piątek, 30 stycznia 2015

Cień Amorionu #9

"... Będą chcieli cię zwerbować.
Pamiętaj..."
Złote oczy, wpatrujące się w nią przenikliwie.
"Nic nie jest warte tego, co ci zrobią.
Do czego cię zmuszą.
Nic.
Pamiętaj, Scathach"
Kolor blednie, złoto zmienia się w szarość...
"Tchórz.
Jesteś tchórzem. Boisz się szczęścia..."
Szepty zamieniają się w krzyki, złoto i szarość otaczają ją ze wszystkich stron, oskarżycielskie spojrzenia dręczą, niemalże torturują. Kolory i dźwięki zlewają się ze sobą, mieszają, przeplatają w straszliwej kakofonii, która bezlitośnie miażdży każdy skrawek jej woli. Czuje na sobie ciosy żelaznego kostura... Ale to przecież niemożliwe, bo jego tu nie ma, jest ona i chaos, i są dwie pary oczu, tak boleśnie pełne wyrzutu i zawodu, tak smutne...
Z wirujących barw wyłania się twarz o regularnych, szlachetnych rysach i równo przystrzyżonym zaroście. Drwiący uśmiech nie znika, niebieskie oczy wpatrują się w nią z wyższością. Przeraża ją to, chce się odwrócić lub umrzeć, ale nie może, może tylko wpatrywać się w tę twarz, której tak nienawidzi...
"To coś więcej, niż myślisz".

