Od Autorki:
Czas, aby zakończyć historię Eileen. Historię o wyzwoleniu, o szukaniu własnego przeznaczenia, o wolności... I o zdradzie, tym dotkliwszej, że niezawinionej. Co magia może zmienić w życiu młodej, skrzywdzonej dziewczyny?
Przekonajcie się sami.
________________________________________
Budzi mnie gwałtowne szarpnięcie. Zostaję brutalnie postawiona na nogi. Odruchowo zaczynam się szarpać, ale dwie pary silnych rąk skutecznie uniemożliwiają mi ruchy.
Uśpiony ogień natychmiast wybucha, rozpalony strachem od razu płynie do rąk, przejmuje kontrolę. Jak poprzednio, moje dłonie stają w płomieniach.
- Nie z nami te numery, parszywy mutancie - słyszę niski, chrapliwy głos. Z przerażeniem uświadamiam sobie, że mgła, która mnie otacza, to kłęby pary unoszące się z moich dłoni. Ogień zniknął.
- I co teraz, panno ognista, hmm? Naprawdę myślałaś, że pozwolimy ci spalić nas żywcem? - Jego złośliwy śmiech przypomina mi rechot żaby. Po chwili dołączają do niego jeszcze przynajmniej trzy inne głosy… Gdzieś w dole brzucha zaciskają mi się zimne kleszcze, nie mające jednak nic wspólnego ze ściekającą po mnie wodą. To strach, przerażająca pewność, że jestem zdana na siebie i całkowicie bezbronna.
Pierwszy cios spada, gdy rozpaczliwie próbuję się wyrwać trzymającym mnie ludziom. Trafia w brzuch, z gardła wyrywa mi się cichy jęk. Kolejne uderzenie dosięga policzka.
- Na tym świecie nie ma miejsca dla takich odmieńców jak ty - mówi ten sam głos. Wreszcie dostrzegam jego właściciela: to mężczyzna, chyba starszy od jeźdźca, który dogonił mnie rano. Na twarzy ma rozległą bliznę po oparzeniu, znacznie paskudniejszą niż ta u matki.
- Tak, dobrze widzisz. Zrobił mi to jeden z was. Zgadnij, co się z nim stało… - uśmiech, który mi posyła, przyprawia mnie o mdłości. Mężczyzna powoli wsuwa dłoń w skórzaną rękawicę z metalowymi okuciami i ćwiekami. Z jakąś dziwną przyjemnością wypisaną na twarzy unosi zaciśniętą pięść. Zamykam oczy gdy uderza. Cios rozcina mi skórę na twarzy, czuję jak miejsce uderzenia pulsuje nieznośnym bólem.
Razy spadają jeden po drugim w różne miejsca. Trzymające mnie ręce nie pozwalają mi nawet osunąć się na ziemię, bezlitośnie utrzymują w pionie, wystawiając na coraz to nowe uderzenia. Co jakiś czas fale bólu urywają się, gdy oprawcy przerywają, aby ponownie oblać mnie wodą. Z moich ust coraz częściej wydostają się ciche jęki. Bardzo staram się nie krzyczeć. Wiem, że sprawiłoby im to tylko jeszcze większą przyjemność.
Kiedy wreszcie przestają mnie bić, nie jestem pewna, które części ciała bolą, a które wciąż są nienaruszone. Czuję spływające mi po twarzy ciepłe strużki. To pewnie krew…
Ten z blizną chyba ściąga wreszcie rękawicę, bo kiedy zbliża się i mnie dotyka, zamiast szorstkiego materiału czuję żywą skórę. Mężczyzna brutalnie chwyta mnie za szczękę, zmuszając bym na niego spojrzała.
- Twoja magia cię zawiodła, mutancie - mówi cicho, niemal szeptem. - Z tego już się nie wykaraskasz. Nikogo już więcej nie skrzywdzisz swoimi diabelskimi sztuczkami. Tacy jak ty nie zasługują na to, by żyć - Pogarda w jego oczach sprawia, że zaczynam drżeć. Czemu tak mnie nienawidzi? Co ja mu zrobiłam? Mężczyzna spluwa z obrzydzeniem na ziemię u moich stóp. Nie jestem pewna, co to oznacza, ale chyba ma mnie obrazić.
