sobota, 18 kwietnia 2015

Opowiadanie: "Bursztyn" [cz. 4/4]

- Kastytisie!
Serce rybaka przyspieszyło, jak zwykle, gdy słyszał głos bogini. Odwrócił się ku morzu, w sam raz by zobaczyć, jak królowa wyłania się z wody. Uśmiechnął się lekko, widząc, jak morze wokół uspokaja się, a dotąd zachmurzone niebo rozjaśnia, ustępując miejsca pogodnemu słońcu.
- Witaj, Jurato - odpowiedział, gdy kobieta znalazła się przy nim. Wciąż nie mógł wyjść ze zdumienia, że sama bogini mórz zaszczyca go swoją obecnością, i najwyraźniej... Najwyraźniej sprawia jej to przyjemność. - Jesteś wyjątkowo hojna. Rybacy z wioski nie mogą się nadziwić, jak pełne są ostatnio ich sieci - dodał po chwili, uśmiechając się szerzej na wspomnienie zszokowanych min sąsiadów, gdy wrócili z połowu.
- Cóż...  Chyba jestem coś winna twojemu ludowi za te wszystkie lata, kiedy... - bogini urwała, a na jej twarz wpłynął znajomy mu już delikatny rumieniec.
Bogowie, jaka ona piękna.
- To nie była twoja wina - powiedział jednak szybko, nie mogąc znieść jej pełnego poczucia winy spojrzenia utkwionego w piasku. - Miałaś ważniejsze sprawy na głowie, niż banda śmiertelników pałętających się po brzegu... - dodał, i znowu poczuł, jak jego serce przyspiesza, gdy Jurata spojrzała nań z wdzięcznością. Uderzyło go to, że bogini najwyraźniej wstydziła się swojego postępowania wobec rybaków. Jeśli choć przez chwilę, od kiedy ją poznał, czuł wobec niej złość za takie traktowanie jego ziomków, w tym momencie z pewnością tego żałował.
Jurata milczała przez chwilę, a Kastytis po prostu patrzył na nią, chłonąc widok który, był tego pewien, zostanie z nim na zawsze, niezależnie od tego, jak potoczy się jego życie. Gdy tylko o tym pomyślał, nabrał przekonania, że gdyby to było konieczne, bez wahania poświęciłby wszystko dla jej szczęścia, spokoju, uśmiechu...
Dla niej.

***

- Kastytisie... - odezwała się po chwili Jurata, rozkoszując się brzmieniem tego imienia w swoich ustach. Uwielbiała je wymawiać. Kastytis. - ... Naprawdę mi przykro, z powodu tego, co się stało - powiedziała cicho. Jak to możliwe, że on wciąż tu stał, że jego pięknej twarzy nie wykrzywił grymas wściekłości i pogardy dla bóstwa, które tak zlekceważyło jego i jego ziomków? Jak to możliwe, że sam poprosił ją o to, by się z nim spotkała? Nie była w stanie odpowiedzieć sobie na te pytania.
- Niepotrzebnie - usłyszała jego głos, dziwnie miękki i łagodny. - Mówiłem już, to nie była twoja wina...
- Wiem, że chcesz mnie pocieszyć, i dziękuję ci za to, ale doskonale wiem, że to była moja wina. To, że przestałam pomagać twojemu ludowi, jest niewybaczalne... - zaczęła, próbując znaleźć słowa przeprosin.
- A jednak nikt nie ma ci tego za złe.
Podniosła na niego wzrok, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Napotkała spojrzenie jego zielonych oczu, dostrzegła w nich szczerość, a nawet lekkie rozbawienie. Czyżby rzeczywiście nie był na nią wściekły? Na tą, która powinna była dbać o wszystkich swych poddanych z równą troską, zamiast skupiać się na tych najbardziej bezbronnych? Na tą, która zawiodła swój lud, swoją bursztynową koronę?
Zalała ją fala wdzięczności i ulgi, gdy uświadomiła sobie, że rybak jest z nią zupełnie szczery. Nawet nie zdawała sobie dotąd sprawy, jak bardzo ciążyło jej to, że młodzieniec mógłby mieć do niej żal o zaniedbywanie rybaków. Że mógłby nią gardzić... A teraz, kiedy patrzyła na jego pogodną, uśmiechniętą twarz, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mogłaby mu zaufać. Że niezależnie od wszystkiego, on, właśnie on, ten ubogi rybak z małej, nic nie znaczącej wioski, byłby jej droższy niż ktokolwiek inny...

