czwartek, 12 lutego 2015

Opowiadanie: "Zdradzona" [cz. 1/3]

Od Autorki:
Opowiadanie stworzone z myślą o konkursie "Dragoneza 2014" ogłoszonym na portalu Nowa Fantastyka. Ze względu na sporą długość ukaże się w częściach.
Miłego czytania!
~ Scatty
 ___________________________________________________


Zdradzona


Ciekawe, jak wygląda niebo.
Podobno jest błękitne. Czy to prawda?
Widziałam je kiedyś na obrazku... Ale może kłamał?
Może oni wszyscy kłamią?
Chcę wyjść.
Tak bardzo chcę stąd wyjść.

***


- Eileen?
Głos jest cichy, spokojny. Znajomy. Nie odpowiadam, nie muszę. Drzwi piwnicy uchylają się powoli, wpuszczając do środka snop dziennego światła. Nie wiem jak to jest, czuć na sobie promienie słońca. Zastanawiam się nad tym za każdym razem, gdy ona tu wchodzi.
- Eileen…
- Witaj, matko - mówię cicho. Siedzę na sienniku w kącie, oparta o zimną kamienną ścianę, kurczowo ściskając w dłoniach niewielki lichtarzyk ze stopniowo wypalającą się świeczką. Płomyk jest coraz mniejszy, niedługo zgaśnie. Ja też gasnę. Ja też się wypalam.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia, Eileen - głos matki jest ciepły, ale wyczuwam w nim drżenie. Boi się. Zawsze się boi.
- Dziękuję, matko.
Kobieta, która mnie urodziła, schodzi po wąskich schodkach, niosąc drewnianą tacę ze skromnym posiłkiem. Kobieta, która mnie tu zamknęła, podchodzi bliżej i kładzie tacę na podłodze obok mojego legowiska. Kobieta, która jest jedynym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek widziałam, ostrożnie wyjmuje z moich rąk świeczkę i od dogasającego ogarka zapala nową.
I ja też płonę.
Pamiętam, jak kiedyś opowiadała mi o świecie na górze. O miastach pełnych ludzi, którzy nawet się nie znają, o łańcuchach niewyobrażalnie wysokich gór, o dzikich puszczach i dalekich oceanach. Pokazywała mi książki, w których były śliczne, kolorowe obrazki. Opowiadała mi wtedy o tym, jak toczy się życie, jak to jest: stać tam, na powierzchni, czuć na twarzy powiew wiatru, być otoczonym przez dźwięki.
Słuchałam jej z myślą, że kiedyś uda mi się tego doświadczyć. Że wyjdę stąd, poczuję na skórze ciepło słońca... A potem spojrzę w górę i wreszcie dowiem się, jak wygląda niebo. Kiedy powiedziała mi prawdę, wpadłam w szał.
To wtedy zaczęła się mnie bać, tak jak boi się teraz, kiedy drżącą dłonią gładzi mnie po policzku i patrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, tak podobnymi do moich własnych. Posyła mi nawet uśmiech. Szkoda, że jest tak potwornie zmieniony przez rozległą bliznę po oparzeniu...
Odwracam wzrok, by nie musieć patrzeć na swoje dzieło.
- Eileen… - szepcze matka, a ja wiem, co zaraz powie. I nie uwierzę jej. - To nie była twoja wina, córeczko. Nie powinnam była… Ale to dla twojego dobra, rozumiesz? Nie daliby ci żyć tam, na górze. Tacy jak ty są karani, chociaż nie mają wpływu na to, czym obdarował ich los. - Kobieta urywa na moment, a ja czuję tylko buzujący pod sercem ogień, jaśniejszy i gorętszy z każdą sekundą. - Jesteś wyjątkowa, Eileen. Wiem to.
Matka odchodzi, a ja wciąż patrzę w bok. Po moich policzkach toczą się nienaturalnie gorące łzy, które natychmiast parują w kontakcie z chłodem skóry. Znowu jestem sama.