Nie, to przecież nieprawda. On kłamie. Jestem inna, to wszystko. Nie jestem potworem. Nie jestem potworem. Nie jestem potworem…
- Do rzeki z nią - słyszę ponownie ten sam chrapliwy głos. Trzymający mnie ludzie wykręcają mi ręce do góry. Chwilę potem czuję na nadgarstkach zaciskający się powróz. Prowadzą mnie na wąską kładkę przerzuconą nad wodą.
Nie jestem potworem.
Ten z blizną podchodzi bliżej. Widzę, że się mną brzydzi. Z drugiej strony wygląda jednak tak, jakby to co robi sprawiało mu ogromną przyjemność.
Nie jestem potworem...
- Może pocieszy cię myśl, że twoja brudna, zakłamana matka rozstała się z tym światem w taki sam sposób... - odzywa się, uśmiechając przy tym paskudnie.
Matka! Natychmiast próbuję się wyrwać, chcę zrobić krzywdę temu człowiekowi, chcę go bić, szarpać, drapać, chcę by cierpiał... Żałuję, tak bardzo żałuję że nie ma przy mnie ognia, bo gdyby był, mogłabym spalić tego potwora, mogłabym zadać mu ból... Ale płomieni nie ma, jestem tylko ja, pozbawiona możliwości pomszczenia jedynej osoby, której na mnie zależało. Wydaje mi się, że zaczynam płakać. Dlaczego nic nie mogę zrobić? To takie niesprawiedliwe.
- Z całej tej waszej skalanej rodziny tylko ojciec do czegokolwiek się nadaje… Spłodził wprawdzie mutanta, ale ostatecznie zachował się porządnie i zrobił, co należało. Tak, to dzięki twojemu tatuśkowi wiedzieliśmy gdzie cię szukać, odmieńcu…
Sens tych słów nie od razu do mnie dociera. Zanim jednak mam szansę zareagować, poparzony spycha mnie z kładki wprost do rzeki.
Lodowato zimna woda wdziera mi się do gardła i płuc, gdy odruchowo staram się zaczerpnąć powietrza. Szamoczę się ze wszystkich sił, ale lina na nadgarstkach jest mocna. Rozpaczliwie zaczynam machać nogami, natychmiast jednak jakaś silna ręka przytrzymuje mnie pod wodą. Brakuje mi powietrza, duszę się.
Kiedy w końcu wyciągają mnie na powierzchnię, pierwsze co robię, to zaczynam się krztusić. Nie mogę zaczerpnąć tchu, woda w płucach urywa oddech zanim zdąży on w ogóle dojść do skutku. Kiedy już myślę, że wszystko jest w porządku, zanurzają mnie znowu. Nie wiem, jak długo jestem pod wodą, ale tym razem trwa to znacznie dłużej. A potem jeszcze raz, i kolejny. Po jakimś czasie przestaję nawet liczyć te wszystkie zanurzenia i wynurzenia. Chcę tylko żyć... Czy to tak wiele?
Powoli tracę jednak jakąkolwiek chęć do walki. Co za różnica, czy umrę teraz, czy przy następnym podtopieniu? Czy moje nędzne życie będzie trwało jeszcze pięć minut, czy dziesięć? Przestaję się wyrywać, bezwładnie poddaję się linie i woli trzymających ją ludzi. Nie staram się wypłynąć. Już nie.
Zabawa chyba w końcu im się nudzi, bo za którymś razem zupełnie nie spieszy im się z wyciąganiem mnie. Godzę się z tym, że za najwyżej parę minut umrę. Szkoda, że nie udało mi się spełnić życzenia matki. Tak bardzo chciałabym podziękować jej za to, co zrobiła…
Otwieram oczy, które do tej pory zaciskałam, by nie dostała się do nich woda. Widzę przed sobą mętną ciemność. Jest mi zimno, bardzo zimno. To od wody, czy może śmierć bierze mnie w swoje objęcia?
