poniedziałek, 20 lipca 2015

Opowiadanie: "Papierowa" [cz. 2/3]



4.


W pokoju od paru minut nieprzerwanie rozlegał się dźwięk pracującej drukarki. Napisana przez Mary powieść była właśnie wypluwana z czarnego urządzenia z prędkością jednej strony na trzydzieści sekund, a sama autorka wpatrywała się w zamyśleniu w kolejne kartki.
Duża koperta na biurku była już wyraźnie zaadresowana, znaczek naklejony. Jeszcze tylko zawartość i mogła pomknąć poprzez liczne procedury poczty wprost na biurko wydawcy.
Mary nie mogła powstrzymać dreszczu podniecenia. Była absolutnie pewna, że ta książka jest najlepszą, jaką do tej pory napisała. Dwie wydane dotąd powieści wydały jej się teraz tandetne i nijakie, stworzone historie drętwe i bez polotu. Ale ta... Ta była wyjątkowa. Mary dobrze o tym wiedziała.
Ostatnie strony właśnie opuszczały drukarkę. Jeszcze chwila i będzie mogła pokazać ją światu...
Przeszła do kuchni. Kiedy czymś się denerwowała lub ekscytowała, zawsze chciało jej się jeść... Teraz miała ochotę na kawałek drożdżowego ciasta.
Wyjęła z szuflady nóż i spojrzała w lekkiej zadumie na ostrze. Pomyślała o Jennie.


Ocknęła się na zimnej podłodze. W lewej dłoni czuła piekący ból. Co się stało? Nieprzytomnym nieco wzrokiem zatoczyła po pomieszczeniu. Wciąż była w swojej własnej kuchni.
Uniosła się na łokciu i spojrzała w dół. Zrobiło jej się słabo, gdy na podłodze obok zobaczyła zakrwawiony nóż. Jeszcze słabiej, gdy zobaczyła co rozciął.
Wierzch dłoni Mary był całkowicie zmasakrowany. Cięcia krzyżowały się ze sobą, tworząc niezrozumiały, makabryczny wzór, krew strugami ściekała po palcach i przedramieniu.
Mary krzyknęła.
Jak..?
Pytania nie chciała formułować nawet w myślach. Wzięła kilka uspokajających oddechów, po czym wstała i czym prędzej poszła do łazienki. Opatrzyła dłoń najlepiej jak umiała, ale wykwalifikowaną pielęgniarką to ona nie była. Z apteczki wyjęła też tabletki przeciwbólowe, połknęła dwie, popijając wodą z kranu. Dopiero wtedy wróciła do kuchni.
Na podłodze zobaczyła kałużę krwi. Zakręciło jej się w głowie, więc oparła się o ścianę. Poczuła znajomy metaliczny zapach, który pamiętała z wielu, zbyt wielu swoich snów. Myślała, że znowu dostanie mdłości, ale nie.
Podobał jej się ten zapach.
Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. Czym prędzej zaczęła zmywać szkarłatny płyn z podłogi, starając się za wszelką cenę ignorować ogarniające ją poczucie spełnienia, silniejsze z każdym pachnącym krwią haustem powietrza w płucach. Przestała dopiero, gdy podłoga lśniła, a całą kuchnię wypełniał drażniący nozdrza zapach detergentu. Dopiero wtedy zorientowała się, że krew ma również na ubraniu. W panice zaczęła je z siebie ściągać, wszystko, co nosiło najmniejsze choćby ślady czerwieni, wrzuciła do pralki. Ustawiła ją na najdłuższy możliwy program i ubrała się w czyste rzeczy.
Roztrzęsiona, podeszła do szafki nocnej i wyciągnęła znajome pudełko. Kolejne dwie tabletki, tym razem popite wygazowaną wodą ze stojącej przy łóżku butelki. Mary opadła ciężko na łóżko, ukryła twarz w dłoniach.
Co się dzieje?


5.


