4.
W
pokoju od paru minut nieprzerwanie rozlegał się dźwięk pracującej
drukarki. Napisana przez Mary powieść była właśnie wypluwana z
czarnego urządzenia z prędkością jednej strony na trzydzieści
sekund, a sama autorka wpatrywała się w zamyśleniu w kolejne
kartki.
Duża
koperta na biurku była już wyraźnie zaadresowana, znaczek
naklejony. Jeszcze tylko zawartość i mogła pomknąć poprzez
liczne procedury poczty wprost na biurko wydawcy.
Mary
nie mogła powstrzymać dreszczu podniecenia. Była absolutnie pewna,
że ta książka jest najlepszą, jaką do tej pory napisała. Dwie
wydane dotąd powieści wydały jej się teraz tandetne i nijakie,
stworzone historie drętwe i bez polotu. Ale ta... Ta była
wyjątkowa. Mary dobrze o tym wiedziała.
Ostatnie
strony właśnie opuszczały drukarkę. Jeszcze chwila i będzie
mogła pokazać ją światu...
Przeszła
do kuchni. Kiedy czymś się denerwowała lub ekscytowała, zawsze
chciało jej się jeść... Teraz miała ochotę na kawałek
drożdżowego ciasta.
Wyjęła
z szuflady nóż i spojrzała w lekkiej zadumie na ostrze. Pomyślała
o Jennie.
Ocknęła
się na zimnej podłodze. W lewej dłoni czuła piekący ból. Co się
stało? Nieprzytomnym nieco wzrokiem zatoczyła po pomieszczeniu.
Wciąż była w swojej własnej kuchni.
Uniosła
się na łokciu i spojrzała w dół. Zrobiło jej się słabo, gdy
na podłodze obok zobaczyła zakrwawiony nóż. Jeszcze słabiej, gdy
zobaczyła co rozciął.
Wierzch
dłoni Mary był całkowicie zmasakrowany. Cięcia krzyżowały się
ze sobą, tworząc niezrozumiały, makabryczny wzór, krew strugami
ściekała po palcach i przedramieniu.
Mary
krzyknęła.
Jak..?
Pytania
nie chciała formułować nawet w myślach. Wzięła kilka
uspokajających oddechów, po czym wstała i czym prędzej poszła do
łazienki. Opatrzyła dłoń najlepiej jak umiała, ale
wykwalifikowaną pielęgniarką to ona nie była. Z apteczki wyjęła
też tabletki przeciwbólowe, połknęła dwie, popijając wodą z
kranu. Dopiero wtedy wróciła do kuchni.
Na
podłodze zobaczyła kałużę krwi. Zakręciło jej się w głowie,
więc oparła się o ścianę. Poczuła znajomy metaliczny zapach,
który pamiętała z wielu, zbyt wielu swoich snów. Myślała, że
znowu dostanie mdłości, ale nie.
Podobał
jej
się ten zapach.
Nie
miała pojęcia, co się z nią dzieje. Czym prędzej zaczęła
zmywać szkarłatny płyn z podłogi, starając się za wszelką cenę
ignorować ogarniające ją poczucie spełnienia, silniejsze z każdym
pachnącym krwią haustem powietrza w płucach. Przestała dopiero,
gdy podłoga lśniła, a całą kuchnię wypełniał drażniący
nozdrza zapach detergentu. Dopiero wtedy zorientowała się, że krew
ma również na ubraniu. W panice zaczęła je z siebie ściągać,
wszystko, co nosiło najmniejsze choćby ślady czerwieni, wrzuciła
do pralki. Ustawiła ją na najdłuższy możliwy program i ubrała
się w czyste rzeczy.
Roztrzęsiona,
podeszła do szafki nocnej i wyciągnęła znajome pudełko. Kolejne
dwie tabletki, tym razem popite wygazowaną wodą ze stojącej przy
łóżku butelki. Mary opadła ciężko na łóżko, ukryła twarz w
dłoniach.
Co
się dzieje?
5.
-
Kochanie? - głos Richarda wyrwał ją z transu, w który wpadła
usiłując powstrzymać się przed opuszczeniem noża na własne
przedramię. Pokusa była tak wielka... Przecież to tylko
draśnięcie. A dałoby tyle przyjemności...
Spojrzała
na męża. Był bez koszulki. Właśnie wyszedł spod prysznica i
ręcznikiem wycierał mokre włosy w kolorze czekolady.
Nagle,
ni z tego ni z owego, Mary wyobraziła sobie rozcięcie na jego
skórze wzdłuż linii obojczyka, krew powoli spływającą na brzuch
i widok jego szarych oczu wypełnionych strachem.
Krzyknęła.
-
Mary...? - Richard podbiegł do niej i złapał mocno za ramiona.
Nadal krzyczała. - Mary!