Pojawia się przede mną twarz. Zabawne... Nie sądziłam, że tuż przez śmiercią ma się przywidzenia. Twarz wygląda naprawdę dziwacznie. Jest jakby zbudowana z zagęszczonej wody, należy do młodej dziewczyny. Uśmiecham się do niej. Czemu nie? To tylko omam.
Twarz również się uśmiecha. Patrzenie sprawia mi coraz większą trudność, przed oczami mam ciemne plamy. Do chyba rzeczywiście już koniec… Niemal mnie to cieszy. Nie będzie już dłużej bolało. Nawet lina jakby się luzuje, widocznie tracę czucie w rękach.
Nie, zaraz… Węzeł naprawdę robi się luźniejszy. Powoli zsuwa mi się z rąk, a ja opadam w toń. Wydaje mi się, że słyszę jakieś krzyki, ale są daleko, zbyt daleko… A ja jestem taka senna. Może zasnę. Może przestanę oddychać. Może poddam się tej zimnej ciemności. Jest taka kusząca...
***
Eileen…
Obudź się, Dotknięta.
Żyj.
Jesteś nam potrzebna.
Dlaczego? Wcale nie chcę żyć.
Podaruj Ogień naturze.
Jesteś pierwszą, która ma szansę.
Musisz żyć, Eileen.
Nie chcę...
Chcę umrzeć.
Pozwól mi.
Nie możesz umrzeć.
Ogień musi połączyć się z naturą.
Udało się Wodzie, udało się Powietrzu i Ziemi.
Musisz podarować swój Ogień naturze, Dotknięta.
To twoje przeznaczenie.
Ale co mam zrobić?
Czego ode mnie chcesz?
Połącz się z naturą…
***
Otwieram oczy.
Zimno.
To pierwsze wrażenie, pierwsza myśl. Przeraźliwe zimno promieniujące od moich stóp na resztę ciała. Przed sobą widzę jednolitą szarość skały. Chce mi się spać.
Gdzie ja jestem?
Kiedy się poruszam, czuję gwałtowny ból. Nie wiem co się dzieje, nie wiem, dlaczego tu jestem ani jak się tu znalazłam. Nie wiem nic, prócz tego, że za wszelką cenę chcę pozbyć się tego przeklętego zimna. Czołgam się, mimo bólu powoli przesuwam się dalej, na twarde podłoże. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że cała jestem mokra. Nie mam też na sobie płaszcza ani butów.
Jest mi tak zimno…
Uciekam, poddaję się tej cudownie miękkiej ciemności.
***
Tym razem budzi mnie gorąco. Gdzieś wewnątrz mnie pojawia się maleńki płomyczek. Magia! To na pewno ona, nie pomyliłabym tego uczucia z żadnym innym. To jednak zaledwie iskra…
Na palcach prawej ręki czuję delikatne dotknięcie. Nie wiem co to, ale jest mi wszystko jedno. Może mnie nawet zabić. Przecież i tak powinnam nie żyć… Nie chcę nawet otwierać oczu. Powieki są takie ciężkie… Nie, lepiej poleżeć tu spokojnie. Może znowu zasnę. Może już się nie obudzę.
Dotknięcie powtarza się, tym razem nieco bardziej natarczywe. Niechętnie otwieram oczy, wzrok pada na skałę, na której leżę. Lewa ręka, przygnieciona ciężarem mojego własnego ciała, odzywa się tępym bólem.
Przed sobą mam najdziwaczniejsze stworzenie, jakie dane mi było oglądać.
Raczej niewielkie, liczy sobie może nieco ponad metr. Jest ciemnozielone, a jego skóra składa się z małych, połyskujących lekko kawałków, jak u ryby, a może węża… Łuski, tak się nazywały. Ma wydłużony pysk, duże ślepia i krótkie łapy z ostrymi pazurami. Jest bezwłose, a kiedy przesuwam po nim wzrokiem, dostrzegam wijący się z tyłu długi ogon.
Stworzenie ponownie trąca moją rękę, jakby czegoś ode mnie oczekiwało. Popycha mnie nosem o szerokich nozdrzach. Poddaję się jego dotykowi i przewracam na plecy. Może przyszło mnie zjeść? Ale nie, zwierzę tylko nachyla się nade mną, opiera łapy o moją pierś. Jedną z nich przesuwa nad serce, delikatnie drapie pazurami nagą skórę.