- Kochanie? - głos Richarda wyrwał ją z transu, w który wpadła usiłując powstrzymać się przed opuszczeniem noża na własne przedramię. Pokusa była tak wielka... Przecież to tylko draśnięcie. A dałoby tyle przyjemności...
Spojrzała na męża. Był bez koszulki. Właśnie wyszedł spod prysznica i ręcznikiem wycierał mokre włosy w kolorze czekolady.
Nagle, ni z tego ni z owego, Mary wyobraziła sobie rozcięcie na jego skórze wzdłuż linii obojczyka, krew powoli spływającą na brzuch i widok jego szarych oczu wypełnionych strachem.
Krzyknęła.
- Mary...? - Richard podbiegł do niej i złapał mocno za ramiona. Nadal krzyczała. - Mary!
Wyrwała mu się i pchnęła mocno. Zatoczył się o kilka kroków wstecz, a ona upadła na kolana, skuliła się i przycisnęła dłonie do uszu.
Chcesz tego, szeptał kuszący głos w jej głowie. Chcesz, żeby on cierpiał...
- Nie, nie, NIE! - Mary nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że te słowa opuszczają jej gardło.
- Mary... - Rich stał bezradnie kilka kroków od niej. Nieśmiało spróbował się zbliżyć.
- Nie! Nie podchodź do mnie! - krzyczała w panice Mary. Odczołgała się od niego najdalej jak tylko się dało, plecami wciskała się w ścianę. Richard natychmiast się cofnął, patrząc na żonę ze strachem. Nie o siebie, bynajmniej. Bał się o Mary.
- Kochanie... Już dobrze. Nic się nie dzieje, słyszysz? Jesteś bezpieczna - mówił Rich. Głos mu drżał, ale twarz miał spokojną. Powoli, krok po kroku, podszedł do żony i kucnął przy niej. Wciąż próbowała się od niego odsunąć, patrzyła wszędzie, tylko nie na niego. - Wszystko będzie dobrze...
Ostrożnie dotknął ramienia ukochanej, usiadł, przytulił ją. Mary przylgnęła do niego mocno. Po chwili jej ciałem zaczął wstrząsać szloch.


Odpowiedź z wydawnictwa przyszła trzy dni później. Mary drżącymi dłońmi otwierała list, niemalże upuszczając przy tym zawartość. Szybko przebiegła wzrokiem tekst.
- I co?
Podniosła wzrok. Richard leżał na łóżku z książką w ręku i wyczekująco patrzył to na Mary, to na trzymaną przez nią kartkę. Od incydentu w kuchni zdecydowanie zbyt często przyłapywała męża na wpatrywaniu się w nią z zatroskanym wyrazem twarzy.
- Pisze, że chce ją wydać. Uważa, że to będzie bestseller - uśmiechnęła się, ale z jej ruchów wyraźnie przebijało zmęczenie. Mimo ukończenia powieści, sny o Jennie nie ustępowały. Wręcz przeciwnie: znacznie się nasiliły. I były coraz to bardziej drastyczne i obrzydliwe. Mary schudła i zmizerniała, wycieńczona każdorazowym zwracaniem wszystkiego, co miała w żołądku. A jednocześnie jakaś jej część pragnęła tych snów.
Czuła, że traci zmysły.
- To wspaniale, kochanie - Richard uśmiechnął się ciepło, patrząc na nią z miłością.
Nareszcie.
Myśl pojawiła się w jej głowie nie wiadomo skąd.
Właściwie Mary odniosła wrażenie, że nie należała do niej.
- Mary? Wszystko gra? - w jej rozmyślania ponownie wdarł się głos męża.
- Oczywiście. Czemu pytasz?
- Twoje oczy...
- Co z nimi? - W głosie Mary zabrzmiała nutka napięcia.
- Przez chwilę... Nie, pewnie mi się zdawało - Rich machnął ręką i wrócił wzrokiem do książki. Mogła niemalże dotknąć wiszącego w powietrzu zakłopotania.
- Rich. O co chodzi? - Nie ustępowała.
- Na moment twoje oczy zrobiły się... Zielone - odpowiedział cicho Richard. Pozornie spokojnie, ale jego palce zdecydowanie zbyt mocno zaciskały się na brzegu książki
Mary pociemniało przed oczami. Zachwiała się lekko i oparła dłonią o biurko.
- Z-zielone? - powtórzyła piskliwie.
- Daj spokój, to na pewno tylko gra światła... - przekonywał ją Rich. Skinęła głową.
- Jasne. Nie ma się czym przejmować - uśmiechnęła się krzywo, kurczowo ściskając w ręku kartkę z odpowiedzią od wydawcy.


6.


Jeszcze trochę. Jeszcze tylko kilka dni, może tygodni… Czekała tak długo, cierpliwa jak zawsze. Nie spieszyło jej się, mogła poczekać. Było warto.
Och, jak dawno nie czuła pod swoją władzą żywego ciała! Te drobne epizody były zupełnie niewystarczające. Odkąd powstała, odkąd tylko pojawiła się jako osoba, pragnęła posiadać ciało. Ciało, które należałoby tylko do niej, z którym mogłaby zrobić, co tylko zechce, choćby zniszczyć...
Za każdym razem to było tak samo cudowne. Chciała więcej. Więcej krwi, więcej strachu, więcej władzy. Chciała poczuć płynącą z tego przyjemność, czuć delikatny dreszcz, który wywoływała. Chciała… Chciała żyć. Naprawdę żyć.
Była silna. Silniejsza z każdą przelaną kroplą szkarłatu. Silniejsza z każdym dniem, zbliżającym ją do ostatecznego zwycięstwa.
Jeszcze trochę, a wszystkie jej pragnienia się urzeczywistnią. Jej historia stanie się tak prawdziwa, jak każda inna. Wystarczy, że ktoś ją pozna. Wystarczy, że zaistnieje w czyichś myślach, a wtedy...
Wtedy wreszcie przestanie być więźniem, papierową marionetką.
Ona, Jenna Sidney, będzie wolna.
Całkowicie wolna.