***

Zaufanie to dziwna rzecz.
Kastytis i Jurata przekonali się o tym na własnej skórze. Obojgu ciążyły ich własne myśli, od niepamiętnych czasów skrywane przed światem na dnie samotnych serc. I oboje postanowili zaryzykować, wypowiadając je na głos.
Rybak opowiedział bogini nieznaną dotąd nikomu historię swojego krótkiego życia: o tym, jak jego ojciec zaginął na morzu jeszcze przed jego urodzeniem, o miłości, którą okazywała mu matka, o jej chorobie i wreszcie o ostatnich dniach przed jej śmiercią, kiedy bez chwili wytchnienia czuwał przy jej łóżku, starając się nieść jej otuchę i dawać ulgę w cierpieniu. Królowa słuchała cierpliwie i ze współczuciem tak szczerym, że Kastytisowi miękło serce od samego patrzenia na jej smutną twarz.
Jurata z kolei wyjawiła mu swoje najgłębiej skrywane tajemnice: o tym, jak bardzo ciąży jej odpowiedzialność za królestwo i o słabości, którą czuła zawsze, gdy któremuś z jej poddanych działa się krzywda... Mówiła o towarzyszącym jej ciągłym strachu przed niepowodzeniem, przed tym, że zawiedzie siebie i swoje królestwo.
Oboje poczuli się zaskakująco lekko, mogąc dzielić swe sekrety z tym drugim. Oboje wiedzieli też, że są w pełni bezpieczne, zupełnie tak, jakby nigdy ich nie wyjawiali.

***

- Jurato? - odezwał się któregoś razu Kastytis, kiedy oboje siedzieli na suchym piasku plaży, wpatrzeni w rozlewające się po brzegu fale.
- Tak?
- Ja… Wiem, że jestem tylko człowiekiem i…
- Nie jesteś TYLKO człowiekiem - przerwała mu natychmiast Jurata, ale on nie słuchał.
- … i nie mam żadnego prawa, by oczekiwać od ciebie czegokolwiek, ale… - urwał na moment, po czym odwrócił ku niej głowę i spojrzał w najpiękniejsze oczy na świecie. Mógłby wpatrywać się w nie godzinami, wyczekując każdej, najdrobniejszej nawet zmiany ich odcienia. - Kocham cię - powiedział cicho, po czym odwrócił głowę, by nie wprawiać jej niepotrzebnie w zakłopotanie. Z pewnością za chwilę go zruga, powie, że plecie głupoty, i że niemożliwy jest związek bogini ze śmiertelnikiem...
Tym większe było jego zdumienie, gdy poczuł na policzku ciepło i miękkość jej drobnej dłoni. Jurata delikatnie odwróciła jego twarz z powrotem ku swojej i uśmiechnęła się lekko. Kastytis wpatrywał się w tę piękną twarz z mocno bijącym sercem.
- Ja też cię kocham - wyszeptała bogini, delikatnie przesuwając dłonią po jego policzku. Potem niespodziewanie wstała i pociągnęła go za sobą. Stanęła pomiędzy nim a morzem, wciąż patrząc mu w oczy roziskrzonym spojrzeniem w kolorze czystego błękitu. Ujęła jego szorstkie, spracowane dłonie w swoje, małe i delikatne, a potem zaczęła iść tyłem w stronę wody.
Oszołomiony Kastytis podążył za nią. Jurata tymczasem dotarła do wody i zaczęła się zanurzać, a on zaraz za nią. Otworzył usta, by zaprotestować, ale zrezygnował, widząc na jej twarzy pewność i spokój.
Po chwili woda sięgała mu pasa. Bogini nie przestawała iść, powoli, choć konsekwentnie brnąc wgłąb morza.
Postanowił jej zaufać.
Kiedy dotarli do momentu, w którym Jurata była już całkowicie zanurzona, Kastytis wziął głęboki oddech i zanurkował. Oczy miał zamknięte, z doświadczenia wiedząc, że otwieranie ich w słonej wodzie nie jest zbyt dobrym pomysłem.
Szli dalej. Rybak powoli zaczynał tracić oddech. Już miał otworzyć jednak oczy i zasygnalizować, że musi wypłynąć na powierzchnię, gdy nagle poczuł na ustach delikatne muśnięcie pocałunku. Z wrażenia zupełnie zapomniał o powietrzu, o słonej wodzie… O wszystkim. Odwzajemnił pocałunek, chłonąc piękno tej chwili każdym zakątkiem oszołomionego umysłu.
Kiedy się od niego odsunęła, odruchowo otworzył oczy. Ze zdumieniem zdał sobie sprawę z tego, że widzi wyraźnie, niemalże jak przez powietrze. Mało tego, nie czuł znajomego szczypania wywołanego kontaktem z wodą.
Czuł się… Doskonale.
Następną rzeczą, którą sobie uświadomił był fakt, że nie tylko zapomniał o oddychaniu, ale i w ogóle przestał go potrzebować.
Spojrzał na Juratę. Uśmiechała się.
On również szeroko się uśmiechnął. A potem chwycił jej dłoń i pozwolił poprowadzić się dalej w głębiny Bałtyku.