Czego ode mnie chcesz?, mam ochotę spytać, ale nie potrafię wydobyć z siebie głosu. Moje oczy same się zamykają, kiedy ponownie ogarnia mnie zmęczenie. Tym razem nie dane jest mi jednak zasnąć. Pod powiekami widzę mały płomyczek, który tli się gdzieś w środku, czuję jego ciepło.
Podaruj Ogień naturze.
Chciałabym, ale jak? Wciąż czuję na sobie nieznane mi stworzenie. Chyba naprawdę chcę, żeby mnie zabiło. Mogłoby po prostu wbić pazury w moje serce i…
Nagle czuję niewyobrażalny wręcz ból, gdy pięć ostrych jak sztylety szponów rzeczywiście przebija moją skórę i zatapia w ciele.
Ogień wybucha gwałtownie i wydostaje się na zewnątrz, niepowstrzymywany żadną barierą. Moje ciało płonie, czuję to. Każda jego najdrobniejsza nawet cząstka staje w płomieniach. To takie przyjemne. Tyle razy o tym marzyłam…
Ogień stopniowo zmienia się w pożogę, która trawi mnie od środka i od zewnątrz, powoli spala, zmienia w proch… Ból mnie oślepia, a może po prostu nie mam już oczu, które mogłyby cokolwiek widzieć. A jednak cieszy mnie to. Jestem wolna, nie muszę więcej udawać, ograniczać się czy powstrzymywać. Jestem tylko ja, ogień i…
I ono.
Stworzenie, które sprawiło mi te męki i jednocześnie tak uszczęśliwiło, zdaje się zupełnie nie przejmować szalejącymi płomieniami. Kładzie głowę obok mojej głowy i czeka. Na co?
Ogień musi połączyć się z naturą.
Ja jestem Ogniem. Magia mnie Dotknęła i zmieniła w płomienie.
To ja muszę się połączyć z naturą.
Z chwilą, gdy o tym myślę, moje ciało przestaje istnieć. Teraz naprawdę jestem Ogniem i jako Ogień wnikam w ciało stworzenia, które mnie uwolniło, stapiam się z nim w jedno.
Rozbłysk światła jest tak potężny, jakby wybuchła sama gwiazda.
***
Kiedy odzyskuję świadomość, od razu wiem, że coś się zmieniło. Czuję się jak nowo narodzona, tak pełna życia, jak jeszcze nigdy dotąd… Ale odmieniona.
Otwieram oczy. Moje ciało zniknęło, zastąpiło je nowe. Lśniąca skóra ma kolor głębokiej czerni, jak kiedyś moje włosy, ale teraz jest gładka i delikatnie połyskuje błękitem. Dłonie zmieniły się w potężne łapy zakończone ostrymi pazurami. Kiedy się poruszam, między łopatkami i z tyłu czuję nowe mięśnie.
Rozglądam się i natychmiast zauważam, że patrzę na ziemię ze znacznie większej wysokości. Jaskinia przestała istnieć, dookoła mnie są tylko gruzy, pokryte czarnym nalotem. W promieniu kilkunastu metrów wszystko jest wypalone, martwe. Przede mną są skały, piętrzą się nad moją głową na niewyobrażalną wręcz wysokość. Góry. Jestem w górach… Udało mi się!
Ostrożnie stawiam krok, potem drugi. Orientuję się, że rękami podpieram się o podłoże, ale jest mi tak niesłychanie wygodnie, więc nie zmieniam tego. Ostrożnie poruszam mięśniami na plecach i omal się nie przewracam, gdy gwałtowny podmuch unosi mnie odrobinę do góry. Spoglądam w bok i mój wzrok pada na rozległy płat cienkiej, ale wyglądającej na wytrzymałą skóry, opiętej delikatnie na kilku kościach. Skrzydło.
Mam skrzydła.
Mięśnie z tyłu okazują się długim ogonem. Każdy centymetr mojej skóry lśni, refleksy błękitu przemykają po łuskach, by zaraz dać pochłonąć się czerni.
Smok.