***


Płonę.
Moje ciało stoi w ogniu.
Jakie to przyjemne, wreszcie nie musieć dusić tego w sobie…


Ona jest potworem.
Nie! To tylko dziecko, przerażone dziecko…
Jak możesz tak mówić po tym, co ci zrobiła?
Przecież nie chciała, to moja wina…
Twoja? Sama oparzyłaś sobie twarz?
Nie powinnam była jej wtedy mówić, że…
Że co? Że nikt jej nie chce? Że nigdy stamtąd nie wyjdzie? Przecież to prawda.
Ale to jeszcze dziecko, nie panuje nad tym…
Skąd wiesz, że kiedykolwiek zapanuje?
A skąd ty wiesz, że nie?
Słyszałaś kiedyś o jakimś dorosłym, któremu się to udało?
Nie, ale…
Ona jest niebezpieczna. To nawet nie jest człowiek…
Przestań! To dziecko, zaledwie dziewczynka!
To mutant. Bestia. Wybryk natury.
To twoje dziecko!
To nie jest moje dziecko. Moje dziecko jest normalne i śpi właśnie w łóżeczku na górze. Nikomu nie robi krzywdy i nikt nie musi się go bać!
Wiesz co? To nie ona w tym domu jest potworem...


Ogień.
Jest we mnie, jest wszędzie dookoła, popieli wszystko, co napotka na swej drodze. I ja też płonę, zmieniam się w nic nie znaczącą kupkę prochu, którą przy najlżejszym podmuchu rozwieje wiatr…
Ale przecież tu nie ma wiatru.
Nie ma słońca ani nieba.
Jest tylko ogień…