***

Tymczasem daleko, unosząc się swobodnie w przestworzach nieba, bóg Perkun obserwował zakochanych wzrokiem pełnym pogardy i zimnej nienawiści. Spojrzeniem z łatwością przenikał przez wodę, słuch miał czulszy niż jakakolwiek żywa istota na tym świecie. Wiedział już, że został oszukany.
I zamierzał się zemścić.

***

- … Jurata i Kastytis schronili się przed gniewem złego Perkuna w Bursztynowym Pałacu. Nic jednak nie było w stanie powstrzymać rozwścieczonego bóstwa od dokonania zemsty. Zebrał on całą potęgę, jaką dysponował i wykuł najsroższy piorun, jaki mógł kiedykolwiek powstać… A potem cisnął go prosto w Bałtyk, w miejsce, gdzie położona była siedziba królowej – donośny męski głos ucichł na moment, a w karczmie rozległy się stłumione okrzyki przerażenia. – Jurata, jako nieśmiertelna bogini, wyszła cało z tego potwornego ataku, a za sprawą gromowładcy bezpiecznie opuściła Pałac. Kastytis natomiast został uwięziony pod jego gruzami, gdzie spoczywa po dziś dzień – przemawiający mężczyzna zdjął kapelusz i przyłożył go do piersi w geście szacunku. Milczał przez dłuższy moment. – Powiadają – podjął po chwili – że Jurata ukryła się przed wzrokiem boga niebios i czeka na możliwość pomszczenia ukochanego. Może to i prawda. Wiem jednak z pewnością, że ziomkowie Kastytisa od tamtych strasznych wydarzeń poczęli nazywać swoją wioskę imieniem bogini. Na wybrzeżu od czasu do czasu pojawiają się zaś natomiast niewielkie odłamki złotego kamienia pochodzącego z ruin Bursztynowego Pałacu…
Rozległy się wiwaty, gdy mężczyzna wstał i zamaszyście się ukłonił. Postawiono przed nim kufel piwa, który z ochotą wypił. Wymawiając się grzecznie od dalszych prezentów i wyrazów uznania, przecisnął się przez tłum i wyszedł z karczmy. Poprawił przewieszoną przez ramię lutnię i niewielką sakwę, po czym nałożył kapelusz.
A potem Dallil, syn Tellila, wnuk Ellila z Juraty, ruszył w dalszą podróż, by na całym wybrzeżu Bałtyku nie pozostała ani jedna miejscowość, w której nie słyszano by opowieści o małej rybackiej wiosce, o dobrej bogini mórz, ubogim młodzieńcu i ich pięknej miłości.

  
KONIEC


Share:

6 komentarzy:

  1. To juz koniec... Jak dobrze, ze piszesz tez inne rzeczy :3 Co ja moge powiedziec. Nic nowego, powtorze: uwielbiam Twoj styl, to jak budujesz relacje miedzy postaciami, ogolny klimat. Urocze bylo przedstawienie rodzacego sie uczucia pomiedzy Jurata a Kastytisem :3 Czytanie Ciebie to ogromna przyjemnosc. Czekam na wiecej, sciagam z glowy beret i klaniam sie uprzejmie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Banan na twarzy to bardzo ciekawa rzecz. Przylepia się taki nie wiadomo kiedy i zejść nie chce...
      Odkłaniam się uprzejmie ;D
      ~ Scatty

      Usuń
  2. Opowieść niby mi znana, a jednak czytałam tak, jakbym pierwszy raz się z nią spotkała. A wszystko przez to, że piszesz nieprawdopodobnie plastycznie. Twoje sceny są niemal namacalne, a dialogi tak naturalne, jakby słyszało się prawdziwą rozmowę. YAG!
    Pozdrawiam
    Hania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to niezmiernie, zwłaszcza usłyszane od osoby, która znała wcześniej legendę.
      Dzięki!
      ~ Scatty

      Usuń
    2. Choć ostatnio nie mam na nic czasu, pamietam, żeby czytać twojego bloga.
      W tym wpisie nie mam ci nic do zarzucenia

      Usuń
    3. Bardzo miło mi to słyszeć :)
      Sama zaniedbałam komentowanie Twojego, za co bardzo przepraszam :( postaram się szybko nadrobić!
      ~ Scatty

      Usuń

Drogi Czytelniku!
Czytasz? Komentuj!
Nic tak nie motywuje do dalszej pracy, jak widok komentarzy pod tekstami. Pozytywnych, krytycznych, obojętnie - byle szczerych!