Słyszę to słowo w myślach, ale głos, który je wypowiada, jest mi obcy. Rozglądam się w poszukiwaniu jego właściciela, zupełnie nie zrażona tym, że odezwał się tylko w mojej głowie.
Jesteś smokiem, Eileen.
Teraz dostrzegam delikatną, wynurzającą się z rzeki kobiecą sylwetkę. Cała zbudowana jest z wody, a jej twarz wygląda jakby znajomo.
Udało ci się, Dotknięta. Podarowałaś swój Ogień naturze. Teraz sama jesteś jej częścią, tak, jak było ci przeznaczone.
Kim jesteś?, pytam.
Kiedyś byłam człowiekiem, dziewczyną, podobnie jak ty. Podarowałam naturze Wodę.
Też jesteś Dotkniętą?
Byłam. Kiedyś. Teraz jestem Naturą... Ty też jesteś.
Kiwam głową, a raczej pyskiem. Smok. Nazwa przyjemnie brzmi w moich myślach. Podoba mi się, pasuje do mnie. Chyba zawsze pasowała.
Nagle wszystko sobie przypominam: człowieka z blizną, bicie, topienie w rzece, zdradę ojca… Wybucha we mnie gniew na ten świat, na ludzi. Są okrutni. Nienawidzą magii, bo jej nie rozumieją i starają się za wszelką cenę pozbyć jej ze swojego życia, krzywdząc przy tym niewinnych… To zdrajcy. Zdradzili mnie, moją matkę... Zdradzili wszystko i wszystkich - Dotkniętych, którzy się wśród nich urodzili, Naturę, która ich stworzyła, magię, nad którą mogli panować, ale ją odrzucili. To im należy się kara. To oni powinni cierpieć...
Ogień wybucha nagle, niespodziewanie rośnie gdzieś w mojej piersi. Płonie coraz jaśniej, gdy powoli zaczerpuję powietrza. A potem krzyczę, krzyczę ze złości i bólu, z żalu, ze smutku i rozpaczy, krzyczę, bo pragnę zemsty...
A ogień odpowiada, wydobywa się z mojego gardła wraz z rykiem, którym jest teraz mój głos. Zwracam głowę w kierunku wzgórz, tam, skąd przybyłam i wzbijam się w powietrze. Niebo nad moją głową jest błękitne jak refleksy na łuskach, nieskończone, piękne. Wreszcie mogę je zobaczyć.
Jestem Eileen, Zdradzona.
Jestem Pierwszym Smokiem.
Z ogniem w piersi lecę w stronę miasta, by zmierzyć się z ludzkością.
To jest piękne - cudowne.
OdpowiedzUsuńGdyby to nie wyglądało dość nienormalnie, zaczęłabym pewnie śmiać się sama do siebie, albo (co gorsza) klaskać i podskakiwać. A tak, siedzę przed ekranem i tylko się szeroko uśmiecham...
UsuńDziękuję! <3
~ Scatty
No takiego zakończenia to się mimo wszystko nie spodziewałam.
OdpowiedzUsuńI to zakończenie, takie piękne.
Kurczę, nawet nie wiedziałam, że krótkie opowiadania mogą być takie super. Ja nie umiem pisać krótkich historii. Zazwyczaj wymyślam tyle wątków, że aby je pomieścić potrzebowałabym minimum 50 stron w Wordzie. Musze nad tym popracować.
I cieszę się, że tutaj zajrzałam. Zainspirowałaś mnie :D
Dziękuję pięknie. Krótkie historie to coś, czego dopiero się uczę, ale wcale nie są tak trudne, jak się wydają. Sęk w tym, by przedstawić fragment, a nie całość - i o, mamy króciaka ^^
UsuńCóż... Miło mi. Wpadaj częściej ;)
~ Scatty
Ten króciak jest rewelacyjny! Przejmujący i zaskakujący. I cudowny. I... kurde, zabrakło mi słów. Jest po prostu piękny.
OdpowiedzUsuńNo to mi zabrakło w odwecie słów podzięki...
UsuńHa, jesteśmy kwita!
Ale tak serio, nawet nie wiesz jak mi miło, kiedy ktoś tak pisze i wiem, że robi to szczerze ^^
~ Scatty