tym świadoma obrzydzenia, które wywoływały w niej samej.
Igrasz z ogniem, Mary. Uważaj, żebyś się nie sparzyła.
Głos w jej myślach brzmiał tak, jakby umysł jego właścicielki znajdował się obok, a nie zamiast jej własnego.
Przedziwne uczucie.
Wzięła głęboki oddech.
Kim jesteś?, spytała w myślach.
W odpowiedzi usłyszała w głowie śmiech. Zadrżała.
Nie wiesz? Przecież to takie oczywiste.
Nieświadomie zacisnęła ręce w pięści.
Kim jesteś?!, spytała ponownie.
Tobą, Mary. W głosie zabrzmiała nuta rozbawienia zmieszanego ze zniecierpliwieniem.
Kłamiesz...
Jesteś pewna?
Mary zamarła.
Zastanów się, Mary. Przecież to ty stworzyłaś mnie taką, jaką jestem. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny... Czemu? Bo tak naprawdę niczym się nie różnimy...
- Nie! Przestań! - Mary, nie zdając sobie z tego sprawy, zaczęła mówić na głos.
Dobrze wiesz, że to prawda. Jesteśmy jedną i tą samą osobą. Z tą różnicą, że ty tego nie akceptujesz. A ja tak.
- Kłamiesz! Nigdy nie zrobiłabym tego, co ty! Nie skrzywdziłabym Richa...
Jesteś pewna? Więc nigdy nie czułaś, że twoje życie jest niekompletne? Że chcesz czegoś WIĘCEJ niż siedzenie w domu i przelewanie własnej frustracji na ekran komputera? Że mogłabyś być WOLNA?
- Nie, nie, nie...
To są fakty, Mary. Taka jesteś, podobnie jak ja. Musisz to zaakceptować. Stworzyłaś mnie dokładnie taką, jaką sama chciałabyś być. Chcę ci pomóc. Chcę, żebyś była szczęśliwa.
- Nie, nie pozwolę ci... Nie zrobisz tego...
Poddaj mi się, Mary.
Głos kusił, był jedwabisty, miękki. I bardzo, ale to bardzo przekonujący.
Poddaj się temu, jaka jesteś...
- NIE.
Głos Mary nagle stał się inny. Nie był już rozpaczliwy, nie drżał z przerażenia. Był stanowczy i twardy. Chwiejąc się lekko, wstała i z trudem poszła do sypialni. Opadła na kolana przed szafką nocną. Kiedy wysuwała szufladę, ta wypadła z mebla. Zawartość rozsypała się po podłodze.
Nie rób tego, Mary! Popełniasz błąd, przecież nie chcesz, żeby tak to się skończyło...
Mary nie słuchała. Jak w transie przerzucała rozsypane po podłodze rzeczy, szukając jednej.
Jest.
Mary… Jesteśmy takie same, słyszysz? Ty i ja… Mogłybyśmy stworzyć zespół. Richowi nie musi się nic stać. Wyjedziemy stąd, daleko. Nic mu nie będzie! Tylko nie rób głupot…
Najbardziej zdecydowanym ruchem, na jaki mogła się zdobyć, odkorkowała wieczko pojemnika na tabletki i wysypała dwie z nich na dłoń.
Nie rób tego...
Wysypała kolejne dwie. A potem następne, i tak w kółko, aż opróżniła całe pudełko. Sięgnęła po stojącą na szafce szklankę z wodą. Z mściwą satysfakcją łykała tabletki, jedną po drugiej, dopóki jej dłoń nie stała się równie pusta, co przed chwilą pojemnik.
- Nie pozwolę ci go skrzywdzić... - wyszeptała jeszcze, zanim ogarnęła ją ciemność.
Share:

3 komentarze:

  1. Ha wiedziałem że to się tak skończy. Śmierć może być pocałunkiem od boga.
    Fantastyczne, czy już przegrana twego wroga nie czyni cię zwycięzcą ?
    Genialny tekst, chociaż jak na moje powinien być trochę dłuższy.
    Jak na moje teksty powinny być publikowane częściej oczywiście w granicach możliwości pisania i rozsądku.
    Może w zamian za częstszą publikacje plakat z tym oto Voldemortem http://rhellmann.deviantart.com/art/Voldemort-548548828 ?
    Albo cokolwiek innego, sztuka za sztukę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Powiem tyle - opowieść jeszcze się nie skończyła. Jeszcze nie. Aktualnie pracuję nad sequelem, niezbyt intensywnie, ale zawsze... Także mam nadzieję, że czymś jeszcze uda mi się zaskoczyć ;)
      Miło mi, że mimo przewidzianego zakończenia opowiadanie dorobiło się miana "genialnego". Trochę przesadzone, jak na mój gust, ale i tak... No cóż, po prostu dziękuję.
      Voldemort fantastyczny, więcej nie jestem w stanie wykrztusić...

      Pozdrawiam
      ~ Scatty

      Usuń
  2. W swoim egoiźmie, bo nie chwaląc się, cały tekst "Papierowej" dostałem dużo wcześniej, nie podzieliłem się wrażeniami a powinienem był bo opowiadanie jest jednym z najlepszych tekstów autorki.
    Wciagające, bardzo sprawnie napisane i dopracowane oraz o mrocznym i nie dającym spokoju zakończeniu. Jak to mówią mistrzowie, jeśli czytelnik myśli o książce po zakończeniu lektury lub o niej śni - to jest sukces. Zatem gratuluję sukcesu. Może też jestem w targecie tego tekstu, bo te wszystkie uczucia targające bohaterką-pisarką są mi poniekąd znane. A jak się czasem stworzy wyjątkową postać... (Jasta i Sienna pozdrawiają ale w moim przypadku to akurat nie one chcą przejąć władzę nad mózgiem) xD
    Gorąco kibicuję Sequelowi. Oryginalny, żywy pomysł wart jest "part'u dwa" :)

    Pozdrawiam,
    ~Grevince

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!