sobota, 11 kwietnia 2015

Opowiadanie: "Bursztyn" [cz. 3/4]

Kastytisa nie odwiedziła w nocy żadna żądna krwi i zemsty niewiasta, toteż założył, że samozwańcza Królowa Bałtyku dała sobie spokój z próbami zakazywania mu czegokolwiek.
Stał na brzegu, gdzie poprzedniego dnia zostawił swoją łódkę - z dala od portu, by nie prowokować niepotrzebnych pytań tak wczesnym powrotem. Martwił go nieco fakt, że nie udało mu się nic złowić. Zupełnie jakby wszystkie ryby na Kresach postanowiły tamtego dnia popłynąć gdzieś indziej. Puste sieci nie napawały radością, rybak nie zamierzał się jednak poddawać.
Nagle usłyszał plusk, zupełnie oderwany od znajomego szumu fal. Podniósł wzrok znad sieci i oniemiał. 

Miał przed sobą najpiękniejszą kobietę, jaką dane mu było oglądać. Nieznajoma odziana była w zwiewną srebrzystą szatę, mieniącą się zielenią, a na plecy spływały jej łagodnymi falami długie włosy w kolorze morskich alg, zwieńczone na górze delikatną koroną z nieznanego mu kruszcu. Miała przepiękne, regularne rysy twarzy, a jej oczy…
Jej oczy wpatrywały się w niego z furią.
- Jak śmiałeś złamać ustanowione przeze mnie prawa? - spytała czystym, mocnym głosem, przywodzącym na myśl morze o poranku, tuż przed wschodem słońca. Kastytis zdążył tylko zauważyć, że oczy były ciemnogranatowe, a z sylwetki nieznajomej biła tak jawna królewskość, że nagle przestał wątpić w jej prawo do korony.
- Proszę o wybaczenie - ukłonił się nisko. - Nie wiedziałem, że te wody, przez ludzi nazywane Kresami, są twoją własnością, Wasza Wysokość.  Na dotychczasowych terenach połowu moich pobratymców zaczynało jednak brakować ryb. Próbowałem poszukać lepszego źródła, którego wystarczyłoby dla nas wszystkich.
Gniewny wyraz twarzy Królowej nieco złagodniał.
- A jednak, wypływając na Kresy zakłóciłeś spokój i bezpieczeństwo moich poddanych.
- Poddanych, Jaśnie Pani?
- Tak. Moimi poddanymi są wszystkie żywe stworzenia zamieszkujące to morze i jego brzegi - odparła Królowa, gestem wskazując Bałtyk.
- Raz jeszcze proszę o wybaczenie. Nie miałem o tym pojęcia, Wasza Wysokość - doszedł do wniosku, że początkowo źle ocenił władczynię. Może jednak obchodziło ją coś więcej niż korona i władza. Wydawała się szczerze przejmować losem mieszkańców morza.
- Czy sugerujesz zatem… Że w twojej wiosce panuje głód? - spytała Królowa, a na jej twarzy zagościło współczucie.
- Obawiam się, że tak, Wasza Królewska Mość - skłonił się raz jeszcze, tym razem z większym szacunkiem. - Ryb na Łowisku nie przybywa, a ludzi w wiosce owszem.
- Przykro mi to słyszeć… - Królowa spojrzała na niego wyczekująco.
- Kastytis. Na imię mi Kastytis, Jaśnie Pani - odpowiedział pospiesznie.
- ...Kastytisie - na twarzy kobiety zagościł najpiękniejszy uśmiech, jaki młodzieniec kiedykolwiek widział. - Ja jestem Jurata - dodała, jakby trochę nieśmiało.
- Wybacz, jeśli czymś cię urażę, Pani, ale...Czy jesteś… Boginią?
- Cóż, skoro pytasz… Owszem - przyznała niechętnie.
Kastytis odruchowo przyklęknął na jedno kolano i przyłożył pięść do serca.
- Nie! - powiedziała szybko Jurata. Widocznie wyrwało jej się to przypadkiem, bo blade, o zielonkawym odcieniu lico bogini pokrył uroczy, zdaniem Kastytisa, rumieniec. - To znaczy… Nie musisz oddawać mi czci… Ani w żaden sposób tytułować… Właściwie chciałabym, żebyś zwracał się do mnie po imieniu.
- Dlaczego? - spytał Kastytis, zanim zdążył się zastanowić. Jurata spojrzała na niego zagadkowo, ale milczała. Niemniej, nie śmiał odmówić. - Chciałem rzec… Zgodnie z życzeniem, Wa… Jurato - zreflektował się natychmiast.
Bogini ponownie obdarzyła go uśmiechem, zmuszając serce młodego rybaka do wykonania skomplikowanego podskoku.
- A zatem, Kastytisie… Oczywiście, nie mogę ukarać cię za to, że chciałeś uchronić siebie i swój lud przed głodem. Postaram się… Poradzić coś na stan waszego Łowiska, ale… Mimo wszystko muszę jednak prosić cię, byś nie wypływał więcej na Kresy. Dla dobra wszystkich.
- Oczywiście - zgodził się natychmiast. Było to wyjątkowo niską ceną za ofiarowaną wiosce pomoc. A jednak…
- Jurato? - odezwał się w porywie serca, gdy Królowa już zamierzała odwrócić się i odejść.
- Tak, Kastytisie?
Doszedł do wniosku, że już za późno, by się wycofać. Bez względu na konsekwencje.
- Czy… Czy mógłbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć?
Uśmiech bogini przyprawił go o zawrót głowy.
- Będzie mi bardzo miło - odparła, po czym odeszła, stopniowo zanurzając się w morzu.
Kastytis długo jeszcze stał tam, z mocno bijącym sercem, wpatrując się w miejsce, w którym zniknęła.