Otworzyła oczy. Z początku zdumiała ją ta wszechobecna mgła, przesłaniająca jej widok, przestała się jednak dziwić, kiedy doszła do wniosku, że żadnej mgły nie ma. To jej wzrok odmawiał posłuszeństwa, za nic w świecie nie chcąc skupić się na jakimkolwiek obiekcie. Przymknęła powieki, natychmiast jednak tego pożałowała. Fala bólu zalała jej umysł niczym wrzący olej, chwilowo odbierając czucie i pozbawiając oddechu.
Leżała przez chwilę, bojąc się poruszyć. Ból w końcu minął, ale gorąco nigdzie się nie wybierało, w najlepsze szalejąc pod czaszką, wysuszając wszystko, od języka po kąciki oczu. Marzyła o odrobinie wilgoci, o choćby łyku wody...
Kiedy wreszcie odważyła się ponownie otworzyć oczy, mgła cofnęła się, odsłaniając nagie, kamienne ściany jakiegoś pomieszczenia. Zacisnęła zęby i spróbowała unieść się na łokciach, ale gdy tylko poruszyła lewą ręką, natychmiast zrezygnowała. Przez chwilę tkwiła bez ruchu, oszołomiona intensywnością bólu. Potem ostrożnie, starając się nie używać przysparzającej cierpień kończyny, podniosła się i oparła zdrową dłonią o twarde podłoże. Rozejrzała się i natychmiast zmełła w ustach przekleństwo.
Znajdowała się w lochu.
Surowe, kamienne ściany jej więzienia aż przytłaczały swą monotonnością. Jedynym wyjściem z niewielkiego pomieszczenia były drzwi, a właściwie zakratowany otwór, wysokości ledwie pozwalającej na przejście średniego wzrostu mężczyźnie. W rogu pomieszczenia stało puste wiadro, obok niego walało się kilka szmat, o ile mogła ocenić, dość brudnych. Sama natomiast leżała bezpośrednio na nierównej, podobnie jak ściany wykładanej kamieniem posadzce.
Nagle gdzieś z góry dobiegł ją donośny trzask, w którym jej ociężały umysł dopiero po chwili rozpoznał szczęknięcie metalowego zamka. W ślad za nim do jej uszu dotarł odgłos kroków, należących do przynajmniej dwóch ludzi.
Natychmiast, ignorując rwący ból, położyła się i zamknęła oczy, udając nieprzytomną. Ledwo to zrobiła, a kroki zatrzymały się - wnioskując po natężeniu dźwięku, tuż pod jej celą.
- Zostaw nas - usłyszała szorstki, męski głos, niemożliwy do pomylenia z żadnym innym. Nathaniel Dharn.
Zaklęła w duchu. Przez dłuższą chwilę słyszała tylko oddalające się kroki pojedynczego człowieka.
- Wiem, że jesteś przytomna - rozległ się ten sam głos, gdy tylko w oddali zamknęły się ciężkie drzwi.
Zrezygnowana, otworzyła oczy. I rzeczywiście, stał tam, tuż za kratą, wpatrując się w nią z jakimś niezdrowym zainteresowaniem, tryumfujący, dumny.
- Nie myślałaś chyba, że to się uda? Cała ta heca z próbą morderstwa... Przecież musiałaś wiedzieć, że nie masz szans, by tego dokonać. Wiem, że zorientowałaś się w sytuacji, że nawet tobie zadanie musiało wydać się zbyt łatwe. To daje do myślenia, prawda? - powiedział, nie zmieniając zaciekawionego wyrazu twarzy.
Milczała, wpatrując się w niego tak zimno, jak tylko potrafiła. Stała się równie czuła, jak otaczające ją kamienie, i równie jak one wrażliwa. Nie było w niej nawet nienawiści... Tylko chłód.
- Oczywiście, że wiedziałaś - ciągnął Nathaniel. - Jesteś zbyt dobrze wyszkolona na to, by nie docenić przeciwnika... - stwierdził, przekrzywiając głowę nieco na bok. - A jednak przyszłaś... Dlaczego?
Ponownie nie uznała za stosowne odpowiedzieć. Po części dlatego, że brzydziła się samą perspektywą rozmowy z tym człowiekiem, a po części dlatego, że ten najwyraźniej wcale odpowiedzi nie oczekiwał.
- Nie wierzę, że chodziło tylko o dotrzymanie umowy. Mogłaś iść jutro do... - Dharn urwał raptownie, jakby coś mu się przypomniało. - Ach, byłbym zapomniał spytać. Kto cię do mnie przysłał, Cieniu? - spytał, uśmiechając się nieprzyjemnie. - Chciałbym mu... Podziękować. Och, oczywiście, znam grono osób, które miały, przepraszam, mogły to zrobić, ale mimo wszystko... Ciekawi mnie, który z nich się odważył. - Coś w jego głosie, jakaś delikatna nuta śmiechu, a może groźby, mówiło jej, że przejęzyczenie nie było przypadkowe. A więc rzeczywiście na nią czekał... Zaplanował wszystko, od początku do końca.
Uparcie jednak milczała. Przecież nie mogłaby, ot tak, zacząć rozmawiać z tym skur...
- Nie krępuj się, Cieniu. Oni wszyscy i tak właściwie są już martwi... Nikogo w ten sposób nie chronisz - błysk zadowolenia w jego oczach mimowolnie przyprawił ją o mdłości. Nie żałowała tych ludzi, ale odrażająca wydała jej się sama myśl o tym, że zginą lub już zginęli tylko z powodu zachcianki tego parszywego ścierwa. Musiał dostrzec jakąś mimowolną zmianę w jej twarzy lub spojrzeniu, bo po chwili znowu się uśmiechnął. - Ty nie wiesz - stwierdził, nie zapytał, z lekkim niedowierzaniem w głosie. - Naprawdę jesteś aż tak naiwna, by nie pytać ich o nazwiska... Cóż, stara szkoła, jak widać. Nie dziwne, że tylu masz klientów. Dyskrecja jest chyba w cenie u takich jak ty, nieprawdaż?
Zamknęła oczy. Ciężko jej było się skupić, gorąco, które mimo panującego wokół chłodu szalało po jej wnętrzu, skutecznie rozpraszało myśli. Coś błądziło na krawędzi jej świadomości, jakiś wniosek lub spostrzeżenie, ale za nic nie chciało zbliżyć się i pozwolić na dokonanie odkrycia. W końcu poddała się, z wysiłkiem skupiając uwagę z powrotem na Dahrnie.
- ... cię w akcji. Przyznam szczerze... mi się usługi kogoś takiego jak... Oczywiście, kiedy... nie żałowałabyś, zapewniam... - Słowa urywały się, docierały do niej zaledwie strzępy całego monologu. Czy on właśnie zaproponował jej... pracę? Nie mogła powstrzymać cisnącego się na usta gorzkiego grymasu. Prędzej zdechnie w tym cholernym lochu...
To była jej ostatnia przytomna myśl.