Wyrwała
mu się i pchnęła mocno. Zatoczył się o kilka kroków wstecz, a
ona upadła na kolana, skuliła się i przycisnęła dłonie do uszu.
Chcesz
tego, szeptał
kuszący głos w jej głowie. Chcesz,
żeby on cierpiał...
-
Nie,
nie, NIE! - Mary nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że te słowa
opuszczają jej gardło.
-
Mary... - Rich stał bezradnie kilka kroków od niej. Nieśmiało
spróbował się zbliżyć.
-
Nie! Nie podchodź do mnie! - krzyczała w panice Mary. Odczołgała
się od niego najdalej jak tylko się dało, plecami wciskała się w
ścianę. Richard natychmiast się cofnął, patrząc na żonę ze
strachem. Nie o siebie, bynajmniej. Bał się o Mary.
-
Kochanie... Już dobrze. Nic się nie dzieje, słyszysz? Jesteś
bezpieczna - mówił Rich. Głos mu drżał, ale twarz miał
spokojną. Powoli, krok po kroku, podszedł do żony i kucnął przy
niej. Wciąż próbowała się od niego odsunąć, patrzyła
wszędzie, tylko nie na niego. - Wszystko będzie dobrze...
Ostrożnie
dotknął ramienia ukochanej, usiadł, przytulił ją. Mary
przylgnęła do niego mocno. Po chwili jej ciałem zaczął wstrząsać
szloch.
Odpowiedź
z wydawnictwa przyszła trzy dni później. Mary drżącymi dłońmi
otwierała list, niemalże upuszczając przy tym zawartość. Szybko
przebiegła wzrokiem tekst.
-
I co?
Podniosła
wzrok. Richard leżał na łóżku z książką w ręku i wyczekująco
patrzył to na Mary, to na trzymaną przez nią kartkę. Od incydentu
w kuchni zdecydowanie zbyt często przyłapywała męża na
wpatrywaniu się w nią z zatroskanym wyrazem twarzy.
-
Pisze, że chce ją wydać. Uważa, że to będzie bestseller -
uśmiechnęła się, ale z jej ruchów wyraźnie przebijało
zmęczenie. Mimo ukończenia powieści, sny o Jennie nie ustępowały.
Wręcz przeciwnie: znacznie się nasiliły. I były coraz to bardziej
drastyczne i obrzydliwe. Mary schudła i zmizerniała, wycieńczona
każdorazowym zwracaniem wszystkiego, co miała w żołądku. A
jednocześnie jakaś jej część pragnęła tych snów.
Czuła,
że traci zmysły.
-
To wspaniale, kochanie - Richard uśmiechnął się ciepło, patrząc
na nią z miłością.
Nareszcie.
Myśl
pojawiła się w jej głowie nie wiadomo skąd.
Właściwie
Mary odniosła wrażenie, że nie należała do niej.
-
Mary? Wszystko gra? - w jej rozmyślania ponownie wdarł się głos
męża.
-
Oczywiście. Czemu pytasz?
-
Twoje oczy...
-
Co z nimi? - W głosie Mary zabrzmiała nutka napięcia.
-
Przez chwilę... Nie, pewnie mi się zdawało - Rich machnął ręką
i wrócił wzrokiem do książki. Mogła niemalże dotknąć
wiszącego w powietrzu zakłopotania.
-
Rich. O co chodzi? - Nie ustępowała.
-
Na moment twoje oczy zrobiły się... Zielone - odpowiedział cicho
Richard. Pozornie spokojnie, ale jego palce zdecydowanie zbyt mocno
zaciskały się na brzegu książki
Mary
pociemniało przed oczami. Zachwiała się lekko i oparła dłonią o
biurko.
-
Z-zielone? - powtórzyła piskliwie.
-
Daj spokój, to na pewno tylko gra światła... - przekonywał ją
Rich. Skinęła głową.
-
Jasne. Nie ma się czym przejmować - uśmiechnęła się krzywo,
kurczowo ściskając w ręku kartkę z odpowiedzią od wydawcy.
6.
Jeszcze
trochę. Jeszcze tylko kilka dni, może tygodni… Czekała tak
długo, cierpliwa jak zawsze. Nie spieszyło jej się, mogła
poczekać. Było warto.
Och,
jak dawno nie czuła pod swoją władzą żywego ciała! Te drobne
epizody były zupełnie niewystarczające. Odkąd powstała, odkąd
tylko pojawiła się jako osoba, pragnęła posiadać ciało. Ciało,
które należałoby tylko do niej, z którym mogłaby zrobić, co
tylko zechce, choćby zniszczyć...
Za
każdym razem to było tak samo cudowne. Chciała więcej. Więcej
krwi, więcej strachu, więcej władzy. Chciała poczuć płynącą z
tego przyjemność, czuć delikatny dreszcz, który wywoływała.
Chciała… Chciała żyć.