***
 
Jurata wróciła do Bursztynowego Pałacu mocno rozkojarzona. Spotkanie z rybakiem zupełnie wytrąciło ją z i tak już chwiejnej
po wizycie Perkuna równowagi, nie pozwalając skupić się na innych sprawach. Na brzeg wyruszyła z silnym postanowieniem wymierzenia srogiej kary nieposłusznemu jej rozkazom człowiekowi. Wróciła zaś z sercem przepełnionym pewnością, że dobrze zrobiła, wybaczając mu. Jak się okazało, naruszenie prawa było podyktowane nie tyle brawurą i przekonaniem o własnej potędze, ale troską o dobro pobratymców i strachem przed głodowaniem...
Bogini poczuła, jak coś ściska ją w żołądku. Coś oślizgłego, zimnego i przerażająco znajomego. Poczucie winy.
Przed rozmową z Kastytisem nie miała pojęcia, jak źle wiedzie się rybakom. Skąd miała wiedzieć? Jako bóstwo owszem, była nieśmiertelna i potężna, ale nie wszechwiedząca. Chyba założyła, że jeśli pozwoli ludziom poławiać ryby ze swego bezcennego morza, to doskonale poradzą sobie sami. I najwidoczniej poradzili. Aż zbyt dobrze. Ze wstydem uświadomiła sobie, że nie interesowała się losem rybaków odkąd wiele - zbyt wiele - lat temu, jeszcze w początkach istnienia pierwszych przybrzeżnych osad, wytyczyła granice Łowiska.
A teraz oni głodują.
- Pani...? - znajomy głos jednej ze strażniczek oderwał ją od ponurych myśli.
- Tak, Niveen? - zwróciła się w stronę nadpływającej właśnie syreny.
- Czy… Czy ukarałaś już tego krnąbrnego rybaka? - nimfa była wyraźnie niepocieszona. Widać nie podobała jej się myśl, że Królowa musiała osobiście zająć się tak błahą sprawą tylko dlatego, że ona nie potrafiła doprowadzić jej do końca.
- Nie.
- Nie? - Niveen podniosła na boginię zdumione spojrzenie.
- Nie.
- A-ale… Dlaczego? Czy coś się stało, Wasza Wysokość? Czy on…
- Nic się nie stało, Niveen. A w każdym razie nie w tym sensie, o który pytasz. Zdecydowałam, że nie ukarzę tego człowieka.
- Ale przecież…
- Koniec dyskusji - głos Juraty zadźwięczał stalą. - Uznałam, że nie zasługuje na karę, więc jej nie otrzyma. Nie ufasz mojemu osądowi?
- Ja… Oczywiście, że tak, Wasza Wysokość, ale on…
- Powiedziałam: koniec. Jeśli martwisz się o mieszkańców Kresów, mogę cię zapewnić, że ten rybak nie będzie ich więcej niepokoił.
Share:

2 komentarze:

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!