Kiedy się ocknęła, jej zmysły zaatakowała wszechobecna cisza. Wciąż znajdowała się w ciemnym pomieszczeniu, w którym była poprzednio, ale coś się zmieniło. Rwanie w jej ramieniu złagodniało do tępego ćmienia, a mgła zasnuwająca spojrzenie całkowicie zniknęła, podobnie jak nieznośne gorąco. Spojrzała za kraty. Na korytarzu nikt nie stał, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że jest uważnie obserwowana.
Nie mając innego wyjścia, zaczęła rozmyślać. Przypomniała sobie swoją "rozmowę" z Dharnem. Teraz, kiedy już nic nie rozpraszało jej myśli, wreszcie mogła zastanowić się nad jego słowami. Bardzo chciała przypomnieć sobie, co takiego ją wtedy zaalarmowało, czego nie potrafiła wtedy pojąć.
Nie myślałaś chyba, że to się uda?
Pewny siebie buc. Od początku wiedział, że nie ma z nim szans, a jednak wcale nie planował jej zabić. Ona też nie zgrzeszyła inteligencją, pchając się prosto w paszczę lwa.
A jednak przyszłaś... Dlaczego? 
Żeby to sama wiedziała... Gdyby nie to, że nigdy nie pozwalała sobie na tego typu wybryki, uznałaby, że kierowała nią nienawiść do tego człowieka, ale tak... nieprofesjonalne zachowanie z jej strony absolutnie nie wchodziło w grę. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że coś niemalże zmusiło ją do podjęcia próby. Przeczucie? Podświadoma chęć zmierzenia się z nim?
No i sam Dharn... Czyżby spodziewał się po niej, że jednak stchórzy? A może to miał być test? Szczerze mówiąc, nie zdziwiłoby jej absolutnie nic.
Usiłowała odtworzyć moment, który jej otępiałe myśli z jakiegoś powodu uznały wówczas za kluczowy. Zaraz, jak on to powiedział...?

Dyskrecja jest chyba w cenie u takich jak ty...
U takich jak ona? Nonsens. Przecież Dharn sam...
Nagle coś w jej umyśle zaskoczyło. Oczywiście! Niemal uśmiechnęła się do swoich myśli, gdy wreszcie udało jej się skojarzyć ze sobą wszystkie fakty. Na wierzch jej świadomości mimowolnie wypłynęła z odmętów pamięci twarz młodej dziewczyny. Służącej.
Mój pan przewodzi Związkowi Najemników.
Czyżby Dharnowi jednak nie wszystko udało się zaplanować...? Ta myśl nieoczekiwanie podniosła ją na duchu. Poczuła mściwą satysfakcję wiedząc, że ma nad nim chociaż tę drobną przewagę.
Zaraz jednak powróciło zrezygnowanie. Co jej przyjdzie z takiej skrywanej wiedzy? Dharn będzie ją tu trzymał dopóki nie zgodzi się dla niego pracować, albo dopóki nie uzna, że gra nie jest warta świeczki. Prędzej czy później zauważy, że podejrzanie mocno opiera się jego propozycjom, a wtedy...
No właśnie. Co wtedy?
Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że trzymanie jej w lochu to nie wszystko, co planuje Dharn. Lewa ręka, wciąż pulsująca tępym bólem, zamrowiła ją nieco. Jeszcze podczas jego wizyty jej umysł trawiła gorączka, a w całym ciele czuła pamiątki po walce z magiem. Teraz czuła się dobrze... podejrzanie dobrze. Czyżby leczenie magią? Tylko po co? Czy nie lepiej byłoby dla niego, gdyby pozwolił bólowi osłabić ją i zmiękczyć? Cóż, powód tak niecodziennej troski o więźnia mógł być chyba tylko jeden...
Wkrótce miała zatęsknić nawet za bólem złamanej ręki.