***


- Eileen!
Głos jest inny niż zwykle. Natarczywy. Niechętnie otwieram oczy. Przez dłuższą chwilę niczego nie dostrzegam, oślepiona światłem.
- Eileen, wstawaj! Natychmiast!
Strach w głosie matki niepokoi mnie na tyle, że podnoszę się z siennika. Jest zupełnie ciemno, mrok pomieszczenia rozprasza jedynie płomyk świecy tuż obok.
- Matko? Co ty tu ro…?
- Nie teraz, Eileen. Słuchaj mnie uważnie. Ktoś doniósł, że tu jesteś. Przyjdą po ciebie, będą chcieli cię zabrać… - mimo słabego oświetlenia wyraźnie widzę łzy, przesłaniające błękitne oczy kobiety. - Musisz uciekać, rozumiesz? Jeśli cię złapią…
Nie musiała kończyć. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co robią takim jak ja.
Kiwam głową. Tak, muszę uciekać. Tylko dokąd?
- Idź w góry - mówi matka, jakby czytając mi w myślach. - Tam nie będą cię szukać, nie odważą się. Góry to miejsce magii, miejsce natury. Będziesz bezpieczna.
Kiwam głową. Tak, będę bezpieczna. Tylko...
- Dlaczego to robisz, matko? - pytam z lekkim zdziwieniem. Przecież się mnie boi. Nie powinna mi pomagać.
Kobieta uśmiecha się smutno.
- Jesteś moją córką. Kocham cię bardziej, niż kogokolwiek na świecie.
- Jestem potworem. - Słowa właściwie same opuszczają moje usta, zanim zdążę zastanowić się nad ich znaczeniem. Twarz matki tężeje w wyrazie szoku.
- Skąd… Skąd ci to przyszło do głowy, Eileen? Nie jesteś żadnym…
- On to powiedział. Słyszałam. Nazywał mnie potworem. Miał rację.
Nie używam słowa ojciec, chociaż wiem, co oznacza. Ale człowiek, którego powinnam tak tytułować, jest mi obcy. Nie wiem jaki kolor mają jego oczy, nie wiem, czy często się uśmiecha ani co lubi robić. Nie wiem o nim nic, bo nigdy tu nie był, nigdy ze mną nie rozmawiał. Nie wiem nawet, czy kiedykolwiek mnie widział… Chociaż nie. Musiał widzieć. Inaczej nie mógłby tak bardzo mnie nienawidzić.
- Nie jesteś potworem, Eileen… Jesteś inna, to wszystko. Różnisz się od innych ludzi, dlatego się boją, ale nie jesteś potworem…
Nie wiem, czy jej wierzę, ale jej spokojny głos tłumi nieco szalejący we mnie ogień. Sama nie dałabym sobie z nim rady... Hamuję go, ale czasami, ni z tego ni z owego, robi się potężniejszy, trudniejszy do opanowania. Czasami nie chcę już próbować, mam ochotę pozwolić mu się wydostać.
Patrzę na matkę i kiwam głową.
Nie jestem potworem. Nie jestem potworem. Nie jestem potworem. Nie jestem…
- Uciekaj, Eileen. Masz tu wszystko, czego potrzebujesz. Idź, dziecko. Nie zatrzymuj się przed świtem. Zaczną cię szukać dopiero rano, masz trochę czasu… - słyszę, że matka z trudem zachowuje spokój. To dziwne. Powinna być szczęśliwa, że odchodzę.
Wciska mi do ręki jakiś przedmiot. To skórzana torba, dość ciężka, z paskiem do przełożenia przez ramię. Po chwili matka daje mi jeszcze ciepły płaszcz i buty. Ubieram się bez słowa. Jeszcze nigdy nie miałam na sobie takich rzeczy. Nie były mi potrzebne. Słucham, kiedy matka tłumaczy mi, w którą stronę mam się skierować, którędy iść, by rano zobaczyć przed sobą szczyty. Mimowolnie czuję ekscytację. Wreszcie będę mogła zobaczyć je na własne oczy. Spoglądam z wdzięcznością na klęczącą przede mną kobietę.
- Dziękuję, matko.
- Nie dziękuj. Uciekaj stąd. Przeżyj. To będzie twoja podzięka.
Kiwam głową. Tak, muszę przeżyć.
Torba ciąży mi na ramieniu, a buty i płaszcz nieprzyjemnie drażnią skórę. To nic, przyzwyczaję się. W piwnicy, poza kręgiem światła rzucanym przez świeczkę, jest całkiem ciemno. To nic, znam to pomieszczenie. Wiem, że muszę zrobić siedem kroków i skręcić w prawo, potem jeszcze dwa i podnieść nogę na pierwszy stopień, później na kolejny i tak dwanaście razy...
Kiedy jestem już na górze, zaczynam się wahać. Zimna klamka pod dłonią gwałtownie studzi cały mój zapał, ogień wewnątrz mnie nieco przygasa. Obracam się, spoglądam na wnętrze piwnicy. Mojego więzienia. Mojego schronienia. Matka wciąż klęczy na posadzce trzymając świeczkę. Jest plamą światła w morzu ciemności, jedynym punktem, do którego mogę się odnieść. Teraz widzę, że tak wyglądało całe moje życie... Tylko ona nie pozwalała mi do końca pogrążyć się w mroku. Patrzę na jej poparzoną twarz, kiedyś tak piękną, i jest mi smutno, że muszę odejść.
“Idź”, mówi bezgłośnie matka. A może szepcze, a ja po prostu tego nie słyszę… Odwracam się z powrotem do drzwi i naciskam klamkę, tak, jak wielokrotnie o tym marzyłam.
Czeka mnie za nimi dom. Dom, w którym mieszkałam całe życie, a nawet nie wiedziałam, jak wygląda. Jest tu ciemno, prawie tak ciemno, jak w piwnicy. W ciasnym korytarzu palą się dwie niewielkie świeczki. Jedna gdzieś za rogiem, rzucając ledwie delikatną poświatę na ścianę naprzeciwko, a druga…
Serce zaczyna bić mi mocniej, gdy widzę kolejne drzwi, większe i masywniejsze niż te, które zostawiam za sobą.
Drzwi na zewnątrz, do wolności.
Dzieli mnie od nich może osiem kroków... Robię je ostrożnie, z obawą. Serce już nie łomocze, zwyczajnie galopuje, wyrywając się do przodu, właśnie w stronę tych drzwi. Czekałam na tę chwilę całe życie.
Biorę głęboki oddech i wychodzę. W moją twarz uderza zimny podmuch, przyprawiając o dreszcz. Żar we mnie znowu przygasa, stłumiony nagłą rezygnacją. Może powinnam wrócić, pozwolić, by mnie zabrali. Może tak byłoby dla wszystkich lepiej.
Potrząsam głową, gdy przypominam sobie twarz matki. Zadała sobie tyle trudu, by mnie tam ukryć, by zachować mnie przy życiu... Muszę iść. Muszę przeżyć.
Spoglądam w górę, na niebo. Czuję ukłucie rozczarowania, gdy mój wzrok, zamiast pomknąć ku nieskończonemu granatowi, o którym opowiadała mi matka, zatrzymuje się na powłoce utkanej z czegoś, co do złudzenia przypomina dym ze zdmuchniętej świeczki. Chmury… Są wysoko, wyżej niż byłabym w stanie sobie wyobrazić, ale niebo i tak zawiodło moje oczekiwania.
Ruszam przed siebie. Dookoła mnie wyrastają ogromne, mroczne kształty budynków, sporadycznie tylko oświetlonych pochodniami. Niektóre domy mają chyba kilka poziomów, ale nie widzę ich dokładnie. Wydają mi się martwe i niezamieszkane, choć wiem, że w każdym z nich śpią ludzie, nieświadomi mojej obecności. Na brukowanych ulicach nie ma żywego ducha, wszyscy ukryli się w ciepłych wnętrzach swych domostw, czekając aż wstanie dzień.
Miasto przytłacza, jego ogromne przestrzenie górują nade mną, duszą. Zimne powietrze atakuje nawykłe do duchoty piwnicy płuca, oddycham spazmatycznie, próbując pozbyć się z piersi dziwnego wrażenia ucisku. Moje nogi drżą, choć przecież wcale nie idę tak długo, by móc się zmęczyć…
Wszystko gwałtownie ustaje, gdy rozpala się ogień. Jest gdzieś we mnie, zaczyna płonąć coraz jaśniej i jaśniej, choć przecież wcale go nie widzę. Czuję jednak, jak wypala strach, jak uspokaja oddech i zdejmuje z piersi ciężar. Zawsze tak jest, gdy w jakiś sposób czuję się słabo lub źle. Ogień wszystko naprawia. Nie wiem jak to się dzieje, ale nie próbuję tego zatrzymać. To takie przyjemne...
Z ogniem w sercu ruszam dalej. W stronę gór.
Share:

9 komentarzy:

  1. Ma moc ognia? Właśnie piszę opowiadanie o żywiołach i w mojej wizji to inaczej wygląda.
    Już była książka, w której bohaterka siedziała, bo jej dotyk zabijał.
    Ale, mimo wszystko podoba mi się to. Wszystko jest opisane tak... naturalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, fajnie się złożyło :) co autor, to inna interpretacja, jak widać. Właśnie dlatego żywioły to tak wdzięczny temat. Rzecz jasna, chętnie poczytam jak to wygląda u Ciebie! ;)
      Wiem o jakiej książce mówisz. "Dotyk Julii" Tahereh Mafi, prawda? Osobiście uwielbiam.
      Dzięki i pozdrawiam ciepło!
      ~ Scatty

      Usuń
    2. Ja jej nie znam, ale o niej słyszałam
      P.S - nie podoba mi się nowy wygląd bloga.

      Usuń
    3. Cóż, jestem prawie pewna, że chodzi właśnie o nią. To jedyna pasująca do tego opisu, z którą się kiedykolwiek zetknęłam ;)

      A, to wielka szkoda. Ponieważ to, co widzisz w tle, to prapoczątki mojej przygody z pisaniem, moja pierwsza Inspiracja i swego rodzaju symbol tej części mojej skromnej osoby, która jest odpowiedzialna za stworzenie Scathach...
      No, chyba że jest dla Ciebie zwyczajnie nieczytelny. Wtedy pomyślimy, co by tu można w nim poprawić, żeby było wygodniej :)

      Usuń
    4. Skoro ma to dla ciebie takie ważne znaczenie... A tak na marginesie, co to za most?
      Tyle że jest za szaro, jak na mój gust.

      Usuń
    5. Golden Gate Bridge, San Francisco ;)

      Usuń
  2. Dostałaś za to opowiadanie jakąś nagrodę, prawda? Musiałaś dostać.
    To jest super. Niby 1/3 całego opowiadania ale wygląda jak pierwszy rozdział super książki :D
    Co mi tam, lecę czytać dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyniki wciąż owiane są mgłą niepewności. Nagrody raczej nie przewiduję, ale tak czy siak dzięki za wsparcie ;)

      ~ Scatty

      Usuń
  3. Nareszcie dotarłam, a tu taka siurpryza! Gdybym siedziała, jakie smakowitości opublikowałaś, zajrzałabym już dawno, żeby nie wiem co!
    Ale za to przeczytam od razu całość, bez wkurzającego czekania.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!