***


- Jesteś tego pewna, dziecko? - pełne troski spojrzenie siedzącego przed nią mężczyzny w niewytłumaczalny sposób wpędzało ją w poczucie winy.
Pokiwała głową.
- Może napijesz się najpierw herbaty? Na ukojenie nerwów...
Kolejne kiwnięcie.
Mężczyzna wstał i przeszedł przez drzwi z tyłu pomieszczenia, a Mary wbiła wzrok w blat biurka z ciemnego drewna, czekając aż wróci. Była nieco onieśmielona.
Dawno nie rozmawiała z księdzem.
Siedziała w napięciu dłuższą chwilę. Czy jej podejrzenia są słuszne? Czy konieczne będzie wezwanie specjalisty?
O powrocie duchownego poinformował ją szelest sutanny. O stół stuknęły filiżanki.
- Skąd tak... Ekstremalne przekonanie co do natury twojego, hmm, problemu? - spytał duchowny. Mary odniosła niejasne wrażenie, że zrobił to jednak bez większego zainteresowania.
- Myśli ksiądz, że tylko mi się wydaje - zgadła, po czym pokręciła głową z czymś na kształt rezygnacji. Wzięła głęboki oddech. - Zaczęło się od snów. Właściwie koszmarów. Były... obrzydliwe - skrzywiła się na samo wspomnienie. - Z początku myślałam, że to z przemęczenia, ale... - urwała na moment, po czym westchnęła. - Potem... Potem zaczęły się zaniki pamięci. Po każdym z nich odkrywałam, że... Że coś robiłam. Coś złego. - Bezwiednie potarła dłonią bandaż na przedramieniu, skrywany przez długi rękaw bluzki. - Nie ulegało wątpliwości, że to byłam ja, ale... Nie robiłam tego świadomie, rozumie ksiądz? I jeszcze te myśli...
- Myśli? - mężczyzna uniósł lekko brwi.
- Tak. Pojawiały się w mojej głowie, ale to były... Dziwne myśli. Obce - drżącymi nieco dłońmi uniosła filiżankę i upiła łyk herbaty. Była mocna i słodka.
- Smakuje ci? - spytał ni stąd ni zowąd ksiądz, gestem wskazując filiżankę.
Skinęła głową, usiłując rozszyfrować dziwny wyraz jego twarzy. Wyczekiwanie? Napięcie?
- Więc obawiam się, że nie mogę ci pomóc, drogie dziecko. To nie egzorcysty ci trzeba. - uśmiechnął się ze współczuciem.
Mary zamrugała gwałtownie.
- Ale skąd...?
- Woda święcona - Duchowny uśmiechnął się nieco szerzej na widok jej zdumienia. - Dolałem kilka kropel do twojej herbaty. Gdyby twoje ciało opętał szatan... Cóż, krótko mówiąc, już byśmy o tym wiedzieli.
Naprawdę myślałaś, że to będzie takie proste?
Mary gwałtownie zaschło w ustach. W kobiecym głosie w jej głowie pobrzmiewała drwina i poczucie wyższości. Wstała z trudem.
- W-w takim razie b-bardzo dziękuję za p-poświęcenie mi chwili. Z Bogiem - wydusiła z siebie i szybko ruszyła w stronę drzwi.
Przede mną nie uciekniesz...
Myśl, jak poprzednie, pojawiła się znienacka i całkowicie wbrew woli Mary. Odruchowo przycisnęła dłonie do uszu, by więcej nie słyszeć, zupełnie jakby miało to w czymkolwiek pomóc…
Drogę do domu pokonała w pełnym biegu.
Share:

1 komentarz:

  1. Fenomenalne, dynamiczna i zwarta historia. Ta dzikość i bestialstwo wydobywające się z ludzkiego umysłu, koszmar, demon stworzony przez człowieka, wytwór umysłu jego największy nemezis. Gdy umysł usypia budzą się demony.
    Czekam na zakończenie.
    PS Tekst jest bardzo ciekawy od strony psychologii jak i zawiera pewne przesłanie filozoficzne odnoszące się "Krytyki czystego rozumu"

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!