<<  #8                                                                                                                            #10  >>



__________________________
Od autorki:
Rozdział powstawał długo, znacznie dłużej niż poprzednie. Wynikło to z tego, że zajmowałam się wieloma innymi projektami [m. in. kolejnym tekstem do publikacji w nowym Olimpie (premiera 1 lutego!), opowiadaniem konkursowym i korektą artykułów do szkolnej gazetki]. Tych, którzy czekali, mogę tylko przeprosić za zwłokę i prosić o uzbrojenie się w cierpliwość - w najbliższym czasie moja aktywność tutaj może znacznie spaść. Postaram się od czasu do czasu wrzucić "cokolwiek" (może jakieś od dawna zalegające na dysku teksty, którym nie dane było ujrzeć światła dziennego?), ale cała reszta będzie uzależniona od tego, ile czasu będę mogła poświęcić pisaniu. Dodam, że ze swojej strony postaram się, by było go jak najwięcej :)
Trzymajcie się ciepło!
~ Scatty
Share:

9 komentarzy:

  1. Piękny rozdział, udał się doskonale.
    Szkoda tylko, że okraszony został informacją o planowanym spadku Twojej aktywności. Jak tak można, wszak ludzkość tęskni!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć. Obawiałam się trochę czy takie urywane pisanie akapit po akapicie nie wpłynie na jakość, więc tym bardziej się cieszę (i oddycham z ulgą!)
      Scatty też pewnie będzie za pisaniem (i ludzkością! ;) ) tęsknić, ale obowiązki są obowiązki - no nie ma bata, trzeba się czasem do tej nauki jednak przyłożyć :)

      Usuń
  2. Z każdym rozdziałem kocham coraz bardziej, a ty czytam, że będzie spadek aktywności :'( Nie możesz zrobić mi takiej krzywdy w tym momencie! Muszę wiedzieć jak to się skończy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bloga mimo wszystko postaram się tragicznie nie zaniedbać. Problem będzie z bieżącym pisaniem, na to będę mieć znacznie mniej czasu, niestety :/ wolałam o tym uprzedzić, coby oszczędzić daremnego czekania na częste posty tym, którzy może chcieliby takowe widzieć.
      Tak czy siak - dzięki! I mam nadzieję, że inne teksty nie zawiodą Twoich oczekiwań ^^
      Pozdrawiam ciepło
      ~ Scatty

      Usuń
  3. To ja tutaj leń patentowany zabrałem się za nadrabianie zaległości w czytaniu a ty spotyka mnie taka krzywda. U Ciebie nawet kiedy akcja pozornie zwalnia i się uspokaja, to jednak wciąż się rozwija i trzyma w myślach "co dalej?" albo "dlaczego w takim momencie urywasz?". To niesprawiedliwe :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to byś się lepiej wziął za nadrabianie zaległości w pisaniu, a nie mi tu narzekasz ;)

      Usuń
  4. Wspaniale, znacznie bardziej podobają mi się takie rozdziały, skupione na refleksjach i przedstawieniu głównego antagonisty, niż potyczki, skradanie się albo gawędzenie z Lerletem. Muszę przyznać, że Dharn jak na razie jest moją ulubioną postacią.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!