Naprawdę
żyć.
Była
silna. Silniejsza z każdą przelaną kroplą szkarłatu. Silniejsza
z każdym dniem, zbliżającym ją do ostatecznego zwycięstwa.
Jeszcze
trochę, a wszystkie jej pragnienia się urzeczywistnią. Jej
historia stanie się tak prawdziwa, jak każda inna. Wystarczy, że
ktoś ją pozna. Wystarczy, że zaistnieje w czyichś myślach, a
wtedy...
Wtedy
wreszcie przestanie być więźniem, papierową marionetką.
Ona,
Jenna Sidney, będzie wolna.
Całkowicie
wolna.
***
-
Jesteś tego pewna, dziecko? - pełne troski spojrzenie siedzącego
przed nią mężczyzny w niewytłumaczalny sposób wpędzało ją w
poczucie winy.
Pokiwała
głową.
-
Może napijesz się najpierw herbaty? Na ukojenie nerwów...
Kolejne
kiwnięcie.
Mężczyzna
wstał i przeszedł przez drzwi z tyłu pomieszczenia, a Mary wbiła
wzrok w blat biurka z ciemnego drewna, czekając aż wróci. Była
nieco onieśmielona.
Dawno
nie rozmawiała z księdzem.
Siedziała
w napięciu dłuższą chwilę. Czy jej podejrzenia są słuszne? Czy
konieczne będzie wezwanie specjalisty?
O
powrocie duchownego poinformował ją szelest sutanny. O stół
stuknęły filiżanki.
-
Skąd tak... Ekstremalne przekonanie co do natury twojego, hmm,
problemu? - spytał duchowny. Mary odniosła niejasne wrażenie, że
zrobił to jednak bez większego zainteresowania.
-
Myśli ksiądz, że tylko mi się wydaje - zgadła, po czym pokręciła
głową z czymś na kształt rezygnacji. Wzięła głęboki oddech. -
Zaczęło się od snów. Właściwie koszmarów. Były... obrzydliwe
- skrzywiła się na samo wspomnienie. - Z początku myślałam, że
to z przemęczenia, ale... - urwała na moment, po czym westchnęła.
- Potem... Potem zaczęły się zaniki pamięci. Po każdym z nich
odkrywałam, że... Że coś robiłam. Coś złego. - Bezwiednie
potarła dłonią bandaż na przedramieniu, skrywany przez długi
rękaw bluzki. - Nie ulegało wątpliwości, że to byłam ja, ale...
Nie robiłam tego świadomie,
rozumie ksiądz? I jeszcze te myśli...
-
Myśli? - mężczyzna uniósł lekko brwi.
-
Tak. Pojawiały się w mojej głowie, ale to były... Dziwne myśli.
Obce - drżącymi nieco dłońmi uniosła filiżankę i upiła łyk
herbaty. Była mocna i słodka.
-
Smakuje ci? - spytał ni stąd ni zowąd ksiądz, gestem wskazując
filiżankę.
Skinęła
głową, usiłując rozszyfrować dziwny wyraz jego twarzy.
Wyczekiwanie? Napięcie?
-
Więc obawiam się, że nie mogę ci pomóc, drogie dziecko. To nie
egzorcysty ci trzeba. - uśmiechnął się ze współczuciem.
Mary
zamrugała gwałtownie.
-
Ale skąd...?
-
Woda święcona - Duchowny uśmiechnął się nieco szerzej na widok
jej zdumienia. - Dolałem kilka kropel do twojej herbaty. Gdyby twoje
ciało opętał szatan... Cóż, krótko mówiąc, już byśmy o tym
wiedzieli.
Naprawdę
myślałaś, że to będzie takie proste?
Mary
gwałtownie zaschło w ustach. W kobiecym głosie w jej głowie
pobrzmiewała drwina i poczucie wyższości. Wstała z trudem.
-
W-w takim razie b-bardzo dziękuję za p-poświęcenie mi chwili. Z
Bogiem - wydusiła z siebie i szybko ruszyła w stronę drzwi.
Przede
mną nie uciekniesz...
Myśl,
jak poprzednie, pojawiła się znienacka i całkowicie wbrew woli
Mary. Odruchowo przycisnęła dłonie do uszu, by więcej nie
słyszeć, zupełnie jakby miało to w czymkolwiek pomóc…
Drogę
do domu pokonała w pełnym biegu.
Fenomenalne, dynamiczna i zwarta historia. Ta dzikość i bestialstwo wydobywające się z ludzkiego umysłu, koszmar, demon stworzony przez człowieka, wytwór umysłu jego największy nemezis. Gdy umysł usypia budzą się demony.
OdpowiedzUsuńCzekam na zakończenie.
PS Tekst jest bardzo ciekawy od strony psychologii jak i zawiera pewne przesłanie filozoficzne odnoszące się "Krytyki czystego rozumu"